Wall.E: Stanley Kubrick by tego nie wymyślił

Wall.E: Stanley Kubrick by tego nie wymyślił
Źródło zdjęć: © www.image.net

„Film dla dzieci, którego nie zdążył nakręcić Stanley Kubrick” – piszą krytycy o animacji „Wall-E”.

[

Obraz

]( http://www.przekroj.pl )


1 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

Dlaczego Wall-e, dziewiąte dziecko genialnego studia Pixar, miał ponieść klęskę? Po pierwsze, bo nie mówi, wydaje z siebie tylko metaliczne zgrzyty i pojedyncze słowa.

Po drugie, jego ekspresja mimiczna jest zredukowana do zera. Poza tym wygląda jak skrzyżowanie lornetki ze zdezelowanym czołgiem, ma dyskusyjny gust muzyczny i słabość do obciachowych gadżetów typu kostka Rubika czy lampki choinkowe.


2 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

Jego postać jest przygnębiająca, by nie powiedzieć żałosna: od 700 lat wykonuje tę samą, monotonną pracę, i to w absolutnej samotności.

Wystarczy? Amerykańskim widzom wystarczyło, kupili Wall-E’ego od razu.


3 / 19

Wall.E

Obraz
© Image

I to za całe 63 miliony dolarów, bo tyle właśnie film zarobił podczas pierwszego weekendu wyświetlania (w ciągu 10 dni kwota ta doszła do 130 mln), co dało mu pierwsze miejsce box office’u.

Robota pokochali też krytycy, stawiając animację w jednym rzędzie z klasykami science fiction. „New York Magazine” przekonuje nawet, że animowany film o robocie powinien być nominowany do Oscara w kategorii Najlepszy Film (do tej pory ta sztuka udała się tylko w 1992 roku „Pięknej i bestii”).


4 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

Wall-E oczarował także dorosłych, bo – jak podaje dystrybutor filmu – co piąty widz przyszedł do kina bez dziecka. Co aż tak czarującego jest w bajce Pixara?

Bajka robotów

Wysypiskowy Automat Likwidująco-Lewarujący, E klasa, w skrócie Wall-E, jest ostatnim robotem na zaśmieconej do granic możliwości Ziemi. Przez 700 lat sprząta po niechlujnych i bałaganiących ludziach. Ci tymczasem wystrzelili się w kosmos i wyewoluowali w Homo sapiens consumens. Gatunek ten charakteryzuje się przewagą tkanki tłuszczowej nad mięśniową, kostną oraz mózgową.


5 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

Aktywność życiowa osobników obu płci ogranicza się do kupowania ton zbędnych rzeczy, ssania napojów z gigantycznych kubków oraz plotkowania przez wideo-telefony. Środowiskiem naturalnym nowych ludzi jest statek, który wygląda jak centrum handlowo-rozrywkowe, a życie układają im i kontrolują pokładowe roboty.

Cechy starego Homo sapiens, w tym tęsknotę za miłością, przejął w filmie Wall-E. Gdy wraca z pracy, ogląda musical „Hello, Dolly!” i marzy o tym, by mieć kogo trzymać za rękę.


6 / 19

Wall.E

Obraz
© Image

Pewnego dnia na zakurzonym horyzoncie zjawia się robotka o niebieskich oczach i opływowych kształtach – EVE. I tak zaczyna się elektroniczna love story. Prawie bez słów, za to z takim ładunkiem emocji, że niejednej maszynie animującej film mogły się przegrzać obwody.

Brak rozmów, wyznań i miłosnych zaklęć działa na korzyść filmu, bo trzeba wykorzystać wyobraźnię i empatię, aby zrozumieć roboty. W przegadanym kinie rozrywkowym to trochę ryzykowny zabieg, ale bardziej – odświeżający.


7 / 19

Wall.E

Obraz
© Forum Film

Jak łyk wody po za słonym popcornie. Zresztą nie zgadzam się z argumentem recenzentów pewnych, że widzów zniechęci brak dialogów. W końcu Ameryka stworzyła Charliego Chaplina i Bustera Keatona, geniuszy niemej komedii, którzy także byli źródłem inspiracji dla twórców „Wall-E”. A język ciała jest przecież uniwersalny i nie potrzebuje tłumaczy.

Co więcej, te kilka słów oraz westchnięcia i odgłosy, które wydobywają się z Wall-E’ego (dzieło fenomenalnego Bena Burtta, który wymyślił też mowę R2D2 w „Gwiezdnych wojnach”) zawierają bogaty przekaz emocjonalny. – Mam nadzieję, że dla widowni zgadywanie, co myśli Wall-E, to większa frajda niż słuchanie jego wyznań – wyjaśnia reżyser Andrew Stanton.


8 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

Liczył on też na to, że widzowie odczytają język metalowego ciała robocika, zrozumieją wyraz rozczulających lornetkowych oczu i przypiszą robotowi ludzkie cechy oraz osobowość. I nie pomylił się, czego dowodem są opinie widzów i rosnące wpływy ze sprzedaży biletów.

Z Wall-E’em można więc nawiązać kontakt, lecz także – jakkolwiek dziwnie to brzmi – identyfikować się. Bo kto z nas nie czuje się czasem tak opuszczony i samotny, jakby był zupełnie sam na świecie?


9 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

Ilu ma wrażenie, że pracuje jak automat, bez sensu i celu? Kto nie marzył o miłości, która spadnie z nieba? Mniej empatii i sympatii wzbudzają otyli ludzie – swoją drogą ciekawa jestem, czy amerykańskim widzom o niestandardowych gabarytach sączona podczas seansu coca-cola z litrowych kubków nie stanie w gardle.


10 / 19

Wall.E

Obraz
© EastNews

Pewnie nie, podobnie jak antykonsumpcyjna wymowa filmu nie zniechęci Disneya do produkcji plastikowych gadżetów promujących animację, a rodziców do kupowania dzieciakom bzdetów z logo „Wall-E”, czipsów w kształcie lornetek itd. – Ale być może widzowie choć posegregują opakowania po gadżetach – zjadliwie komentuje amerykański recenzent.

Zresztą przyszłość w „Wall-E” nie ma charakteru apelu społecznego czy satyry, jest tylko tłem, prawdopodobną wersją wydarzeń w kraju, gdzie co roku produkuje się tony śmieci, ślepo ufa technologii oraz kocha konsumpcję i wygodę. Sam Stanton zaprzecza, jakoby zrobił ekoanimację.


11 / 19

Wall.E

Obraz
© EastNews

Przekonuje, że „Wall-E” to film o miłości i taki, jaki sam chciałby obejrzeć. – Nigdy nie zastanawiam się, kto będzie oglądał mój film, zakładam, że każdy – mówi i twierdzi, że wszystkie analizy marketingowe wyrzuca do śmieci.

Film o robocie wymyślił i wyreżyserował dlatego, że sam kocha science fiction, a „Wall-E” to „amalgamat filmów s.f. od lat 60. do 80.” i wymienia: „Odyseję kosmiczną 2001”, „Obcego”, „Łowcę androidów”, „Gwiezdne wojny” czy „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”.


12 / 19

Wall.E

Obraz
© Image

Nie kalkował jednak klasyków, ale starał się oddać na ekranie ich atmosferę. Trafił w sedno, bo ostatnio w filmach z tego gatunku łatwiej o spektakularne efekty specjalne niż o wciągający spektakl i atmosferę właśnie. Przykładem jest choćby artystyczna klęska nowych „Gwiezdnych wojen”, „Wojny światów” i potworki w stylu „Obcy kontra Predator”.


13 / 19

Wall.E poza planem

Obraz
© Image

Komputer kontra osobowość

Właściwie sukces filmu Pixara dziwić nie powinien – osiem poprzednich (na przykład obie części „Toy Story”, „Gdzie jest Nemo?” i „Iniemamocni”) uwiodło i widzów, i krytyków. Jaki jest ich przepis na sukces? Pracownicy studia to wizjonerzy i pionierzy w dziedzinie techniki animacji komputerowej, lecz są oni zarazem tradycjonalistami, dla których najważniejsze jest to, o czym opowiadają, a nie jak.


14 / 19

Wall.E poza planem

Obraz
© Image

Równie istotne więc było wymyślenie dobrej historii o ostatnim robocie na Ziemi, jak stylizowanie animacji na filmy kręcone w latach 70. techniką Panavision. Scenariusze Pixara doceniają też fachowcy – „Ratatuj”, „Gdzie jest Nemo” i „Toy Story” nominowano do Oscara w kategorii Najlepszy Scenariusz.

Wcześniej w animacjach doceniano głównie muzykę i piosenki lub dźwięk. – Moim zdaniem „Toy Story” byłby równie świetnym filmem, nawet gdyby nie był animowany komputerowo tylko ręcznie albo za pomocą czegoś bardziej prymitywnego – mówi nam Michael- Brooke z prestiżowego pisma filmowego „Sight and Sound”. – Wasz rodak Walerian Borowczyk często kłócił się z innymi animatorami, bo ci spędzali lata na rysowaniu swoich filmów, podczas gdy on robił filmy w tydzień i wzbudzał większe zainteresowanie.

Działo się tak, dlatego że miał znacznie silniejszą osobowość artystyczną, która przebijała w jego pracach, nawet gdy stosował prymitywną technikę animacji.


15 / 19

Wall.E poza planem

Obraz
© Image

Przez ostatnie kilka lat w kinie było na ogół odwrotnie: w animacjach więcej było widać pracy komputera niż osobowości twórcy.

Zespoły pracujące w studiach rywalizujących z Pixarem, takich jak Blue Sky Studios (obie „Epoki lodowcowe”, „Roboty”) lub Dreamworks (trzy „Shreki”, „Madagaskar”, „Kung-fu panda”), potrafiły wzbudzić zachwyt odtworzeniem każdego grymasu na twarzy postaci lub grą światła na włosku futrzaka i zarazem zanudzić odtwórczymi bajeczkami o odkrywaniu życiowych mądrości.


16 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

Z braku dobrych historii gatunek filmów niefabularnych stał się poligonem doświadczalnym, nie tylko dla animatorów, ale i dla scenarzystów. Jednak większość eksperymentów sprowadzała się do małpowania „Shreka” – historia była udziwnioną, ale nienowatorską wiązanką znanych motywów.


17 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

Mizerię fabuły miały zasłonić wizualne fajerwerki, niby-zabawne popkulturowe cytaty i wielkie gwiazdy użyczające głosu stworkom.

Niektóre pomysły były dość udane, jak „Film o pszczołach”, do którego scenariusz napisał komik Jerry Seinfeld, lub „Kung-fu panda”, inne zaś zupełnie nietrafione – choćby przekombinowana „Dżungla” i „Epoka lodowcowa 2”, której akcja była tak powolna jak mamut Maniek (jeden z bohaterów animacji).


18 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

– Zawsze nas frustrowało, że ludzie postrzegają animację komputerową jako gatunek filmowy, a nie medium, dzięki któremu można opowiedzieć dowolną historię – żalił się dziennikarce „The New York Times” Stanton. On sam wie najlepiej, że technika starzeje się najszybciej i dzisiejsze nowinki jutro będzie sprzątać po nas jakiś robot.


19 / 19

Wall.E

Obraz
© www.image.net

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)