W kamiennym kręgu

Amerykanie uwielbiają remake'i. Do tej pory lubowali się w poprawianiu Francuzów, teraz swoje zainteresowanie skierowali w stronę filmowców z Kraju Kwitnącej Wiśni, a szczególnie twórców horrorów. Jednym z dowodów na to jest wchodzący właśnie na nasze ekrany The Ring - nowa, angielskojęzyczna wersja głośnego japońskiego filmu grozy Hideo Nakaty. Co ciekawe oryginalny obraz również zagości w polskich kinach... tego samego dnia co i remake.

04.12.2006 18:07

Wśród ludzi krąży kaseta wideo zawierająca obrazy jak z sennych koszmarów, których obejrzenie kończy się telefonem zapowiadającym śmierć osoby oglądającej kasetę dokładnie w ciągu siedmiu dni. Reporterka Rachel Keller była nastawiona dosyć sceptycznie do całej historii, do momentu, kiedy dokładnie w tydzień po obejrzeniu kasety czwórka nastolatków zginęła w tajemniczych okolicznościach. Wiedziona ciekawością, Rachel odnajduje kastę i... ogląda ją. Teraz to ona musi skorzystać z pomocy przyjaciela Noaha, aby ocalić życie swoje oraz swojego syna.

Muszę przyznać, że film Verbinskiego wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Na pokaz szedłem z pewnymi obawami bowiem nie wierzyłem, że można nakręcić równie dobry obraz jak Nakata, ale mile się rozczarowałem. The Ring trzyma w napięciu, w paru miejscach można się solidnie przestraszyć, ale... Właśnie, jest kilka ale.
Przede wszystkim amerykański remake pozbawiony jest specyficznego, mrocznego klimatu, który odnajdziemy w japońskim oryginale. Verbinski w przeciwieństwie do Nakaty mniej straszy nas opowiadaną historią, a bardziej ogranymi chwytami - scenami, w których nagle coś wyskakuje na ekran i sprawia, że podskakujemy na siedzeniu.
Nie spodobały mi się również zmiany w scenariuszu poczynione przez Ehrena Krugera. Cała historia dotycząca pochodzenia kasety jest dosyć mętna i w paru miejscach zwyczajnie nie trzyma się kupy. Zdaję sobie sprawę, że horrory - w większości przypadków - nie mają wiele wspólnego z prawdopodobieństwem i The Ring - Krąg również pozostawiał w tej kwestii wiele do życzenia, ale tam przynajmniej zadano sobie trud aby w miarę logiczny sposób wyjaśnić zagadkę taśmy. Kruger natomiast uznał, że wystarczy powiedzieć, iż Morganowie, gdzieś (nie wiadomo gdzie) adoptowali nieznaną dziewczynkę, a ta obdarzona była tajemniczymi mocami, które doprowadziły do tragedii. I to wystarczy. :(

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że The Ring od strony technicznej prezentuje się znacznie lepiej niż jego japoński konkurent. Efekty specjalne są pierwszorzędne, zdjęcia perfekcyjne, muzyka również zasługuje na pochwały. Jestem przekonany, że gdybym nie obejrzał wpierw filmu Hideo Nakaty to obrazem Verbinskiego byłbym zachwycony. Tak, jestem jedynie zadowolony. :)

Na pewno wielu z Was zastawiać się będzie, którą wersję wybrać. Moja rada brzmi. Jeśli lubicie horrory, które przerażą Was swoim klimatem, nastrojem bez uciekania się do tanich chwytów rodem z Hollywood bez wahania obejrzyjcie japoński oryginał. Jeśli jednak denerwuje Was specyficzny, japoński styl gry aktorów oraz dużą wagę przywiązujecie do efektów specjalnych to na pewno spodoba Wam się The Ring Gore'a Verbinskiego.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)