Aktorka kameleon, laureatka Oscara, jedna z najzdolniejszych brytyjskich artystek współczesnego kina, grywająca zarówno w międzynarodowych hitach, jak i produkcjach niezależnych. Obdarzona nietypową, androgyniczną urodą, chętnie przyjmuje propozycje ról nieprzypisanych do własnej płci - nic dziwnego, że ze względu na swoje odważne wybory i lekkie podejście do seksualności została okrzyknięta ikoną środowiska LGBT.
Ale prawdziwe emocje budzi nie tylko niewątpliwy talent Tildy Swinton, jak również jej życie osobiste. Aktorka kpi sobie z konwenansów i nie zamierza się wpisywać w utarte formy - była szczerze zdziwiona, że media rozpętały taki szum wokół jej związków, i podkreślała, że nie widzi nic złego w tym, że żyje w szczęśliwym i udanym trójkącie.
Wbrew woli rodziców
Patrząc na jej aktorskie i życiowe wybory, aż trudno uwierzyć, że Swinton pochodzi z konserwatywnej, szlacheckiej rodziny. Wychowywała się w ogromnej rezydencji pod opieką nianiek, później trafiła do elitarnej i bardzo rygorystycznej West Heath Girls’ Scholl (tej samej, do której uczęszczała Diana Spencer).
Rodzice chcieli, by córka odebrała jak najlepsze wykształcenie, nauczyła się manier, a później dobrze wyszła za mąż. *Jednak Tilda miała inne plany. *
Po ukończeniu szkoły, której szczerze nienawidziła, trafiła do Fettes College w Edynburgu. A potem, zamiast szukać odpowiedniego męża, zdecydowała się na wyjazd do Afryki, gdzie jako wolontariuszka zaczęła pracować w szkole.
Bunt wobec tradycji
Jej kolejne wybory były dla rodziców ogromnym szokiem. Po powrocie z Afryki zdecydowała się na studiowanie socjologii i politologii w Cambridge - i, ku przerażeniu ojca, wstąpiła do Partii Komunistycznej.
Na studiach też zainteresowała się aktorstwem.
- Zbuntowałam się wobec tradycji wyższych sfer. Długo walczyłam o możliwość poświęcenia życia filmowi, nie mogłam się zgodzić, by o moim losie decydowało pochodzenie społeczne - mówiła w "Newsweeku”
Zaczęła występować na scenie, lecz chociaż miała ogromny talent, nie kryła, że teatr ją nudzi, a powierzane jej role nie stanowiły dla Swinton wyzwania.
Filmowy debiut
Z pomocą przyszedł jej homoseksualny reżyser Derek Jarman, który zaproponował aktorce rolę w filmie "Caravaggio". Współpracę z nim Swinton wyjątkowo sobie ceniła, wyznawała, że spędzili wiele godzin na intelektualnych dyskusjach i to właśnie dzięki niemu zaistniała jako artystka.
Później Swinton chętnie przyjmowała role, które nie były ograniczone schematami i żadnymi ramami, mówiła, że lubi się bawić swoją seksualnością - czego najlepszym przykładem jest jej występ w "Orlando" na podstawie powieści Wirginii Woolf.
Gdy w 1994 r. dowiedziała się o śmierci Jarmana - który zmarł na AIDS - była załamana i na jakiś czas wycofała się z życia publicznego.
"Jestem przeciętną aktorką”
Lecz chociaż krytyka stale zachwyca się kreacjami Swinton, ona sama nie ma najlepszego zdania o swoich umiejętnościach.
- Jestem przeciętną aktorką - twierdziła w "Newsweeku". - Brakuje mi warsztatu, żeby z chirurgiczną precyzją wstrzelić się w moment, wyczuć atmosferę całego projektu, odkryć relacje między postaciami i perfekcyjnie zagrać epizod. Role drugoplanowe wymagają wyjątkowego talentu, którego mi brakuje. Po każdej roli planuję porzucenie zawodu. Tyle że potem przychodzi ktoś znajomy i namawia mnie na ciekawy projekt. Bo kino zapewnia mi towarzystwo innych ludzi. Chcę mieć ciekawe życie, a sztuka mi na to pozwala. I tak się jej trzymam.
Szokujące informacje
Dopóki Swinton grywała w produkcjach niezależnych (które ceni sobie najbardziej), dziennikarze nie interesowali się jej życiem - ale *kiedy aktorka otrzymała Oscara za drugoplanową rolę w "Michaelu Claytonie”, media szybko zaczęły węszyć za jakimś skandalem. I znalazły go błyskawicznie. *
Zresztą aktorka nigdy nie ukrywała swojego życia prywatnego; uważała, że każdy ma prawo podejmować własne decyzje i, jeśli nikomu nie robi krzywdy, nie ma w tym nic złego. Gdy miała 24 lata, związała się z pisarzem i malarzem Johnem Byrne'em, którego poślubiła i z którym ma dwoje dzieci. Na planie "Opowieści z Narnii" Swinton poznała młodszego od niej o 18 lat malarza Sandro Koppa - i wkrótce zostali parą. Ale z mężem się nie rozstała.
Życie w trójkącie
- Każdy z nich pełni w moich życiu inną rolę, nie są o siebie zazdrośni - mówiła, pytana, jak jej partnerzy radzą sobie z tą sytuacją.
Z Koppem (na zdjęciu) ma udane życie seksualne, "realizuje się w sensie fizycznym" i to on towarzyszy jej na galach i w podróżach. Z mężem - z którym nie sypiała już od dawna - ma zaś doskonałą więź, pod jej nieobecność mężczyzna zostaje z dziećmi. Obaj wiedzą o sobie, często się spotykają i, jak twierdzi aktorka, są zadowoleni z takiego układu. Zapewnia też, że nigdy nie zamierzała ukrywać swojego kochanka; nie chciała żyć w kłamstwie.
*- Trzeba żyć w zgodzie ze sobą, a nie innymi *- podkreślała.
Obecnie Swinton pracuje na planie "Suspirii", użycza też głosu w "Wyspie Psów".