Przydługawy sitcom

- Janie, zasłałem łóżko.
- O to świetnie. Będę miał mniej do pracy.
- Oj, nie bałdzo, nie bałdzo.

11.12.2006 13:20

Może i kilka lat temu ten dowcip bawił, może i dziś kąciki ust drgają wyrywając się do uśmiechu. Ale nie bawi 695 takich dowcipów opowiedzianych jeden za drugim. Kiedy znajdzie się klucz do tego żartu, to nawet bardzo wyrywne do drgania usta nie poruszają się. Podobnie rzecz ma się z żartami w Różowej Panterze. Z tą jednak różnicą, że one nawet na początku nie śmieszą.

Cały dowcip filmu sprowadza się jedynie do przekręcania słów przez głównego bohatera- inspektora Clouseau (w tej roli wybitnie irytujący Steve Martin) albo też do jego mocno fajtłapowatych poczynań. I tak na przykład inspektor ma problemy z zaparkowaniem samochodu, mając możliwość skorzystania z dobrych kilkudziesięciu metrów parkingu.

Zasadniczo na takich właśnie idiotyzmach zasadza się akcja filmu. Oczywiście jest też miejsce na fabułę, ale ona trochę kuleje i nie bardzo porywa. Bo oto podczas meczu Francji z Chinami zostaje zamordowany trener piłkarski Francji, do tego ofierze zrabowano pierścień z bezcennym diamentem, znanym jako Różowa Pantera. Nadinspektor Dreyfuss do śledztwa włącza inspektora Clouseau- niezdarnego wybitnie żandarma, w stronę którego zwróci uwagę mediów, a sam w tym czasie rozwiąże zagadkę Różowej Pantery.

Śmierdzi to oczywiście wersją z 1963 roku. Ale od tego czasu minęło ponad 40 lat, zmieniła się kultura, obyczaje, a dowcip stał się nieco bardziej rozpasany. Nieco inny. Nie śmieszą potyczki werbalne, nie śmieszą żarty rodem z Flipa i Flapa…. W kulturze XXI wieku już nie ma miejsca dla Benny Hilla i jego archaicznych zabawek. Oczywiście można Flipa i Flapa uznać za wzór, za punkt odniesienia, ale sam Flip i Flap to już wiocha.

I nie jest to zarzut, czy powód do rozmyślań nad upadkiem dowcipu. Jest to jedynie znak, że idziemy do przodu, że w każdej kwestii, nawet w kwestii dowcipu ewoluujemy. Nie ma więc sensu wracać do archaicznych żartów i klimatu lat 60 przenosić na ekrany. Bo to kiedyś bawiło, a teraz irytuje.

I ten ważny „szczegół” przeoczyli twórcy Różowej Pantery. Słabą fabułę ubrali w tandetnie archaiczne stroje. I mimo, że szata podobno nie zdobi, to tu była ona fundamentem. Tu dowcip miał królować, a miast dowcipu pojawiły się żarty głupawe z serii przychodzi baba do lekarza. Nie udał się twórcom film, a Steve Martin idealnie wpasował się w estetykę infantylno-głupawą, dodając cegiełkę do ułomnej budowli. Nędzny to film i tylko dla ludzi o stalowych nerwach. Ja w oglądaniu przyjąć musiałam system ratalny.

Różowa Pantera to taki trochę wydłużony sitcom na miarę Szpitala na perypetiach, tylko chyba jeszcze mniej zabawny. Można przy tym ćwiczyć charakter.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)