Sunrise 2024. Gwiazdy ściągnęły do Kołobrzegu. Pod scenami działy się niestworzone rzeczy
ATB i Armin van Buuren w nie tak dużym polskim mieście? Na jednej imprezie? To możliwe jest tylko na Sunrise Festiwalu w Kołobrzegu.
Słońce rozpaliło Kołobrzeg, a na terenie lotniska w Podczelu rozkręciła się jedna z większych imprez tego roku. To m.in. o pogodę najbardziej bali się organizatorzy Sunrise’a. Dj Kris w rozmowie z Wirtualną Polską wspominał, że "pogoda to zawsze największa bolączka nad polskim morzem". Słońce przygrzewało przez cały sunrise’owy weekend, sprawiając, że ta edycja festiwalu z pewnością zapisze się w pamięci tysięcy uczestników, którzy ściągnęli do Kołobrzegu, by bawić się w rytm muzyki elektronicznej.
Uczta trwała od piątkowego wieczoru (19 lipca). Na start – Dj Kris i przyjaciele, którzy opanowali Red Stage, która stała się domem dla tegorocznego History of Sunrise. Już na sam początek imprezy artyści przypominali największe hity, prawdziwe hymny tego festiwalu. Dj Kris ściągnął pod scenę prawdziwe tłumy. Potem imprezę podkręcił jeszcze charyzmatyczny i nieposkromiony Gregory, do którego pod koniec seta dołączyli jego synowie.
Tego dnia z pewnością wyróżniał się Kura, który występował m.in. na Blue Stage. Zabrał festiwalowiczów w niezłą, muzyczną podróż, przypominając takie kawałki jak "Smells Like Teen Spirit" Nirvany czy "Somebody That I Used To Know" Gotye. Metal na festiwalu muzyki elektronicznej? Czemu nie. Nieliczni, co było całkiem zabawne, zareagowali, gdy Kura rzucił ze sceny pytanie, kto zna Rammstein i ich "Du Hast". Ale że Sunrise łączy pokolenia, każdy miał w tym secie coś dla siebie.
A skoro mowa już o tym, że Sunrise łączy pokolenia, to jednym z takich wykonawców, do którego muzyki bawili się na dyskotekach dzisiejsi 30-latkowie, ale i ci młodsi doskonale kojarzą jego utwory, był ATB. André Tanneberger – niemiecki DJ, muzyk i producent muzyczny musiał pojawić się na Sunrise, by rozkołysać publikę w starym, dobrym stylu. ATB się chyba już nie starzeje od co najmniej dekady i – jak sam przyznał - kocha wracać do Polski.
- Jesteście niemożliwi - rzucał w stronę festiwalowiczów, zabierając ich w podróż po swoich kawałkach, które cały czas ewoluują. Nie mogło zabraknąć tego najsłynniejszego "9PM (Till I Come). Pięknie było usłyszeć, jak André mówi tym tysiącom ludzi zebranych pod sceną, że to był ten jeden dźwięk, który zmienił jego życie. Dla takich momentów przyjeżdża się na Sunrise.
Gromee zaskakuje na Sunrise
Jeszcze tego samego wieczoru na scenie pojawiło się chyba jedno z największych zaskoczeń line-upu Sunrise 2024. Gromee z Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej. Ci, którzy być może pamiętają porażkę polskiego producenta na Eurowizji, mogli być sceptycznie nastawieni do tego występu, ale od samego początku imprezy dało się słyszeć głosy, że to właśnie na Gromee’ego z orkiestrą czeka większość festiwalowiczów zgromadzonych pod Red Stage. Oj, nie zawiedli się. Udział orkiestry grającej na żywo robił potężne wrażenie, a po skończonym występie wybuchła sekcja komentarzy. "Coś niesamowitego!" - pisali uczestnicy na Facebooku.
Drugiego dnia odpalona została White Stage, gdzie przez kilka dobrych godzin szaleć mogli fani hard style. Cuda wyprawiały się pod sceną, na której grali m.in. Frontliner, Devin Wild, Rand-D, Warface czy Primeshock. Czarną scenę przejęły kobiety, a Red Stage miała przede wszystkim dwóch królów. Pierwszym był Matys, który rozkręcił potężną imprezę.
- Moja kochana, różowa patologio! - krzyczał, a tłum wiwatował i czuć było, że publika Matysa po prostu wielbi. I mógłby grać tak aż do wschodu słońca, ale organizatorzy po półtoragodzinnym secie mieli jeszcze dla wszystkich tego wspominanego drugiego króla - Borysa Brejchę.
Co tam się działo! Brejcha nie bierze jeńców. Zafundował festiwalowiczom, szczególnie tym stojącym bliżej sceny, terapię szokową. Rozkręcony bass odbijał się mocnym echem w trzewiach. Ma Brejcha niesamowite zdrowie, bo grał ponad dwie godziny, nie dając nikomu na dłużej odetchnąć. Nawet w strefach partnerów festiwalu (swoją drogą, wyglądały w tym roku genialnie) czy w strefach z jedzeniem i piciem, impreza trwała w najlepsze, gdy Brejcha serwował swój mocny bass.
Armin van Buuren pokazał klasę
Trzeci dzień rozpoczął się od równie fantastycznej pogody i muzycznych perełek. Red Stage rozgrzewał od nowa EMDI, potem wkroczyli Fast Boy, a gdy na scenie pojawił się Fedde Le Grand, to publika była gotowa na szaleństwa. Jego set uzupełniały świetne wizualizacje, które w ogóle w tym roku zasługują na jakieś osobny honory. Praktycznie każdy koncert nie tylko był ucztą dla uszu, ale i dla oczu, gdy zmieniały się kolorowe wizualizacje. Gdy grali W&W można było się na chwile przenieść przynajmniej o dwie dekady wstecz, gdy remiksowali "Still D.R.E" albo "Dragostea Din Tei" od O-Zone, a wszystko to miało dedykowane wizualizacje. W&W, czyli holenderski duet Willema van Hanegema i Wardta van der Harsta był chyba najlepszą możliwą rozgrzewką przed główną gwiazdą dnia.
Po 4 latach przerwy na Sunrise Festival wrócił Armin van Buuren – holenderski DJ i producent muzyczny, prawdziwa legenda muzyki elektronicznej. Był wielokrotnie uznawany za najlepszego DJ-a świata, o czym przypomniał w Kołobrzegu. Mógł zaserwować uczestnikom Sunrise prostą przechadzkę po swoich słynnych utworach, ale zamiast iść utartą ścieżką, to zabrał wszystkich na jedną z najlepszych imprez tego roku, bawiąc się swoją twórczością i podając ją w jakby ciągle ewoluującej wersji. I to się ceni. Pod sceną było gorąco, ale kilkutysięczny tłum sięgał znacznie, znacznie dalej i nawet przy strefach partnerów widać było roztańczonych ludzi, którzy w ogóle nie myślą o zbliżającym się gdzieś przy horyzoncie poniedziałku.
Sunrise, choć zaliczył kilka wpadek, to zapisze się z pewnością pozytywnie. Były apele niezadowolonych uczestników, którzy pierwszego dnia w upale stali w długiej kolejce, by wejść na teren imprezy. Następnego dnia wyglądało to już zupełnie inaczej, sprawniej. Było kilka odwołanych koncertów - awaria systemów komputerowych dotknęła nawet kołobrzeski festiwal i niektórzy artyści po prostu nie dolecieli. Mieli jednak godnych zastępców.
Patrząc na morze ludzi w trakcie koncertu Armina van Buurena, czy w ogóle w trakcie trzech dni festiwalu można naprawdę nieźle dać się zaskoczyć. Sunrise z roku na rok zmienia się, rośnie i dostarcza największe gwiazdy muzyki elektronicznej. A na koniec i tak najważniejsze są te słowa Dj Krisa: "Wspomnienia to najważniejsze co nam pozostaje. Zapamiętujemy te najbardziej wzruszające, płynące z głębi serca, zapisane do końca życia", prawda?