"Teksańska masakra piłą mechaniczną" na Netfliksie. Krytycy zniszczyli, Polacy pokochali. Ci drudzy mają rację

Seria "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" doczekała się kolejnej części. Choć krytycy nie zaskoczyli i zrównali film z ziemią, to Netflix i tak ma powody do radości. Był to najchętniej oglądany obraz w miniony weekend w wielu krajach, w tym także w Polsce. I jest to zasłużony sukces.

Nowa "Teksańska masakra piłą mechaniczną" to ostra jazda
Nowa "Teksańska masakra piłą mechaniczną" to ostra jazda
Źródło zdjęć: © fot. Netflix
Kamil Dachnij

Gdy na początku lat 70. Tobe Hooper wkraczał na plan "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", nikt nie mógł spodziewać się, że nieznany reżyser stworzy jeden z najbardziej wpływowych horrorów w historii. Jego surowy i wbrew pozorom naprawdę dobrze zrealizowany film o kanibalistycznej rodzince w szybkim tempie stał się klasykiem gatunku na miarę "Nocy żywych trupów" George’a A. Romero.

Co ciekawe, film początkowo nie uczynił z Leatherface’a ikony horroru w takim samym stopniu, jak stało się to później z Michaelem Myersem, Freddym Kruegerem i Jasonem Voorhesem. Dopiero po sukcesach produkcji z tymi postaciami potężny mężczyzna noszący maskę z ludzkiej skóry i tytułową piłę mechaniczną w dłoni, doczekał się większego zainteresowania wśród fanów mocnych wrażeń. Tym samym od połowy lat 80. zaczęły pojawiać się kolejne części serii – franczyza dobiła ostatecznie aż do 9 filmów.

Zobacz: zwiastun filmu "Teksańska masakra piłą mechaniczną"

Dość powiedzieć, że można się pogubić w tej serii. Jedne produkcje były prequelami, inne rebootami. Kilka z nich pomyślano też jako bezpośrednie kontynuacje oryginału. Tak jest w przypadku najnowszego filmu, który 18 lutego trafił na platformę Netflix. Jak to często bywa w przypadku horrorów, obraz w reżyserii Davida Blue Garcii został zmiażdżony przez krytyków. Pojawiły się zarzuty, że niczym się nie wyróżnia na tle poprzednich części i nie trzyma tak intensywnie w napięciu, jak wciąż po latach robi to oryginał.

Narzekania krytyków nie miały jednak większego znaczenia dla użytkowników Netfliksa. W wielu krajach nowa "Teksańska masakra piłą mechaniczną" stała się najchętniej oglądanym filmem podczas minionego weekendu. Również w Polsce. I w tym przypadku Polacy słusznie wybrali, bo wbrew druzgoczącym ocenom ta produkcja nie jest zła. To solidnie zrealizowany horror, który nie udając nic oryginalnego, robi swoje.

Film zrealizowano na modłę przedostatniego "Halloween", który w 2018 r. przedstawił podobny zabieg związany z pominięciem wszystkich wydarzeń, jakie miały miejsce po pierwszej części. W sequelu "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" powraca wątek Sally Hardesty, czyli jedynej bohaterki, która przeżyła spotkanie z Leatherfacem w oryginale. Dziś kobieta, na wzór postaci Jamie Lee Curtis ze wspomnianego wyżej "Halloween", próbuje się zemścić na człowieku, który zabił jej przyjaciół.

Leatherface zabija każdego, kto mu się napatoczy
Leatherface zabija każdego, kto mu się napatoczy© fot. Netflix

Jednak na samym początku filmu Leatherface jest uśpiony. Bestia przebudza się dopiero po tym, jak młodzi ludzie wyrzucają pewną starszą panią na bruk z jej własnego domu. Kobieta wskutek szoku umiera w drodze do szpitala, a nasz antagonista wpada w morderczy szał.

Trzeba podkreślić, że zemsta Leatherface’a na młodych przedsiębiorcach została dość zabawnie pomyślana jako wyjątkowo brutalna odpowiedź na postępującą gentryfikację. Główni bohaterowie przyjechali do wydawałoby się opuszczonego miasteczka Harlow tylko po to, by rozkręcić biznes. Wymyślili sobie, że różne budynki zmienią w restauracje czy galerie sztuki. Na swoją aukcję sprowadzili nawet autobus wypełniony influencerami. Praktycznie nikt nie zważa na to, czy ktoś może jeszcze tam mieszkać. I jak to bywa w tego typu horrorach, które określa się slasherami, za swoją bezduszność zostają ukarani.

Jest naprawdę brutalnie. Leatherface łamie rękę policjanta i następnie wbija mu jego własną kość w gardło. Głowę innej ofiary zmienia młotkiem w miazgę. A gdy w końcu sięga po swój ukochany przedmiot do zabijania, rozpoczyna się rzeź, której w tej serii jeszcze nie było.

Mimo wszystko nawet w momentach największej grozy twórcy nie zapomnieli o humorze – w jednej ze scen Leatherface staje przed influencerami, którzy szybko wyciągają komórki i robią relacje w mediach społecznościowych. Gdy psychopata bierze się do roboty, na ekranach smartfonów można zobaczyć komentarze ludzi z Instagrama, którzy piszą, że morderstwa i krew są zapewne fałszywe.

Owszem, nie odnajdziemy w tym filmie zaskakujących rozwiązań fabularnych ani pogłębionych psychologicznie postaci. To zaprzeczenie jakiejkolwiek mądrości i przenikliwości, często też kuleje tu logika. Jednak nie można też oczekiwać, że takie kino nagle stanie się artystyczną opowiastką filozoficzną.

Jego podstawowym zadaniem jest dostarczenie specyficznego rodzaju rozrywki. Nowa "Teksańska masakra piłą mechaniczną" nie oferuje niczego, co uczyniło oryginał arcydziełem kina grozy, ale działa jako slasher. Nie ma w nim też udziwnień, jakie można było oglądać w tym roku w kolejnej części "Krzyku". Jest prymitywne, ale czasem takie rozwiązania w horrorach sprawdzają się najlepiej.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)