Tilda Swinton: Żyje w szczęśliwym i udanym trójkącie

Tilda Swinton: Żyje w szczęśliwym i udanym trójkącie
Źródło zdjęć: © Getty Images

Aktorka kameleon, laureatka Oscara, jedna z najzdolniejszych brytyjskich artystek współczesnego kina, grywająca zarówno w międzynarodowych hitach, jak i produkcjach niezależnych. Obdarzona nietypową, androgyniczną urodą, chętnie przyjmuje propozycje ról nieprzypisanych do własnej płci - nic dziwnego, że ze względu na swoje odważne wybory i lekkie podejście do seksualności została okrzyknięta ikoną środowiska LGBT.

Ale prawdziwe emocje budzi nie tylko niewątpliwy talent Tildy Swinton, jak również jej życie osobiste. Aktorka kpi sobie z konwenansów i nie zamierza się wpisywać w utarte formy - była szczerze zdziwiona, że media rozpętały taki szum wokół jej związków, i podkreślała, że nie widzi nic złego w tym, że żyje w szczęśliwym i udanym trójkącie.

1 / 6

Wbrew woli rodziców

Obraz
© Materiały prasowe

Patrząc na jej aktorskie i życiowe wybory, aż trudno uwierzyć, że Swinton pochodzi z konserwatywnej, szlacheckiej rodziny. Wychowywała się w ogromnej rezydencji pod opieką nianiek, później trafiła do elitarnej i bardzo rygorystycznej West Heath Girls’ Scholl (tej samej, do której uczęszczała Diana Spencer).

Obraz
© Getty Images

Rodzice chcieli, by córka odebrała jak najlepsze wykształcenie, nauczyła się manier, a później dobrze wyszła za mąż. *Jednak Tilda miała inne plany. *

Po ukończeniu szkoły, której szczerze nienawidziła, trafiła do Fettes College w Edynburgu. A potem, zamiast szukać odpowiedniego męża, zdecydowała się na wyjazd do Afryki, gdzie jako wolontariuszka zaczęła pracować w szkole.

2 / 6

Bunt wobec tradycji

Obraz
© Materiały prasowe

Jej kolejne wybory były dla rodziców ogromnym szokiem. Po powrocie z Afryki zdecydowała się na studiowanie socjologii i politologii w Cambridge - i, ku przerażeniu ojca, wstąpiła do Partii Komunistycznej.

Na studiach też zainteresowała się aktorstwem.

- Zbuntowałam się wobec tradycji wyższych sfer. Długo walczyłam o możliwość poświęcenia życia filmowi, nie mogłam się zgodzić, by o moim losie decydowało pochodzenie społeczne - mówiła w "Newsweeku”

Zaczęła występować na scenie, lecz chociaż miała ogromny talent, nie kryła, że teatr ją nudzi, a powierzane jej role nie stanowiły dla Swinton wyzwania.

3 / 6

Filmowy debiut

Obraz
© Getty Images

Z pomocą przyszedł jej homoseksualny reżyser Derek Jarman, który zaproponował aktorce rolę w filmie "Caravaggio". Współpracę z nim Swinton wyjątkowo sobie ceniła, wyznawała, że spędzili wiele godzin na intelektualnych dyskusjach i to właśnie dzięki niemu zaistniała jako artystka.

Później Swinton chętnie przyjmowała role, które nie były ograniczone schematami i żadnymi ramami, mówiła, że lubi się bawić swoją seksualnością - czego najlepszym przykładem jest jej występ w "Orlando" na podstawie powieści Wirginii Woolf.

Gdy w 1994 r. dowiedziała się o śmierci Jarmana - który zmarł na AIDS - była załamana i na jakiś czas wycofała się z życia publicznego.

4 / 6

"Jestem przeciętną aktorką”

Obraz
© Materiały prasowe

Lecz chociaż krytyka stale zachwyca się kreacjami Swinton, ona sama nie ma najlepszego zdania o swoich umiejętnościach.

- Jestem przeciętną aktorką - twierdziła w "Newsweeku". - Brakuje mi warsztatu, żeby z chirurgiczną precyzją wstrzelić się w moment, wyczuć atmosferę całego projektu, odkryć relacje między postaciami i perfekcyjnie zagrać epizod. Role drugoplanowe wymagają wyjątkowego talentu, którego mi brakuje. Po każdej roli planuję porzucenie zawodu. Tyle że potem przychodzi ktoś znajomy i namawia mnie na ciekawy projekt. Bo kino zapewnia mi towarzystwo innych ludzi. Chcę mieć ciekawe życie, a sztuka mi na to pozwala. I tak się jej trzymam.

5 / 6

Szokujące informacje

Obraz
© Materiały prasowe

Dopóki Swinton grywała w produkcjach niezależnych (które ceni sobie najbardziej), dziennikarze nie interesowali się jej życiem - ale *kiedy aktorka otrzymała Oscara za drugoplanową rolę w "Michaelu Claytonie”, media szybko zaczęły węszyć za jakimś skandalem. I znalazły go błyskawicznie. *

Zresztą aktorka nigdy nie ukrywała swojego życia prywatnego; uważała, że każdy ma prawo podejmować własne decyzje i, jeśli nikomu nie robi krzywdy, nie ma w tym nic złego. Gdy miała 24 lata, związała się z pisarzem i malarzem Johnem Byrne'em, którego poślubiła i z którym ma dwoje dzieci. Na planie "Opowieści z Narnii" Swinton poznała młodszego od niej o 18 lat malarza Sandro Koppa - i wkrótce zostali parą. Ale z mężem się nie rozstała.

6 / 6

Życie w trójkącie

Obraz
© Getty Images

- Każdy z nich pełni w moich życiu inną rolę, nie są o siebie zazdrośni - mówiła, pytana, jak jej partnerzy radzą sobie z tą sytuacją.

Z Koppem (na zdjęciu) ma udane życie seksualne, "realizuje się w sensie fizycznym" i to on towarzyszy jej na galach i w podróżach. Z mężem - z którym nie sypiała już od dawna - ma zaś doskonałą więź, pod jej nieobecność mężczyzna zostaje z dziećmi. Obaj wiedzą o sobie, często się spotykają i, jak twierdzi aktorka, są zadowoleni z takiego układu. Zapewnia też, że nigdy nie zamierzała ukrywać swojego kochanka; nie chciała żyć w kłamstwie.

*- Trzeba żyć w zgodzie ze sobą, a nie innymi *- podkreślała.

Obecnie Swinton pracuje na planie "Suspirii", użycza też głosu w "Wyspie Psów".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (107)