Zabił 17 kobiet. "Dobrze zrobił"
- Jego śmierć wykorzystali skrajni konserwatyści, którzy próbowali z niego zrobić męczennika. Organizowali ceremonie, wspominali go, odmawiali dziękczynne modlitwy za jego działania, prosząc Boga, by zabrał go do raju. "Dobrze zrobił!" - krzyczeli zapytani o morderstwa, które popełnił - mówi w rozmowie z WP Ali Abbasi, reżyser filmu "Holy Spider", który pokazuje historię "Pająka". Już w kinach.
Przełom wieków. Ciepły, letni wieczór. Religijny mąż i ojciec żegna się z żoną i z dziećmi i wychodzi do meczetu pomodlić się. Ale do świątyni nigdy nie dociera. Skręca w stronę dzielnicy znanej z tego, że kręcą się w niej prostytutki. Said Hanai dostrzega jedną z nich i proponuje jej, żeby poszli do niego. Gdy docierają pod dom, mężczyzna wyciąga łom o zaczyna okładać kobietę po twarzy i ciele.
W sumie morderca, którego prasa określiła mianem "Pająka", zabił 17 kobiet. Tyle przynajmniej zdołała mu udowodnić irańska prokuratura. Skazano go na stryczek, ale jego historia bynajmniej się wtedy nie skończyła. O jego historii opowiada WP Ali Abbasi, reżyser filmu "Holy Spider".
Zobacz wideo: #KresyŚwiata. Iran pręży muskuły, ludzie są odizolowani. Wizerunek mija się z prawdą
Artur Zaborski: Pamiętasz czasy, kiedy "Pająk" polował na swoje ofiary?
Ali Abbasi: Mieszkałem w Iranie, kiedy Said Hanai mordował swoje ofiary. W całym kraju mówiono wtedy tylko o nim. Media donosiły o jego zbrodniach na najróżniejsze sposoby. Cały czas mówiono o sytuacji w Meszhedzie, gdzie morderca grasował. Oczywiście, rząd nie był z tych doniesień zadowolony. Próbowano blokować nowe publikacje i jakoś tę sprawę wyciszać. Gdyby "Pająk", jak nazwano mordercę, grasował w innym kraju, mówiono by o tym nieustannie, aż do chwili, kiedy zostałby pojmany. W Iranie jednak było inaczej - najpierw o sprawie było głośno, a potem coraz ciszej.
Rząd ma aż taką władzę nad dziennikarzami?
Media są kontrolowane, poddawane cenzurze. Nie można napisać wszystkiego, co się chce. A grasujący na wolności seryjny morderca nie jest czymś, co przynosi chlubę władzy. Pracowano więc nad zmniejszeniem zainteresowania tematem.
Sprawę faktycznie wyciszono, ale potem zaczęła żyć na nowo, gdy "Pająka" złapano. Co dokładnie się wtedy działo?
To właśnie zainteresowało mnie w tej historii najbardziej. "Pająk" polował głównie na prostytutki i narkomanki, osoby, które według Koranu grzeszą. Uzasadniał swoje czyny jako działanie w imię Boga. Mówił, że występuje przeciwko niemoralności. Że tak naprawdę wypełnia polecenia prawa, a nie łamie go.
Sąd nie znajduje jednak okoliczności łagodzących. 8 kwietnia 2002 roku niespełna 40-letni "Pająk" trafia na stryczek. To koniec jego historii?
Jego śmierć wykorzystują skrajni konserwatyści, którzy próbują z niego zrobić męczennika. Organizują ceremonie, wspominają go, odmawiają dziękczynne modlitwy za jego działania, proszą Boga, by zabrał go do raju. "Dobrze zrobił!" - krzyczą zapytani o morderstwa, które popełnił.
Mnie nie interesował "Pająk" jako seryjny morderca, nie chciałem robić filmu o kimś, kto dokonał tak potwornych rzeczy. Zależało mi, żeby wykorzystać jego postać i pokazać, jak spowodował, że w konserwatywnej części społeczeństwa irańskiego odezwała się mizoginia. Kilka lat później ukazał się dokument "And Along Came a Spider" wyreżyserowany przez Maziara Bahariego. Zobaczyłem w nim rodzinę "Pająka", a także wywiad z nim samym. Okazało się, że jego otoczenie nie tylko się go nie wstydzi, co wręcz jest z niego dumne. Wtedy pomyślałem, że chciałbym zrobić o społeczeństwie irańskim, które nie uważa za problem mordercy, tylko pracownice seksualne i kobiety uzależnione od narkotyków.
No ale chyba nie jest tak, że społeczeństwo popiera mordowanie takich kobiet?
Najczęstszą propozycją rozwiązania problemu ich obecności w społeczeństwie jest więzienie albo odwyk. Panuje zgoda, że to z nimi trzeba coś zrobić, a nie z klientami, którzy korzystają z ich usług. Facet, który chce uprawiać seks za pieniądze, nie jest dla konserwatywnych Irańczyków problemem, tylko kobieta, która mu to umożliwia. Ta historia ma tyle warstw i tyle szaleństwa w sobie, że do opowiedzenia jej chciałem użyć gatunku noir.
Przypomnijmy, że w kinie noir ważna była dwoistość natury człowieka, filmy w tym gatunku podważały istnienie ludzi wyłącznie złych i wyłącznie dobrych.
U mnie tę dwoistość reprezentuje miasto Meszhed, które za dnia jest kompletnie innym miejscem niż w nocy. To dla szyitów święte miasto, do którego pielgrzymują, by oddać cześć Bogu. Nocami jednak kwitnie w nim występek i grzech.
I nienawiść wobec kobiet.
To akurat cecha nie tylko Meszhedu. Mizoginia jest częścią DNA Islamskiej Republiki Iranu. Jest obecna nie tylko w prawie, ale też w życiu społecznym i w polityce. I jest wymierzona wobec kobiet w ogóle, nie tylko do prostytutek czy tych uzależnionych od narkotyków.
Protesty w Iranie, którym teraz świadkujemy, nie wzięły się znikąd. Dla osób z zewnątrz one mogę się wydawać czymś dziwnym. No bo jak ludzie mogą wychodzić na ulice, żeby wyrazić swój sprzeciw wobec chust na głowie? I jak rząd może strzelać do ludzi, którzy publicznie mówią, że nie chcą zasłaniać włosów? To brzmi jak sytuacja z prozy Kafki, a nie z wiadomości. Te protesty nie są jednak związane z częścią garderoby, tylko z tym, w jaki sposób rząd kontroluje życie kobiet, jak nimi dyryguje. A to dyrygowanie jest czymś dziedzicznym w tym kraju. Said Hanai wyrósł w kraju, w którym czuł, że ma prawo korygować zachowania kobiet, zarządzać nimi. Jego podejście nie wzięło się znikąd.
Z relacji medialnych wynika jednak, że Iranki nie są na ulicach same. Na filmikach, które do nas docierają, widać też mężczyzn.
Powiem szczerze: nigdy nie spodziewałbym się, że w dożyję czasów, w których zobaczę Irańczyków protestujących w obronie praw Iranek. Sytuacji kobiet w Iranie nie da się określić mianem dyskryminacji, tylko apartheidu. I Irańczycy nareszcie sobie to uświadomili. To nie jest tak, że oni są pod wpływem ruchów feministycznych jak na Zachodzie w latach 60., tu w ogóle nie chodzi o feminizm.
W Republice Południowej Afryki też ograniczano większość populacji i poddano ją kontroli. Ale tego systemu nie udało się utrzymać, w końcu musiał się zawalić. Tak samo było z Czerwonymi Khmerami w Kambodży. I tak samo będzie w Iranie, bo ludzie wreszcie zrozumieli, że system, w którym żyją, jest patologiczny i nie działa ani dla ludzi, którzy są otwarci, ani dla tych, dla których religia jest ważną częścią życia. Społeczeństwo zauważa, że władza czerpie przyjemność z gnębienia tych, którzy są jej podlegli.
W jaki sposób ta świadomość się budzi?
Im bardziej protesty przybierają na sile, tym chętniej władza sięga po takie rozwiązania jak strzelanie do ludzi, tortury, bicie, zastraszanie, upokarzanie. Dzięki temu, że protesty są kręcone przez ludzi, to widać, ile przyjemności ludziom reprezentującym system sprawia znęcanie się nad protestującymi.
Dla mnie to analogiczna sytuacja do tego, jak postępował "Pająk", który z zabijania kobiet czerpał po prostu przyjemność. Czerpanie przyjemności z przemocy to objaw psychopatii. On o tym wiedział, dlatego żeby nie wyjść na psychopatę, stworzył śpiewkę o działaniu w imieniu religii. Czyli skorzystał z tej samej śpiewki, którą system wykorzystuje do gnębienia kobiet.
Władzy Iranu bardzo nie podoba się, w jaki sposób opowiadasz o swojej ojczyźnie. Po premierze filmu w Cannes ministerstwo kultury opublikowało oświadczenie, w którym zarzucono "Holy Spider", że obraża muzułmanów, a szczególnie szyitów.
Nie zrobiłem tego filmu, żeby krytykować rząd irański, bo krytykuje się coś, co jeszcze może się poprawić. Tutaj nie ma już na to szans. Mówienie, że system w Iranie nie działa, to jakiś banał, żadne odkrycie. Chyba wiesz, o czym mówię, bo w Polsce też macie swoje problematyczne sprawy, choćby w kwestii dostępu do aborcji. Ale nie chcesz spędzić kilku lat na robieniu filmu o tym, że dostęp do niej powinien być legalny, bo to sprawa tak oczywista, że wystarczyłoby napisać o tym artykuł.
W taki sam sposób myślałem o "Holy Spider". Dlatego dość mocno zaskoczyła mnie reakcja irańskich władz, które tak silnie zaczęło nas przeklinać. To przecież skromny film, kino artystyczne, a nie jakiś blockbuster. Liczyłem, że parę osób go zobaczy. Jednym się spodoba, innym nie, i w zasadzie tyle.
W zasadzie rząd irański zrobił wam darmową reklamę.
Nie wiem, ile pieniędzy musiałaby wyłożyć Dania, żeby nam zrobić taką PR-ową robotę, jaką zrobili nam ajatollahowie.
Po tym wszystkim chyba nie masz co liczyć, że będziesz mógł odwiedzić rodzinę w Iranie.
Nie mogę tam pojechać, to byłoby głupie i nieodpowiedzialne, zwłaszcza że udzielam się aktywnie w walce przeciwko reżimowi. Ale też warto zaznaczyć, że ja nie wyjechałem z Iranu z konieczności, bo coś mi groziło, tylko dlatego, że chciałem zobaczyć świat. Pojechałem do Skandynawii, bo uznałem ją za egzotyczne miejsce, które warto poznać.
Nie miałem więc popsutych relacji z władzą. Kiedy rozpoczynałem prace nad "Holy Spider", proponowałem nawet rządowi irańskiemu współpracę, bo planowałem, że zrobię serię filmów o irańskich mordercach. Oczywiście się na nią nie zgodzili i musieliśmy kręcić w Jordanii. Wtedy trzymałem się z daleka od polityki, ale poprzez reakcje rządu na mój film, stałem się figurą polityczną.
Jordańczykom nie przeszkadzał, że kręcisz film, w którym islam pełni ważną rolę?
Nie, dogadaliśmy się bez problemów. Ale kręciliśmy w dość groźnej okolicy. Do tego stopnia, że w czasie pracy ktoś strzelił w naszą stronę z broni palnej. Na szczęście oberwała tylko kamera, a nikomu z ekipy nic się nie stało. Takie mam wspomnienie z pracy nad tym filmem.
Artur Zaborski, Wirtualna Polska
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad ofertą SkyShowtime (ale chwalimy "Yellowstone"), podziwiamy Brendana Frasera w "Wielorybie" i nabijamy się z polskich propozycji na Eurowizję. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.