Twarz Nicole Kidman twarz zmieniła się nie do poznania. "Urodę zawdzięczam genom, a nie operacjom"
Nicole Kidman nauczyła się chyba kilku sztuczek od swojego byłego partnera, Toma Cruise'a. Podobnie jak on, aktorka dzielnie walczy z upływem czasu. I chociaż dobija właśnie do pięćdziesiątki, obecnie wygląda znacznie lepiej niż przed laty.
Ona sama zapewnia, że ten nieskazitelny wygląd to zasługa tylko i wyłącznie genów oraz zdrowego trybu życia. Kidman od lat stanowczo dementuje plotki, jakoby poddawała się licznym operacjom plastycznym. Tylko że mało kto daje wiarę jej słowom. Gdy zerknie się na starsze zdjęcia aktorki, może łatwo zaobserwować, jak przez lata zmieniała się jej twarz. Mimo to Kidman nie chce się przyznać nawet do delikatnego liftingu.
Choć dziś uchodzi za ikonę stylu, Kidman chętnie udowadnia, że ma do siebie dystans i nie obawia się ról, do których musi zbrzydnąć. Na planie "Godzin" nosiła mało twarzową perukę i pozwoliła, by doczepiono jej sztuczny nos. Zapewniała, że oszpecająca charakteryzacja zupełnie jej nie przeszkadzała.
- Bardzo podobał mi się ten szlachetny profil. Dość szybko przyzwyczaiłam się do swojej nowej twarzy - mówiła w jednym z wywiadów.
Zmieniła się również na potrzeby jednego ze swoich ostatnich filmów, "Lion. Droga do domu". Podkreśla, że nie obchodzi jej, jak wygląda na planie - najważniejsza jest dla niej sama fabuła, a poruszający "Lion" miał być "listem miłosnym do jej dzieci".
Widzowie mają ją za kobietę chłodną, zdystansowaną, delikatną - bo też takie role zazwyczaj grywa. Sama Kidman twierdzi jednak, że ten wizerunek ma niewiele wspólnego z prawdą.
*- Jestem silną kobietą, bardzo emocjonalną. Nie potrafię ukrywać emocji *- mówiła w portalu Imperium Kobiet. *- Jak się cieszę, to cieszę się całą sobą, jak się martwię, smucę, widać to z daleka. Na pewno nie jestem fałszywa. Na pewno można mi zaufać. *
Faktycznie, musiała mieć wiele siły, by podnieść się po wielu niepowodzeniach. Jej małżeństwo z Tomem Cruise'em nie należało do udanych. Aktor nie chciał, by żona go przyćmiewała i kazał jej usuwać się w cień. Przez niego nabawiła się kompleksów, uważała, że jest gruba, niezdarna i brzydka. Gdy stwierdził, że odchodzi do innej kobiety, była zdruzgotana. Zwłaszcza kiedy okazało się, że jest w upragnionej ciąży. Przez stres i nerwy poroniła. Ciężko zniosła też informację, że ich adoptowane dzieci wybrały życie u boku Cruise'a.
By zapomnieć, rzuciła się w wir pracy. Akurat kręciła wtedy "Godziny". Uznanie krytyki i zdobyty Oscar pomogły jej odzyskać pewność siebie. Krucha, słaba dziewczyna zmieniała się w silną, dojrzałą kobietę. Później wiele romansowała, ale wszystkie związki szybko się rozpadały. Aż wreszcie poznała Keitha Urbana.
- Wciąż pamiętam moment, gdy pierwszy raz go zobaczyłam. Pomyślałam: "O, mój Boże, jeśli kiedykolwiek dasz mi takiego faceta jak on, przyrzekam, że przez resztę swojego życia będę ci wdzięczna” - wspominała w rozmowie z magazynem "Rossnet". - Trudno w to uwierzyć, bo przecież zawsze byłam zrównoważona, ale wtedy naprawdę pomyślałam coś tak szalonego. Modliłam się o to, by poznać jeśli nie samego Keitha, to mężczyznę do niego podobnego.
Wreszcie odnalazła spokój i poczuła się kochana. Przyznawała, że od zawsze miała ogromną potrzebę akceptacji. W szkole uważano ją za dziwaczkę i kujonkę, ponieważ dobrze się uczyła i odnosiła sukcesy w kółku teatralnym. Ruda, chuda i wysoka, nie miała wśród chłopców powodzenia, a dziewczynki nie przepadały za jej towarzystwem. Nocami płakała w poduszkę. Nie załamała się tylko dlatego, że miała cel, marzenie, by zostać aktorką i udowodnić samej sobie, że może wiele osiągnąć.
Gdy okazało się, że Urban ma słabość do alkoholu, Kidman się nie załamała. Zawiozła męża na odwyk i kazała mu poddać się leczeniu. Udało im się uratować związek. A kiedy na świat przyszła ich córka Sunday Rose, nie kryli radości. Dziś Kidman przyznaje, że wiele się w jej życiu zmieniło i to nie praca, a rodzina jest dla niej na pierwszym miejscu.
- Kiedyś czułam się szczęśliwa, gdy dużo pracowałam, gdy z jednego planu wchodziłam na następny. To się zmieniło. Najważniejsza jest rodzina. Jestem bardzo uczuciowa i nie cierpię długich rozstań z mężem i dziećmi. Gdy jestem poza domem, ciągle myślę, co robią moje córeczki, jak się czują. Chyba nie byłabym w stanie przyjąć roli, która wymagałaby ode mnie dłuższej izolacji od najbliższych - mówiła w Imperium Kobiet.
Oczywiście nie kryje, że aktorstwo to jej pasja i cieszy się, że w Hollywood jest jedną z najlepiej zarabiających aktorek, bo może sama o sobie decydować, samodzielnie wybierać projekty, w których zagra, balansować między hitami a filmami niskobudżetowymi, artystycznymi i teatrem.
- Oscary, Złote Globy i inne wyróżnienia to fantastyczne rzeczy, ale wydają się mało istotne, gdy na szali położy się też życie prywatne, rodzinne – podkreśla jednak.
- Największą siłę ma miłość. Ona jest najważniejsza w moim życiu. Wariuję na punkcie swoich dzieci i męża - wyznawała. - Swoje dzieci staram się wychować tak, by były silne, świadome i z łatwością radziły sobie z życiem. Rolę matki uważam za najpiękniejszą i najważniejszą w swoim życiu.
Pytana przez Yolę Czaderską-Hayek, jak widzi siebie w przyszłości, odpowiadała bez wahania: