Słyszeliście o "The Lighthouse"? Takiej historii jeszcze nie było. Pattinson spisał się na Oscara
Robert Pattinson i "Zmierzch" to połączenie, o którym wszyscy chętnie by zapomnieli, ale cuda się nie zdarzają tak często. Gdy obejrzycie jego nowy film - "The Lighthouse" - całkowicie zmienicie o nim zdanie. Pattinson jest tam przerażający, zabawny i przede wszystkim genialny.
O "The Lighthouse" już mówi się, że będzie ostrą konkurencją w wyścigu po Oscary. Lawrence Sher, który zbiera laury za zdjęcia do "Jokera", mówił nam w kuluarach EnergaCamerimage, że wcale nie jest taki pewny, że to "Joker" zgarnie Oscara, bo genialny jest choćby "The Lighthouse". Serio? Obejrzeliśmy i teraz musimy się z nim zgodzić. To film, którego nie możecie przegapić.
Ten film to fenomen
"The Lighthouse" opowiada o dwóch strażnikach latarni morskiej, skazanych na siebie gdzieś na końcu świata. Na skale na środku rozszalałego morza mają pilnować światła i to przy wykonywaniu tego zadania wychodzą na jaw ich sekrety z przeszłości. Willem Dafoe gra Thomasa Wake'a - faceta z doświadczeniem w tej pracy, starego morskiego wilka z mroczną przeszłością, o której opowiada podczas wieczorów sowicie podlewanych alkoholem.
W latarni pomaga mu Ephraim Winslow, grany przez Roberta Pattinsona. Ephraim nie ma takiego doświadczenia jak Thomas. Zatrudnił się, bo usłyszał, że na takim zapomnianym przez Boga odludziu można sporo zarobić. Wiadomo już niemal od pierwszej sceny, że to nie będzie normalna praca. Panowie są pozostawieni samym sobie na skale. I szybko zaczynają wariować. Ephraim znajduje figurkę syreny, o której od tej pory fantazjuje w erotycznych snach na jawie. Za to Thomas zamyka się na całe dnie na szczycie latarni, traktując światło jako obiekt równie erotycznych uniesień.
Ephraim i Thomas tracą na wysepce zdrowie psychiczne. Ani oni, ani tym bardziej widzowie nie wiedzą, co jest sennym koszmarem, a co rzeczywistością. Naprawdę, niewiele jest takich filmów, które zachwycają niesamowitymi kadrami, przerażają pomysłami i wciągają historią niczym doświadczony hipnotyzer. Tak jest z "The Lighthouse", który może być zrozumiany jako film o wyzysku jednego pracownika przez tego bardziej doświadczonego. Może być o stawaniu twarzą w twarz ze swoimi największymi lękami. Skała i latarnia są dla bohaterów jak czyściec, w którym trzeba sobie poradzić z koszmarami.
PRZECZYTAJ: Joaquin uciekał z planu. Operator "Jokera" zdradza kulisy najgłośniejszego filmu tego roku
Widzowie w osłupieniu
Robert Pattinson promując ten film, opowiada często o scenach masturbacji. Jak wspominał w rozmowie z "The New York Times", właśnie to musiał zagrać, wchodząc po raz pierwszy na plan filmu Roberta Eggersa.
- Cóż, moje pierwsze ujęcie na planie to była scena dzikiej masturbacji. Zawsze miło jest zrobić coś wielkiego w scenie otwierającej, więc zrobiłem coś wielkiego przy pierwszym ujęciu. To było całkiem inne od tego, co robiliśmy podczas prób. Widziałem, że Robert był trochę zaszokowany - mówił.
A reżyser mówił o tym tak: - Pewnego dnia kręciliśmy scenę, w której Rob masturbuje się w szałasie. To była pierwsza rzecz, którą zrobiliśmy. I Rob naprawdę, naprawdę się w to wkręcił. I wiecie co? To było inspirujące.
W "The Lighthouse" jest kilka takich scen, które wprawiają widzów w osłupienie. Pattinson fantazjujący o syrenie i jej narządach rozrodczych. Pattinson i Dafoe tańczący razem romantycznego "wolnego" w rozpadającej się chacie. Willem opowiadający o mewach, w których mieszkają dusze zmarłych tragicznie ludzi morza. A to wszystko ubrane w niesamowite zdjęcia autorstwa Jarina Blaschke. Za to z pewnością otrzyma nominację do Oscara.
Wielkie brawa i owacje na stojąco należą się scenografom, którzy zbudowali cały plan od zera na skale gdzieś w Nowej Szkocji. Latarnia, którą możecie też zobaczyć w zwiastunie poniżej, wcześniej nie istniała! Zbudowaną ją - jak też i pozostałe budynki na skale - tylko na potrzeby filmu. Po nakręceniu zdjęć z zewnątrz budowli, przeniesiono ją częściowo do studia, gdzie nagrywano już zbliżenia i wnętrza. "Gotowców" twórcy nie mieli na planie zbyt wielu. Nawet naturę musieli ujarzmić po swojemu. Oscar, moi drodzy, Oscar już jest na horyzoncie!
Zobacz zwiastun:
Mówi się już, że i Pattinson powalczy o swoją statuetkę. Takie stwierdzenie do tej pory brzmiało jak kiepski żart. Teraz jednak o żartach mowy być nie może, bo aktor w niczym nie przypomina już bladego Edwarda, dając prawdziwy popis swoich uśpionych dotąd umiejętności. Odnalazł dla siebie nową i zdecydowanie lepszą drogę w świecie filmu.
Zabiera się do pracy w eksperymentalnych produkcjach. Tam pasuje idealnie. Żeby przypomnieć wam choćby "High Life" (w którym także musiał się masturbować przed kamerą), gdzie pokazał, że już bardzo daleko mu do tego Edwarda Cullena, którego oglądały tłumy w kinach.
PRZECZYTAJ: Robert Pattinson zaczął treningi do "The Batman". Ćwiczy pod okiem brazylijskiego rzeźnika
Co ciekawe, i na "The Lighthouse" ustawiają się tłumy. Film pokazywany był w Polsce na EnergaCamerimage w Toruniu. Bilety na pierwszy i jedyny zaplanowany seans rozeszły się w kilka minut. Kino i tak wypełnione było po brzegi ludźmi, którzy chcieli mimo wszystko dostać się na pokaz bez biletu. Obłożenie i zainteresowanie było tak wielkie, że dyrekcja dołożyła jeszcze jeden seans w środku nocy.
I znów sala była pełna. Po obejrzeniu razem z nimi historii latarników grubo po północy naprawdę niewiele nas może już dziwić. Okazuje się, że ten film, choć w założeniu jest thrillerem i ma przerażać, jest też miejscami... zabawny. Musicie to zobaczyć.