Pyrkon to coś więcej niż impreza dla wtajemniczonych. Poznań ma się czym chwalić
Wyjazd na Pyrkon traktuję już jako rodzinną tradycję. Od czterech lat pakuję do samochodu żonę i dziecko z przekonaniem, że na festiwalu każdy znajdzie coś dla siebie. Jeżeli ktoś nigdy nie był na Pyrkonie, obawiając się bandy ekscentrycznych miłośników niszowych rozrywek, powinien czym prędzej zrewidować swój pogląd.
21.05.2018 | aktual.: 01.04.2019 13:28
Pierwszy raz pojechałem na Pyrkon w 2014 r. i byłem jednym z 25 tys. uczestników największej imprezy dla polskich miłośników fantastyki. Cztery lata później teren Międzynarodowych Targów Poznańskich odwiedziło ponoć 50 tys. osób (taka liczba dotarła do mnie już drugiego dnia imprezy), czyniąc z Pyrkonu fenomen na skalę europejską, który zaczynał jako lokalny zlot dla kilkuset poznaniaków.
Konwenty dla fanów szeroko rozumianej fantastyki odbywają się w całej Polsce, jednak to właśnie w Poznaniu udało się przerobić niszową imprezę dla wtajemniczonych na prawdziwe święto popkultury. Oczywiście nie brakuje osób, które tęsknią za klimatem lokalnego wydarzenia i upatrują w obecnym Pyrkonie maszynkę do zarabiania pieniędzy. Faktycznie, cena za 3-dniowy karnet rośnie z roku na rok (ostatnio wejściówka podrożała z 80 do 120 zł), jednak duch inicjatywy "od fanów dla fanów" jest cały czas odczuwalny.
Pyrkon pokazywany w mediach to przede wszystkim wielkie przedsięwzięcie, które przyciąga dziesiątki tys. osób z całej Polski i gości z zagranicy. Ogromne hale i place wypełnione poprzebieranymi ludźmi w każdym wieku, stoiska z gadżetami, wystawy, kąciki tematyczne, polskie i zagraniczne gwiazdy rozdające autografy. Druga twarz Pyrkonu kryje się w mniejszych salach, gdzie odbywają się prelekcje, spotkania fanów danego filmu czy fikcyjnego uniwersum. W wyznaczonych strefach można poznać zasady rozmaitych gier planszowych, figurkowych czy karcianych, powymieniać się doświadczeniami i dyskutować z ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Odwiedzić tolkienowską krainę elfów, przenieść się na pustkowia w postapokaliptycznym świecie lub napić się w kantynie, którą 41 lat temu odwiedził Luke Skywalker. Wszystko dzięki prawdziwym pasjonatom, którzy chcą współtworzyć polskie środowisko miłośników fantastyki.
W Pyrkonie najwspanialsze jest to, że łączy na pozór skrajnie odmiennych ludzi, oferując każdemu pożądaną dawkę fantastyki. W jednym miejscu spotykają się nastolatkowie przebierający się za bohaterów z ulubionego anime, dorośli przedstawiciele Legionu 501 (właściciele profesjonalnych replik strojów z "Gwiezdnych wojen" – czytaj więcej tutaj), a nawet weterani pamiętający pierwsze polskie zloty i fantastykę w czasach PRL-u. Są fani współczesnych gier komputerowych i klasycznej literatury science fiction. Kolekcjonerzy figurek, cosplayerzy (osoby w kostiumach) i miłośnicy militariów, którzy chodzili po terenie MTP w pełnym rynsztunku, nie zważając na wyjątkowo słoneczną pogodę.
I jestem ja. Ojciec, rocznik 1985, fan "Gwiezdnych wojen", gier wideo i japońskiej popkultury, który odnajduje się na Pyrkonie bez żadnego problemu. Jako największa tego typu impreza w Polsce, reklamowana hasłem "fantastyczne miejsce spotkań", jest otwarta na każdego. Z roku na rok oferuje nowe atrakcje, dzięki czemu nawet zwyczajny spacer po terenie MTP zapewnia masę doznań.
Poznański festiwal jest żywym dowodem na to, że wyobraźnia nie zna granic, a w połączeniu z fanowskim zaangażowaniem daje nadzwyczajne efekty.