Wypadki i tragedie na planach filmowych. Wielu można było uniknąć
17.10.2019 | aktual.: 17.10.2019 16:44
Siniaki, otarcia, połamane kończyny i żebra, oparzenia, porażenia prądem i hipotermia. Takie nieplanowane "atrakcje" nie są wcale rzadkością na planach największych produkcji filmowych. I nie dotyczą wyłącznie kaskaderów.
O tym, że na planie można otrzeć się o śmierć, przekonał się Petro Aleksowski, który pozwał producenta "Czerwonego punktu" Patryka Vegi. W Sądzie Rejonowym Warszawa-Wola ruszył proces w sprawie wypadku z grudnia 2016 r. Aleksowski stał wtedy za kamerą i miał nakręcić ujęcie, w którym zamaskowany mężczyzna oddaje strzał z helikoptera w kierunku obiektywu.
Z niewyjaśnionych przyczyn były GROM-owiec grający strzelca użył na planie prawdziwej broni z ostrą amunicją dum-dum, która rozrywa się w ciele trafionego. Aleksowski cudem uniknął śmierci, bo zamiast w obiektyw pocisk trafił w nogę operatora (czytaj więcej tutaj).
Wypadek Aleksowskiego nadal budzi wiele kontrowersji, ale to nie pierwszy raz, gdy członek ekipy filmowej cierpi na planie. Nawet największe gwiazdy Hollywood ocierały się o śmierć przed kamerą. Czasami wypadki kończyły się trwałym uszczerbkiem na zdrowiu, a nawet śmiercią.
W krzyż uderzył piorun
Jednym z najbardziej znanych przykładów cierpienia na planie jest historia Jima Caviezela, który wcielił się w Jezusa w "Pasji" Mela Gibsona. Film jest wypełniony bólem i cierpieniem, którego główny aktor wcale nie musiał udawać. Podczas kręcenia zdjęć był wyziębiony, złapał zapalenie płuc, miał wybite ramię i przypadkowe rany od biczowania. Pewnego dnia ktoś nieopatrznie kopnął niesiony przez niego krzyż – Caviezel upadł pod jego ciężarem, lądując twarzą na ziemi. Z nosa i ust polała się krew.
Do najbardziej niezwykłego wydarzenia doszło podczas kręcenia sceny ukrzyżowania.
- Chmury wisiały nisko nad nami, a w krzyż, na którym byłem umocowany, trafił piorun. Nagle zrobiło się bardzo cicho dookoła mnie, a moje włosy stały dęba. 250 ludzi, którzy byli dookoła, widziało, jak moje ciało się rozświetliło, a moja głowa została z obu stron rozjaśniona przez ogień – wspominał w wywiadzie opublikowanym na portalu Duch Prawdy.
Tragedia w "Strefie mroku"
W 1983 r. na planie pełnometrażowej wersji kultowego serialu "Strefa mroku" doszło do wypadku, który pochłonął życia trzech osób. Tragedia rozegrała się podczas kręcenia sceny ze śmigłowcem i wykorzystaniem materiałów pirotechnicznych.
Po przeprowadzeniu próby wielu członków ekipy zwracało uwagę na niebezpieczeństwo, ale reżyser John Landis zbagatelizował ostrzeżenia. Niestety nie była to czcza gadanina. Tak jak się spodziewano, pilot-kaskader nie był w stanie opanować maszyny i miał ograniczoną widoczność (ładunki detonowane w rzece powodowały zbyt duże fontanny wody), co zakończyło się zderzeniem z trójką aktorów.
Śmierć poniósł Vic Morror (na zdjęciu) i dwójka zatrudnionych dzieci. Reżyser, producenci ani nikt z ekipy nie poniósł odpowiedzialności za nieumyślne spowodowanie śmierci.
Ostatnie akrobacje
Nie każdy wie, że katastrofa lotnicza rozegrała się także na planie "Top Gun". Dziś Tom Cruise jest znany z samodzielnego wykonywania niebezpiecznych ujęć kaskaderskich, ale przy tamtym filmie trzeba było polegać na umiejętnościach prawdziwych mistrzów podniebnych akrobacji.
Jednym z nich był Art Scholl, który pracował jako pilot-kaskader przy dziesiątkach filmów i reklam telewizyjnych. Udział w "Top Gun" był jego ostatnim.
Do tragedii doszło, gdy Scholl wykonywał trudny manewr zwany "flat spin". Pilot stracił panowanie nad maszyną i roztrzaskał się o wody Pacyfiku. Przed katastrofą zdążył powiedzieć przez radio: "Mam problem, naprawdę poważny problem". Ciało 53-latka i szczątki samolotu do dziś nie zostały odnalezione.
Prawdziwy potop
W 1928 r. do amerykańskich kin weszła "Arka Noego". Epickie dzieło Michaela Curtiza, który był pośrednio odpowiedzialny za śmierć trzech statystów i hospitalizację kilkudziesięciu innych.
Tragedia rozegrała się w trakcie kręcenia sceny potopu z dużą ilością statystów. Podobno Curtiz nie powiedział im, że zaraz wyleje na nich ponad 2 mln litrów wody. Efektem były trzy utonięcia i poważne obrażenia (jednemu statyście amputowano nogę), po których na plan trzeba było wezwać 35 karetek.
Co ciekawe, jednym ze statystów biorących udział w tej scenie był młody Marion Morrison, który stał się później sławny jako John Wayne.
Strzał z magnum
Brandon Lee był synem legendarnego Bruce’a Lee, który również zmarł tragicznie w młodym wieku. Brandon w całej swojej karierze zdążył wystąpić w zaledwie sześciu filmach, ale wszyscy zapamiętali jego występ w "Kruku". To właśnie na planie tego filmu doszło do tragicznej pomyłki, którą 28-latek przypłacił życiem.
Aktor otrzymał śmiertelny postrzał w brzuch podczas odgrywania jednej ze scen. Śledztwo wykazało, że jego śmierć była nieszczęśliwym wypadkiem i wynikiem zaniedbania. Pistolet magnum był załadowany ślepymi nabojami, ale w lufie znajdowała się pozostałość po kręconych kilka dni wcześniej scenach z użyciem amatorsko wykonanej amunicji.
Awaria i amputacja
Olivia Jackson, brytyjska kaskaderka, doskonale znała ryzyko pracy na planie filmu "Resident Evil: Ostatni rozdział". Dublerka Milli Jovovich była zaprawiona w bojach ("Avengers", "Mad Max: Na drodze gniewu" itp.), ale nie mogła przewidzieć awarii sprzętu, którą przypłaciła licznymi obrażeniami i amputacją ręki.
Do wypadku doszło w 2015 r. w Kapsztadzie. Jackson w jednej ze scen miała przejechać na motocyklu po trasie tuż pod kamerą. Niestety wyciąg kamery uległ awarii i kaskaderka uderzyła w niego z całym impetem. Jackson nie miała najmniejszych szans na uniknięcie wypadku.
Na miejscu okazało się, że ma obrzęk mózgu, krwotok wewnętrzny, połamane żebra, pęknięty obojczyk, zmiażdżoną twarz oraz kilka innych groźnych obrażeń. Kobieta pozostawała w śpiączce przez 17 dni, po czym niemal od razu stanęła na nogi i nie zamierzała się poddawać. Niestety nie udało jej się uratować lewej ręki, która kilka miesięcy później została amputowana.
Przeprosiny po latach
Gdyby nie Tarantino, Uma Thurman nie zostałaby gwiazdą "Pulp Fiction" i "Kill Billa". Ale także nie cierpiałaby dziś z powodu trwałych uszkodzeń szyi i kolan.
Na planie tego drugiego filmu reżyser uparł się, by Thurman sama prowadziła samochód w jednej ze scen. Niestety aktorka nie opanowała auta i uderzyła w drzewo.
Thurman opowiedziała o tym w mediach dopiero w 2018 r. Tarantino wyznał publicznie swój żal i przeprosił aktorkę, która ostatecznie pogodziła się z reżyserem. I nie miała nic przeciwko, by reżyser dał niewielką rolę jej córce w "Pewnego razu… w Hollywood".