W sieci już pojawiły się głosy niedowierzania. Trudno się dziwić – to naprawdę zaskakujące, że w dzisiejszych czasach mogło dojść do tak karygodnych zaniedbań i narażenia życia zwierząt.
Na początku roku media obiegła przykra wiadomość – na planie serialu „Luck” Michaela Manna doszło do wypadków, w wyniku których zginęły trzy konie. Serial zdjęto z anteny. Teraz podobne kłopoty ma Peter Jackson. Amerykańskie media podały, że podczas kręcenia „Hobbita” życie straciło aż 27 zwierząt! Niektóre umierały w męczarniach…
W sieci już pojawiły się głosy niedowierzania. Trudno się dziwić – to naprawdę zaskakujące, że w dzisiejszych czasach mogło dojść do tak karygodnych zaniedbań i narażenia życia zwierząt.
Amerykańskie Stowarzyszenie Humanitarne, które monitoruje rynek filmowy, oskarża reżysera oraz koncern Warner Bros o znęcanie się nad zwierzętami.
W sumie na planie filmu zginęło sześć koni, pięć kucyków, trzy kozy, dwanaście kurczaków i jedna owca… Czy „Hobbit” podzieli los serialu stacji HBO?
Uchybienia i zaniedbania
Amerykańskie Stowarzyszenie Humanitarne, które od kilkudziesięciu lat śledzi, czy podczas kręcenia filmów nie cierpią występujące tam zwierzęta, o zaniedbaniach na planie w Nowej Zelandii donosiło już w sierpniu 2011 roku.
Inspekcja wykazała, że na terenie farmy, gdzie przebywało 150 zwierząt, doszło do uchybień i naruszenia przepisów.
Było to miesiąc przed pierwszymi zgonami. Producenci filmu zapewnili, że dołożą wszelkich starań, aby nie doszło do tragedii.
Koszmarne warunki
Fox News podało, że o śmierci zwierząt poinformowali sami opiekunowie.
Powodem były koszmarne warunki panujące na farmie w pobliżu Wellington, której, według ich relacji,* nie przygotowano dostatecznie dobrze na pomieszczenie 150 zwierząt.*
Konie, kury czy owce były narażone na liczne niebezpieczeństwa, m.in. dziury zalane wodą, podmokły i nierówny teren oraz brak odpowiednich zabezpieczeń.
Koń spada z urwiska, psy zagryzają kury...
W wyniku uchybień jeden z koni spadł z urwiska, dwa pozostałe poraniły kończyny o metalowe ogrodzenie, a kolejny zdechł po zatruciu się nieświeżą paszą.
Opiekunowie zdradzili dziennikarzom, że jednego kucyka trzeba było uśpić, ponieważ złamał kręgosłup, po tym jak się przewrócił. Weterynarze nie byli w stanie mu pomóc.
Na skutek podania zepsutej paszy zdechła również owca i część kóz. Reszta padła w wyniku infekcji spowodowanych pasożytami lub utonęła w zalanych wodą dziurach. Wspomniane już kury zostały za to zagryzione przez psy.
Manipulacja faktami?
W sieci pojawiła się wypowiedź rzecznika prasowego Petera Jacksona, który przeprosił za „uchybienia”, ale zaznaczył przy okazji, że część ze 150 zwierząt wykorzystywanych na planie „zdechło z przyczyn naturalnych”.
Ponadto Matt Dravitzky podkreślił, że po śmierci dwóch koni dołożono wszelkich starań, aby podobna sytuacja już się nie powtórzyła.
Rzecznik reżysera zarzucił Amerykańskiemu Stowarzyszeniu Humanitarnemu, że manipuluje faktami i ujawnia uchybienia na planie tuż przed premierą filmu, ponieważ firma zajmująca się produkcją "Hobbit: Niezwykła podróż" już dawno nie korzysta ze wzmiankowanej farmy.
Zaopiekował się świnkami
Dravitzky dodał, że tuż po zakończeniu zdjęć Peter Jackson zaopiekował się trzema świnkami. Cóż, miły gest, ale życia pozostałym zwierzętom, które cierpiały na planie filmu, już nie przywróci.
Premiera "Hobbit: Niezwykła podróż" przewidziana jest na grudzień tego roku. Organizacje broniące praw zwierząt (m.in. PETA) już zapowiedziały bojkot filmu.
Czy tak było zawsze? Na planach filmowych zwierzęta ginęły od początku kinematografii – często w prawdziwych męczarniach. W imię uzyskania jak największego realizmu i dramatyzmu nie cofano się przed zrzucaniem ich ze skał, podpalaniem i zabijaniem z zimną krwią.
Przekonajcie się, że wypadki na planach zdjęciowych to dla filmowców chleb powszedni…
''Popioły'', reż. Andrzej Wajda
Dziewiąty pełnometrażowy film Andrzeja Wajdy w okresie swojej premiery był jedną z trzech – obok „Faraona” i „Rękopisu znalezionego w Saragossie” – najkosztowniejszych polskich produkcji.
Jednak do historii przeszły nie tylko świetne kreacje Daniela Olbrychskiego (Rafał Olbromski) czy Beaty Tyszkiewicz (Księżniczka Elżbieta). Na potrzeby jednej ze scen, dla uzyskania większego realizmu, reżyser zezwolił na zabicie jednego z koni.
Żywe zwierzę zostało zrzucone ze skały. Spadając w przepaść koń najpierw łamie nogi, by wreszcie ukrócić swą agonię uderzając głową w ziemię i ginąc na miejscu…
''Flisacy'', reż. Judith Elek, 1990
Okrutnego zabójstwa dopuściła się również węgierska reżyserka Judith Elek podczas kręcenia obrazu „Flisacy” („Tutajosok”) z 1990 roku.
Na potrzeby jednej ze scen ekipa pracująca na planie filmu spryskała 14 owiec łatwopalną substancją, a następnie je podpaliła. Zwierzęta zginęły w niewyobrażalnych męczarniach.
W odpowiedzi na czyn Elek, 69 naukowców Uniwersytetu Jagiellońskiego wystosowało do władz list, w którym kategorycznie domagali się, aby reżyserka nie mogła przekroczyć granicy Polski.
Uczeni napisali m.in., że „Żaden poważający się reżyser nie może dopuszczać się używania tak prymitywnych i okrutnych metod!”
''Cannibal Holocaust'', reż. Ruggero Deodato, 1980
Dążenie do osiągnięcia złudzenia jak największego autentyzmu w „Cannibal Holocaust” nie skończyło się na formalnych eksperymentach z różnymi typami taśmy filmowej. Słynny film gore zapisał się w historii kina czymś innym.
Kiedy 7 stycznia 1980 roku produkcja trafiła na ekrany, widzowie oglądając kaźń bezbronnych zwierząt, widzieli prawdziwe morderstwa, których aktorzy dopuścili się przed kamerą. Sceny, gdzie bohaterowie rozcinają gardło ostronosowi, rąbią maczetami żółwia, strzelają do świni czy dekapitują małpę wydarzyły się naprawdę i zostały nakręcone wyłącznie na użytek filmu, co wzbudziło zrozumiałe protesty.
Nie pomogły tłumaczenia twórców i przekonywanie, że zabite zwierzęta zjedli tubylcy zatrudnieni na planie. Film wycofano z kin, kopie skonfiskowano, a reżyser Ruggero Deodato i producenci - Franco Di Nunzio i Franco Palaggi – zostali pociągnięci do odpowiedzialności finansowej. Dodatkowo twórcy filmu zabroniono stawania za kamerą przez następne trzy lata, co, jak sam wspomina, było dla niego największym ciosem.
''Poszukiwacze zaginionej Arki'', reż. Steven Spielberg, 1981
Kłopoty z obrońcami praw zwierząt miał również sam Steven Spielberg, podczas kręcenia kultowych „Poszukiwaczy zaginionej Arki”.
Chodzi oczywiście o scenę rozgrywającą się w Studni dusz, w której zostają uwięzieni główni bohaterowie. W krypcie oprócz hieroglifów i gigantycznych posągów znajdowały się setki węży. W kilku ujęciach widać jak gady są deptane i miażdżone przez stopy Harrisona Forda i Karen Allen.
John Baxter w książce „Steven Spielberg: An Unauthorized Biography” wspomina, że oburzona tym faktem Vivian Kubrick – córka innego słynnego filmowca – nazwała reżysera „okrutnikiem” i doniosła o całym zdarzeniu organizacji RSPCA.
Zdjęcia zostały wstrzymane na cały dzień, a Spielberg w ramach zapobiegnięcia podobnym incydentom zarządził wzmożone środki bezpieczeństwa.
''Ben Hur'', 1925/ ''Ben Hur'', 1959
O doniosłości i randze dzieła z 1925 roku najlepiej mówią liczby. Film Freda Niblo i czterech innych reżyserów niewymienionych w czołówce okazał się najdroższą niemą produkcją w historii kina, kosztującą „zawrotną” sumę 3,9 mln dolarów. W jednej ze scen użyto aż 48 kamer – był to ewenement na światową skalę.
Jednak nie wszystkie statystyki są powodem do dumy. Z danych produkcyjnych wynika bowiem, że podczas trwających trzy lata zdjęć… zginęło aż 100 koni. Do największej liczby zgonów doszło oczywiście podczas kręcenia słynnej sceny wyścigu rydwanów.
Do katowania zwierząt, choć już nie na tak gigantyczną skalę, doszło również na planie nakręconego 34 lata później remake’u w reżyserii Williama Wylera. W filmie wzięło udział 78 specjalnie szkolonych koni, z czego 11 zginęło podczas zdjęć. Nadal nie było to niczym wyjątkowym...
''Hei tai yang 731'', reż. Tun Fei Mou, 1988
„Hei tai yang 731” to okryta złą sławą produkcja nakręcona w Hongkongu, będąca mariażem filmu historycznego i kina gore.
Obraz w reżyserii Tun Fei Mou opowiada o makabrycznych eksperymentach, jakich dopuszczała się japońska armia podczas II wojny światowej. Film epatuje bardzo drastycznymi scenami ukazującymi bestialskie badania na jeńcach.
Film zawiera czterominutową scenę, w której żywy kot jest zjadany przez stado wygłodniałych szczurów. Twórcy zdecydowali się na użycie prawdziwych zwierząt, aby uzyskać efekt jak największego realizmu.
- Wiem, że na Zachodzie ludzie kochają zwierzęta, ja również je lubię. Jednak dla mnie jako reżysera, ta scena ma znaczenie - od was zależy jego odkrycie – uzasadniał realizację tej sceny reżyser filmu.
''Jesse James'', reż. Henry King, 1939
Z historycznego punktu widzenia obraz Henry’ego Kinga był kolejny kiepskim westernem, który nijak miał się do prawdziwej historii Franka i Jesse’ego Jamesów. Jedynym elementem broniącym produkcji były przepiękne krajobrazy wyżyny Ozark. Jednak to nie dzięki nim pamiętamy o tej produkcji.
W jednej z kluczowych scen ginie koń, który, podobnie jak w przypadku „Popiołów”, został zepchnięty w przepaść. Zwierzę skonało na miejscu. Zdarzenie odbiło się bardzo szerokim echem i wywołało wściekłość.
Śmierć konia sprawiła, że American Humane Association zaczęło monitorować bezpieczeństwo i komfort innych zwierząt na planach filmowych. Trwa to do dnia dzisiejszego.
''Czas apokalipsy'', reż. Francis Ford Coppola, 1979
W kultowym i chyba jednym z najbardziej znanych filmów Francisa Forda Coppoli również dopuszczono się do zamordowania bezbronnego zwierzęcia.
Mowa o scenie, w której „plemię” pułkownika Kurtza dokonuje rytualnego zabójstwa wołu, składając go w ofierze.
Zwierzę otoczone jest przez tłum tańczących w ekstazie tubylców, a następnie praktycznie przecięte na pół silnym uderzeniem maczety.
''Manderlay'', reż. Lars von Trier, 2005
Kontrowersje, wynikające z pastwienia się nad zwierzęciem, towarzyszyły również produkcji Larsa von Triera.
Początkowo w postać dr Hectora wcielił się John C. Reilly, jednak już podczas zdjęć zrezygnował i zerwał kontrakt. Aktor zaprotestował w ten sposób przeciwko scenie, w której został zabity osiołek.
W konsekwencji scena została wycięta w postprodukcji. Ponieważ szwedzkie prawo nie zabrania takich praktyk – pod warunkiem, że na planie filmu jest obecny weterynarz – twórcy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. (gk/mf)