Reżyser "Czerwonej jaskółki" opowiada o filmie. "To dobry czas dla kobiecych superbohaterek"
2 marca na ekrany polskich kin weszła najnowsza produkcja z Jennifer Lawrence w roli głównej. Reżyser "Czerwonej jaskółki" Francis Lawrence opowiedział, dlaczego nie nazywa swojego obrazu politycznym kinem akcji, jak wyglądały przygotowania Lawrence do roli i dlaczego zakochał się w historii jej postaci.
Film "Czerwona jaskółka" powstał na podstawie powieści Jasona Matthewsa, byłego agenta CIA. Czy książka odzwierciedla jego rzeczywiste doświadczenia zawodowe?
Francis Lawrence: Nie znam wszystkich szczegółów związanych z doświadczeniami Jasona. Mogę jednak stwierdzić, że jest fascynującą osobą, z którą chętnie wybrałbym się na wspólny obiad. To prawda, że on i jego żona byli czynnymi szpiegami pracującymi dla CIA, podróżującymi po całym świecie. Wiem, że spędzili trochę czasu w Rzymie, trochę w Budapeszcie, gdzie właśnie nakręciliśmy film. Opowiadają szalone historie o wyskakiwaniu z pędzących samochodów czy o poszukiwaniu szpiegów w latach 80. Doprawdy są to historie nie do uwierzenia.
Wraz z narastającym obecnie napięciem między Rosją a Stanami Zjednoczonymi, film wydaje się być bardzo na czasie. Czy było to coś, o czym myślałeś podczas jego tworzenia?
W zasadzie to interesujące. Gdy zaczęliśmy pracować nad fabułą filmu, zakochałem się w niej, ponieważ zakochałem się w historii jego bohaterki. Zakochałem się w samej postaci, w jej dylemacie, oraz w tym, w jaki sposób sobie z nim poradziła. Zawsze bardzo przyciągały mnie historie o odosobnionych, samotnych charakterach. To właśnie to pchnęło mnie w stronę tego filmu. Gdy zaczęliśmy nasz projekt, pojęcie Zimnej Wojny było w pewnym sensie nieistotne. Temat ten nie był obecny w wiadomościach w sposób, w jaki jest przedstawiany teraz. Zadziwiające, jak zyskał on na znaczeniu, podczas procesu rozwijania scenariusza i tworzenia filmu. Znaczący wpływ na to miały wybory i zarzuty pod adresem Donalda Trumpa i jego koneksji z Rosją. Temat znów zaiskrzył. Powiedziałbym, że ma on pewne odzwierciedlenie w filmie, jednak film polityczny to nie jest. Jest to film o podróży osobowości.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Co oglądałeś podczas przygotowań do nakręcenia swojego filmu?
Oglądałem dużo filmów szpiegowskich. Wciąż dużo poszukuję, czerpię natchnienie z fotografii, różnych filmów oraz dokumentów o balecie. Inspiruje mnie wiele rzeczy, niekoniecznie jeden konkretny film szpiegowski. Rzecz jasna, obejrzałem prawdopodobnie 20 różnych filmów tego gatunku, począwszy od twórczości Le Carre, przez "Tinker Tailor", kończąc na serii o Bourne'ie i tym podobnych. Jednak wiele z nich nie ma nic wspólnego ze światem z mojego filmu. Ma on zupełnie inny charakter. Więcej w nim elementów rodem z "Nikity" niż z filmów szpiegowskich, ponieważ "Nikita" to bardziej osobista historia. To historia naprawdę o niej, nie o polityce. O oryginalnym, pierwotnym Lucu Bessonie, nie o tym zamerykanizowanym. (Śmiech)
Wspomniałeś o balecie – oczywistym jest, że główna bohaterka, Dominika, to baletnica. Czy Jennifer Lawrence musiała przejść specjalne treningi do tej roli?
Tak, oczywiście. Spędziła około 3-4 miesięcy na treningach po 3-4 godziny dziennie. Było to ukierunkowane bardziej na to, by nauczyła się chodzić i przyjmować ogólną postawę ciała, taką jak baletnice. Bowiem nawet nie tańcząc, poruszają się one w charakterystyczny sposób. Musiała też nauczyć się samego baletu, jednak po 4 miesiącach ćwiczeń nie ma nawet cienia szansy, by choć odrobinę zbliżyć się do poziomu profesjonalnej baletnicy. Dlatego Jennifer miała dublerkę, Isabellę Boylston. Sama musiała jednak też wystąpić przed publicznością, abyśmy mogli zrobić odpowiednią serię ujęć i zdjęć podczas jej tańca. Jednak głównym celem jej treningów było wypracowanie odpowiedniej postawy ciała, sposobu poruszania się, zyskania postury typowej dla baletnicy.
Powiedziałeś, że taniec był kluczem do zrozumienia głównego wątku filmu. Czy jest to coś, co współgra z rozwojem splotów akcji?
W zasadzie to nie jest film akcji. Jest to bardziej trzymający w napięciu thriller. Wszystko kręci się wokół planowania i spiskowania. Intrygi i kroki poczynione przez Dominikę cały czas są związane z tematyką tańca. Można to dostrzec w zdyscyplinowaniu głównej bohaterki i jej gracji tancerki. Wszystkie wykonywane przez nią ruchy są tak wymyślne, zawiłe, skomplikowane i zdyscyplinowane, a jednocześnie pełne wdzięku, że mamy nieodparte wrażenie, jakby ciągle tańczyła. Określenie jej szachistką, też byłoby trafne, ale dla mnie, z racji, że Dominika była baletnicą, tematyka tańca lepiej się wpasowywała i trzymałem się jej przez resztę filmu.
Film jest też o uwodzeniu, czyż nie?
Myślę, że film może być zaskoczeniem dla osób, które spodziewają się w nim zobaczyć wyraźne sceny uwodzenia. Gdy widzi się zapowiedź filmu w tym stylu, to do głowy nasuwają się myśli o głównej bohaterce noszącej seksowne ubrania, wysokie obcasy, z ustami umalowanymi czerwoną szminką, kocim okiem, itd. Tymczasem jest ona znacznie mądrzejsza niż się spodziewamy, i mierzy się ona w filmie z kimś równie bystrym. Sztuka uwodzenia jest znacznie bardziej skomplikowana niż można by się było spodziewać po takim filmie. Znaczną część akcji zajmuje bohaterce rozpracowywanie, czego potrzebuje i chce jej cel. Jest to niczym układanie puzzli. Zadania nie ułatwia fakt, że cel, za którym podąża, jest bardzo wyszukany i wymaga znacznie więcej niż prostego flirtu.
W rzeczywistości Dominika zwyczajnie walczy o przetrwanie, tak?
W istocie, tak. To właśnie to co tak uwielbiam w tym filmie. Zakończenie nie jest takie, jakiego oczekujemy w szpiegowskim filmie. Znajdujemy w nim elementy z "Tinker Tailors", bardzo polityczne i konkretne, po czym spotykamy się z gadżeciarskim stylem filmów akcji niczym z Bonda czy o Bourne'ie. "Czerwona jaskółka" tworzy swoją własną odrębną strefę, ponieważ jest to bardzo osobista historia, a bohaterka naprawdę walczy o przetrwanie. W filmie jest scena, gdy doznaje ona poważnej kontuzji podczas tańczenia baletu i odkrywa, że nie był to przypadek, a sabotaż, gdyż mężczyzna, któremu ufała, chciał dać szansę na zagranie głównej roli innej baletnicy. Celowo upadł na nią, łamiąc poważnie jej nogę. Na początku filmu, gdy Dominika odkrywa prawdę o tym zdarzeniu, zaczyna śledzić parę tancerzy, nakrywa ich w saunie podczas intymnej sceny i daje upust swojej złości i irytacji, rzucając się na nich. Jest to jedna z pierwszych scen i może być ogromnym zaskoczeniem dla widza. Bowiem nie tak wyobraża on sobie bohaterkę tego filmu. Bardzo szybko orientujemy się, że jest ona w okropnych kłopotach i zwyczajnie stara się przetrwać, ale ma też w sobie ukrytą przemoc i skłonność do złości oraz do bardzo impulsywnych reakcji.
Czy obecnie kobiety superbohaterki mają swój czas w Hollywood?
Oczywiście, jest to dla nich świetny moment. I nie mówię tego dlatego, że właśnie teraz ten moment nastąpił. Moim zdaniem, dla silnych, przywódczych kobiet, zawsze powinien być odpowiedni czas do działania.