Reżyser "Diuny" powycinał sceny. "Nie wierzę, że to usuwam"
"Diuna: Część druga" trwa 167 minut, a mogłaby być jeszcze dłuższa. Reżyser powycinał kilka scen. Wycinanie fragmentów filmów porównuje do samuraja, który rozcina sobie wnętrzności.
Druga część "Diuny" reżyserii Denisa Villeneuve'a zadomowiła się już w kinach i bije pierwsze rekordy. Jeszcze przed premierą pisaliśmy o tym, że według wstępnych prognoz film zarobi w weekend otwarcia 80 mln dol, co byłoby świetnym wynikiem. Szacunki Warner Bros. wskazywały raczej ostrożniej na 60 mln dol. Tymczasem "Diuna: Część druga" skasowała w weekend otwarcia aż 178,5 mln. To prawie tyle, ile wynosił budżet filmu - 190 mln. W Polsce produkcja cieszy się ogromnym zainteresowaniem.
"Część druga" podczas minionego weekendu zgromadziła ok. 385 tys. osób, a wraz z czwartkową frekwencją blisko 450 tys. osób. Dodajmy, że w 2021 roku "Diuna" stała się trzecim największym przebojem w polskich kinach, gromadząc 1,025 mln widzów. Nie przestraszyła ich długość filmu. A, jak przyznaje reżyser, mógłby być jeszcze bardziej rozbudowany.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Diuna: Część druga" i usunięte sceny
Z drugiej części usunięto postać Thufira Hawata, granego przez Stephena McKinley'a. Pewnie pamiętacie, był to służący rodowy Attrydów, ochraniał książęcy dwór i odpowiadał za edukację młodego Paula. W pierwszym filmie pojawił się w zaledwie kilku scenach, ale w książkach odgrywał znacznie większą rolę - przeżył masakrę dokonaną na Arrakis przez Harkonnenów. Na ekranie jego wątek szybko się skończył.
- Usunięcie tej postaci było jedną z najbardziej bolesnych decyzji. Absolutnie kocham tę postać, ale od razu zdecydowałem, że zrobię adaptację historii Bene Gesserit. To oznaczało, że mentaci [ludzkie komputery - przyp. red.] nie będą tak obecni w tej historii, jak powinni według książek - komentuje Denis Villeneuve.
Reżyser przyznał, że z prawie trzy-godzinnego filmu wyleciało trochę scen. Pewnie wielu fanów wierzy, że niepublikowane dotąd materiały pojawią się na Blu-ray czy w wersji streamingowej, ale Villeneuve rozwiewa stanowczo wszystkie wątpliwości. - Bardzo mocno wierzę w to, że jeśli coś nie weszło do filmu, to jest martwe. Zabijam i mnie to boli - powiedział w rozmowie z "Collider".
- Czasem, gdy usuwam różne ujęcia, mówię sobie, że nie wierzę, że to się dzieje. Czuję się jak samuraj, który rozcina sobie wnętrzności. Boli to, że nie mogę wrócić do tych materiałów i stworzyć Frankensteina z reanimowanych scen. Tak nie można. Jeśli coś nie żyje, to niech tak zostanie. Umarło nie bez powodu - komentuje.
Ofiarą tego samurajskiego miecza padł m.in. Tim Blake Nelson. Wyszło na jaw, że aktor pojawił się na planie "Diuny: Części drugiej" i zagrał postać, której imienia nie chce jednak ujawniać mediom. Wszystkie sceny z tą postacią usunięto.
- Świetnie się tam bawiłem, kręcąc tę scenę. A potem on postanowił ją wyciąć, bo uważał, że film jest za długi. I jestem z tego powodu załamany, ale nie żywię żadnego urazu. Bardzo mi się podobało i nie mogę się doczekać, aż zrobię z nim coś innego, na pewno mam to w planach - skomentował decyzję Denisa.
Zobacz także: Ewa Błaszczyk wystąpiła w Kalendarzu Artystycznym
W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: