W cieniu pająka. "Matrix" nie podbił współczesnej widowni
W grudniu 2021 r. na dużym ekranie pojawiły się dwa filmy, o których często pisano: na co one komu? "West Side Story" Spielberga zebrał entuzjastyczne recenzje, ale w kinach poniósł spektakularną klęskę. "Matrix Zmartwychwstania" też nie podbił współczesnej widowni. Niektóre dzieła powinno się zostawić w spokoju.
Od czasu premiery pierwszej części "Matriksa" minęło już ponad 20 lat. Druga i trzecia cześć trylogii braci Wachowskich pojawiła się w kinach w 2003 r. W porównaniu do projektu Stevena Spielberga, który zrobił remake słynnego musicalu z 1961 r., powrót do cyberpunkowego świata nie wydawał się odgrzebywaniem jakiegoś zapomnianego starocia. Jednak w Fabryce Snów panuje zasada, że na realizację sequela producenci mają nie więcej niż 4-5 lat. Później widzowie wyrosną, zapomną o filmie. Jednym słowem 20 lat w Hollywood to wieczność.
Wątpliwości, co do sensu realizowania kolejnej części "Matriksa" mieli chyba wszyscy. Może z wyjątkiem szefów wytwórni Warner Bros., którzy wykazali się dużą determinacją, aby doprowadzić projekt do realizacji. Przeznaczyli na ten cel aż 200 mln dol. Mając do dyspozycji tak ogromne pieniądze udało się rozwiać wątpliwości kluczowym postaciom trylogii sprzed 20 lat. Choć nie wszystkim. W głównych rolach widzowie ponownie mogą więc zobaczyć Keanu Reevesa oraz Carrie-Anne Moss, zaś scenarzystką, reżyserką i producentką filmu została Lana Wachowski (wcześniej znana jako Larry Wachowski). Zabrakło natomiast jej siostry, Lilly (wcześniej znanej jako Andy).
"Matrix Zmartwychwstania" (2021) - zwiastun filmu.
W wywiadzie dla Television Critics Association, Lilly Wachowski powiedziała: "Potrzebowałam ponownie odkryć w sobie artystkę. W moim życiu tyle się zmieniło od czasu "Matrixa". Przeszłam transformację płci, co było ogromnym wyzwaniem, straciłam rodziców... To wszystko sprawiło, że nie chciałam wracać do starego życia i chodzić po ścieżkach, które znałam. 'Matrix Zmartwychwstania' był jak powrót na stare śmieci, czego nie chciałam zrobić".
Czwarta część "Matriksa" w Stanach Zjednoczonych miała premierę jeszcze przed świętami. W pierwszy dzień wyświetlania, 22 grudnia, produkcja wytwórni Warner Bros. zarobiła skromne 6,4 mln dol. W tym samym dniu "Spider-Man: Bez drogi do domu", podczas szóstego dnia wyświetlania, zgarnął blisko 28 mln dol. Wiadomo już wówczas było, że tym razem świat nie oszaleje na punkcie "Matriksa".
Podczas świątecznego weekendu "Matrix Zmartwychwstania" zarobił w Stanach zaledwie 12 mln dol. W tym samym czasie animacja "Sing 2" osiągnęła wpływy w wysokości 23,7 mln dol., zaś "Spider-Man: Bez drogi do domu" zebrał aż 81,5 mln dol. Warner Bros. liczy zapewne, że przez kilka najbliższych dni, w świąteczno-noworocznym okresie, film Lany Wachowski będzie utrzymywał widownię na stałym poziomie (zgodnie z charakterystyką tego okresu). Sytuacji nowego "Matriksa" to jednak już nie zmieni. Film poniesie duże finansowe starty. Przypomnijmy, kosztował 200 mln dol.
Trzeba oczywiście zwrócić uwagę, że "Matrix Zmartwychwstania" jest już także dostępny w HBO Max (platforma ta nie jest jeszcze obecna w Polsce) i można go tam obejrzeć w cenie miesięcznego abonamentu, czyli 14,99 dol. Kinowy box office tego faktu raczej jednak nie zapamięta. Dla rynku kinowego nowy "Matrix" okazał się dużym rozczarowaniem.
Film Lany Wachowski mógł jeszcze liczyć na rynek zewnętrzny, jednak poza Ameryką również nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Podczas premierowego weekendu zgromadził bowiem 47,3 mln dol. Dużo poniżej oczekiwań. Mogło być oczywiście gorzej. Wspomniany "West Side Story" Stevena Spielberga, którego budżet sięgnął 100 mln dol., w Stanach zarobił w sumie zaledwie 24 mln dol., zaś poza Ameryką marne 13 mln dol.
Cóż, "Matrix Zmartwychwstania", w przeciwieństwie do swoich poprzedników, nie pozostanie na dłużej w świadomości widzów. Będzie jedną z widowiskowych produkcji, które obejrzało się w kinie lub na platformie streamingowej. Nic ponadto. Nikt nie będzie tym razem mówił i pisał o "społecznej rewolucji i cyberpunkowym piętnie odciśniętym na popkulturze". Lilly Wachowski miała chyba rację mówiąc, że nie warto wracać do starego życia i chodzić po starych ścieżkach.