Robert Downey Jr.: Praca z żoną to niezła zabawa

W chwili obecnej największy gwiazdor filmowy na planecie i najlepiej opłacany aktor świata (więcej tutaj)
. Jego życie jest pełne tylu, zarówno dramatycznych jak i niezwykłych, punktów zwrotnych, że spokojnie mogłoby stanowić podstawy dobrego scenariusza filmowego. *Iron Man
i Sherlock Holmes w jednym, czyli Robert Downey Jr. specjalnie dla WP.PL opowiada o tym jak pracuje mu się z własną żoną, Susan i o swoim nowym filmie "Sędzia". Komentuje także ostatnie rewelacje odnośnie swojej przyszłości jako Tony Stark w filmowym uniwersum Marvela.*

Robert Downey Jr.: Praca z żoną to niezła zabawa
Źródło zdjęć: © Robert Downey Jr. z żoną Susan/ East News

- "Sędzia" to pierwszy film wyprodukowany przez firmę producencką Team Downey, którą założyłeś ze swoją żoną, Susan. Znam wielu mężczyzn, którzy z dreszczem na plecach podeszliby do pomysłu pracowania z własną partnerką, tymczasem Ty z radością się tego podjąłeś.

- Wiesz, my z Susan właściwie poznaliśmy się tak naprawdę w pracy, na planie filmowym. To było mniej więcej 12 lat temu. Kręciłem wtedy film „Gothika” z Halle Berry, a Susan go produkowała. Chemia, która sie między nami zrodziła, w pierwszej fazie naszej znajomości, zaistniała właśnie na polu zawodowym. Wprawdzie Susan z początku miała mnie za dziwaka i raczej trzymała się na dystans, ale z czasem zaczęliśmy odkrywać, że coraz więcej nas łączy. Ja po prostu uwielbiam spędzać z nią każdą chwilę, więc naturalnym dla mnie jest fakt, że chcę ją widzieć także w pracy.

Zobacz zwiastun filmu "Sędzia":

- Nie boisz się jednak, że łączenie życia prywatnego z zawodowym może mieć negatywne skutki?

- Nie. Wydaje mi się, że w naszej wspólnej pracy ważne jest to, że często widujemy się w przeróżnych warunkach i okolicznościach. Zabieramy nasz związek z przestrzeni domowej w kompletnie odmienne środowiska – plany filmowe, studia, jeździmy razem na wywiady po całym świecie promując nasze filmy. To wprowadza wiele świeżości i smaczku, a przy okazji uczy zdrowego dystansu do związku. No i jest to też niezwykle ekscytująca forma kreatywnej gry wstępnej. Poza tym, dzięki temu ma ona więcej niż tylko jeden powód by dbać o to, by wszystko było jak najbardziej pieczołowicie przygotowane, bo sukces na polu zawodowym automatycznie ma wpływ na nas oboje. Tak jak w każdej branży, tak i w filmie można znaleźć wiele różnych osobowości i ego, więc ja wolę trzymać się kogoś komu ufam.

fot. kadr z filmu "Sędzia"

- A dlaczego to akurat „Sędzia” okazał się materiałem na wasz pierwszy film pod szyldem Team Downey?

- Chcieliśmy zrobić obraz, który spodoba się publiczności i będzie lekki oraz przyjemny w odbiorze. To skromny i niezależny w duchu film, którego ja osobiście potrzebowałem jako aktor. Od jakiegoś czasu szukałem dla siebie materiału, który pozwoliłby mi złapać trochę oddechu pomiedzy tymi wielkimi widowiskami od Marvela, w których pojawiam się raz na jakiś czas. Spodobało mi się też to, że postać którą gram, Henry, jest tak naprawdę normalnym gościem. To zwykły facet, który ma problemy jak każdy z nas; jest synem i ojcem, a to automatycznie sprawiło, że mogłem przemycić do tej roli więcej moich własnych doświadczeń życiowych. Być może zaskoczę tym wielu ludzi, ale zdecydowanie więcej wspólnego mam z Henrym niż z Tonym Starkiem. Nie mam zbyt wielu doświadczeń związanych z lataniem w przestworzach czy też rozwalaniem budynków. Przynajmniej na razie. Po raz pierwszy od dawna, robiąc „Sędziego” poczułem, że ta historia rezonuje w jakiś przedziwny i fascynujący sposób z moim własnym życiem. Że mam kilka punktów
odniesienia do tego co sam przeżyłem.

- Jak Ci się pracowało z prawdziwą legendą, czyli Robertem Duvallem?

- Uwielbiam go! Lubi grać twardzieli, ale prywatnie jest strasznie miłą, ciepłą i zabawną osobą. Choć potrafi też być... hmm... bezpośredni. Jest niezwykle dynamicznym człowiekiem, bardzo skupionym i traktujcym swoją pracę bardzo poważnie. Mój ojciec na przykład był o wiele większym lekkoduchem niż on. Podoba mi się też sposób w jaki operuje akcentami – zawsze stara się wydobyć ze scen komediowych trochę dramtyzmu, a ze scen dramatycznych trochę komizmu.

fot. kadr z filmu "Sędzia"

- Słyszałem, że na samym początku w ogóle nie chciał przyjąć tej roli. Wiesz dlaczego?

- Bob jest, tak jak przed chwilą powiedziałem, bardzo miłą osobą, ale jednocześnie jestem w stanie go sobie wyobrazić jak np. rzuca kartkami jakiegoś scenariusza przez cały pokój i wykrzykuje: „Co wyście mi tu dali!”. Niemniej jednak nie sądzę, by taka sytuacja miała miejsce w przypadku „Sędziego”. Jego postać w filmie ma wiele trudnych emocjonalnie scen, np. takich, w których leży on nagi w wannie. Pod tym względem jest to szalenie wymagająca rola. W dodatku nasz reżyser, David Dobkin, wcześniej kręcił komedie, jak na przykład „Polowanie na druhny”, co sprawiło, jak sądzę, że Robertowi mogła włączyć się „lampka ostrzegawcza” pod tytułem: „Czy wyjdzie z tego coś poważnego?”. Koniec końców, wszystko sprowadziło się do tego, że Duvall musiał nam po prostu zaufać i na szczęście tak zrobił. Szczerze wierzę, że otrzyma on za tę rolę co najmniej nominację do Oscara.

- Twoje życie często zakręcało w przeróżne dziwne ścieżki. Co pomogło Ci z nich wyjść? Twoja żona?

- Nie chciałbym obarczać Susan aż taką odpowiedzialnością. Bardzo pomocna w takich sytuacjach jest świadomość tego, że życie każdego z nas ma swoje własne wielkie zwroty akcji, zarówno te bardziej dramatyczne jak i te pełne szczęścia. Nigdy nie jest przyjemnie czuć, że jest się samotnym w przeżywniu pewnych sytuacji. Na pewnym etapie, po prostu trzeba znaleźć podobnych sobie ludzi, którzy będą w stanie powiedzieć: „Hej! Rozumiem przez co przechodzisz, bo sam też to przerabiałem. Udało mi się wyjść z tego tak i tak...”. Przede wszystkim należy mieć w życiu solidnego partnera, który będzie w stanie cię wspierać w każdej chwili, a Susan jest właśnie kimś takim dla mnie.

fot. kadr z filmu "Iron Man"

- Czy powiesz mi jak wygląda Twoja obecna relacja z Tonym Starkiem? Czy pojawisz się jako czarny charakter w „Kapitanie Ameryka 3”?

- Uwielbiam spekulacje wokół tego tematu. To moim zdaniem strasznie zabawne. Zamierzam cały czas podsycać ogień i dolewać oliwy by w ten sposób zapraszać ludzi do zabawy, by sami zdecydowali jaki ich zdaniem będzie finał tego wszystkiego.

Rozmawiał Przemysław Dobrzyński
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (39)