Recenzje“Tampopo”: najbardziej perwersyjna komedia w historii kina

“Tampopo”: najbardziej perwersyjna komedia w historii kina

W komedii kulinarnej Juzo Itamiego, nazywanej niekiedy ramen westernem, właścicielka podupadającego baru szuka idealnego przepisu na japoński rosół. Zadanie karkołomne, bo jak sprawić - jak żąda od niej surowy nauczyciel - żeby wywar cechował się “szczerością, ale nie brakowało mu głębi i śmiałości”, a makaron był jednocześnie “zdecydowany, ale treściwy i pełen wigoru”?

“Tampopo”: najbardziej perwersyjna komedia w historii kina
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Łukasz Knap

11.06.2017 | aktual.: 13.06.2017 12:06

Pierwsze spotkanie z japońskim rosołem przypłaciłem dusznością i palpitacją serca. Danie było tłuste, cierpkie i czerwone od ogromnej ilości chilli. Po każdym łyku esencjonalnego ramenu musiałem wyglądać jak Tom przypalany żelazkiem przez Jerry’ego. Stary japoński kucharz uśmiechał się pod nosem, gdy toczyłem bój na śmierć i życie z miską pikantnej zupy. Nigdy nie byłem bardziej daleki od doświadczenia smaku umami, niż wtedy.

Równie daleka od doświadczenia rozkoszy stołu jest tytułowa Tampopo. Znalezienie idealnego przepisu na bulion jest dla niej niekończącą się lekcją pokory. Ramen to dziś najmodniejsza japońska potrawa w Polsce, ale w Kraju Kwitnącej Wiśni to powszechne jednogarnkowe danie, przykład japońskiego fast foodu, zasilającego cały naród, a nie wybrańców, których stać na wydanie średniej krajowej na posiłek, a tyle kosztuje obiad u słynnego Jiro.

Film niemieszczący się w żadnej kategorii

“Tampopo” w unikatowy sposób karmi się gatunkami. W pierwszej kolejności westernem, bo w poszukiwanie idealnego ramenu udział bierze także sześciu wagabundów, którym przewodzi kierowca ciężarówki Goro. Satyra na “Siedmiu Samurajów”? Więcej, bo można się tu dopatrzeć wątku szpiegowskiego si scen treningów à la “Rocky”, ale także - niczym w kulinarnym odpowiedniku “Casablanci” - całą serię archetypów: nieszczęśliwa miłość, stary nauczyciel, tajemniczy awanturnik. Mnogość pobocznych epizodów, oderwanych od głównej opowieści, przywołuje skojarzenia z “Ucztą Babette”, “Dobrym, złym i brzydkim”, “Wielkim żarciem”, “Śmiercią w Wenecji” czy slapstickowym "The Benny Hill Show". Roger Ebert słusznie zaliczył “Tampopo” do filmów niemieszczących się w żadnej znanej kategorii.

Problem z klasyfikacją tego najbardziej niezwykłego dzieła kina kulinarnego ma źródło w tym, że jego logika jest podporządkowana samej filozofii ramenu, opierającej się na różnorodności i nieskończonym potencjale rozwijania przepisów na bulion, makaron i dodatki. Trudno inaczej wyjaśnić poboczne, purnonsensowe opowiastki, które składają się na ten film, jak ta o starszej kobiecie znajdującej osobliwą przyjemność w obmacywaniu ekskluzywnych produktów w delikatesach. Albo epizod gangsterski z jedną z najbardziej perwersyjnych scen igraszek miłosnych z użyciem jajka, jakie zna historia kina.

Rozkosze ssania

Idea przyjemności, organicznie związana z jedzeniem, prowadzi reżysera do zaskakującego zestawienia charakterystycznego siorbania, które towarzyszy jedzeniu ramenu do dziecka ssącego pierś. Błogość wypisana na twarzy niemowlaka dobitnie uświadamia, że żadna przyjemność na świecie - ani zabawy z żółtkiem, ani kulinarne ekscesy Jiro czy najbardziej wykwintny ramen - nie dorównuje niemowlęcej rozkoszy ssania. I że nam, dorosłym widzom, pozbawionym tej pierwotnej przyjemności, pozostaje tylko zastępcza, rzecz jasna, konsumpcja obrazów.

Ocena 10/10
Łukasz Knap

"Tampopo" jest dostępny w odnowionej cyfrowo wersji na DVD w amerykańskiej serii Criterion (więcej tu)
.

Obraz
© Materiały prasowe
Obraz
© Materiały prasowe
Źródło artykułu:WP Film
komediamagazynrecenzja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)