Irena Karel: Najpiękniejsza polska aktorka ma już 70 lat
Czy przepięknej aktorce, która kończy dziś siedemdziesiąt lat, odpowiada życie na drugim planie?
Była sobie kobieta bez skazy, nazywano ją seksbombą lat 60., „polską Brigitte Bardot“ i „Słoneczkiem PRL-u”. Miała nienaganną figurę, zadbaną, świeżą cerę i burzę blond włosów na głowie. U jej stóp leżeli nie tylko amanci srebrnego ekranu, w Irenie Karel kochał się cały kraj. Nic dziwnego, że aktorka była obsadzana w najważniejszych, niekiedy przełomowych polskich filmach i szybko stała się towarem na eksport. Zawsze była piękna, więc nie stroniła też od pokazywania swojego ciała na ekranie. Dlaczego jednak nagle z niego zniknęła? Co przez lata działo się z jedną z najbardziej powabnych polskich aktorek? Co robiła w USA? Czy nigdy nie żałowała wyjazdu za ocean? Dlaczego dziś nie musi dbać o to, czy listonosz przyniesie jej ciekawy scenariusz do przeczytania i z radością przyjmuje propozycje ról epizodycznych? Czy przepięknej aktorce, która kończy dziś siedemdziesiąt lat, odpowiada
życie na drugim planie?
href="http://film.wp.pl/irena-karel-najpiekniejsza-polska-aktorka-ma-juz-70-lat-6025255666680961g">CZYTAJ DALEJ >>>
U boku Zbyszka Cybulskiego
Prawdziwe nazwisko Ireny Karel brzmi Kiziuk. Irena urodziła się we Lwowie w 1943 roku. W wieku 21 lat ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie i przez 15 kolejnych lat (do 1977 roku) regularnie występowała na scenie stołecznego Teatru Komedia. Nigdy nie chciała się jednak ograniczać.
Chętnie brała udział w różnych aktorskich inicjatywach. Była aktorką kabaretu Dudek, ZAKR i członkinią zespołu Jana Tadeusza Stanisławskiego. Dlaczego tak pociągała ją scena kabaretowa? Podobno zawsze lubiła śmiać się z ludzkich przywar.
Jak w wielu przypadkach, sława zapukała do jej drzwi wraz z debiutem na wielkim ekranie. Szczęśliwie miał on miejsce niemal równolegle z początkiem jej teatralnej kariery. W 1965 roku Karel wystąpiła w „Pingwinie“ Jerzego Stefana Stawińskiego. Główną rolę w filmie grał sam Zbyszek Cybulski. Mimo, że aktorka została obsadzona w epizodzie, udało jej się zwrócić na siebie uwagę publiczności i wpływowych reżyserów.
Kariera zapisana w gwiazdach
Uroda Ireny Karel otworzyła przed nią wrota do świata filmu i telewizji. A może była ona po prostu zapisana w gwiazdach? Kobieta nosząca imię „Irena“ jest podobno tą, która „odkrywa duszę ludzi i rzeczy“, a jej cechami szczególnymi jest wola, aktywność, intelekt i uczuciowość. Czy nie są to cechy dla aktorki najważniejsze?
Siła woli pozwoliła Karel walczyć o karierę, choć utalentowana aktorka przez długie lata była obsadzana w niewielkich i zwykle drugoplanowych rolach. Zagrała m.in. w filmach „Kiedy miłość była zbrodnią“ i „Poradnik matrymonialny“. W „Stajni na Salvatorze“ – 24-letnia wówczas aktorka – pojawiła się już nago.
Publiczność uwielbiała jednak patrzeć na nią nawet, gdy nie była w negliżu. Aktorka zawsze zwracała uwagę modnym strojem. Uwielbiała nosić krótkie, kolorowe sukienki i wysokie buty. Komplementami obsypywali ją podobno nawet portierzy z hoteli, w których się zatrzymywała.
Dziewczyna w kowbojkach
W 1968 roku Irena Karel założyła kowbojki i pojawiła się w głównej żeńskiej roli w polskim easternie „Wilcze echa“ wyreżyserowanym przez Aleksandra Ścibora-Rylskiego.
Akcja polskiej odpowiedzi na amerykańskie filmy o Indianach i kowbojach rozgrywała się w „Bieszczadach, które jeszcze w trzy lata po wojnie były areną tragicznych i krwawych wydarzeń“. Twórcy filmu, w oparciu o autentyczne historie, napisali scenariusz pełen ucieczek, pogoni, pojedynków, pułapek i cudownych ocaleń.
W centrum akcji była jednak piękna dziewczyna – Irena Karel w roli Tekli – miejscowej dziewczyny, która staje ramię w ramię z chorążym Piotrem Słotwiną w obronie miasteczka przed bandziorami. Co interesujące, film Scibora-Rylskiego nie był jedynym flirtem Ireny Karel z klasycznym kinem gatunkowym.
Kosmiczna przygoda
W Polsce filmów science-fiction raczej się nie kręci, ale Irenie Karel nic nie przeszkadzało zagrać w jednym z nich! W latach 70. aktorka dostawała wiele intrygujących propozycji zawodowych. Wśród nich znalazła się opcja zagrania w koprodukcji między Polską i NRD – filmie „Sygnały MMXX“ (1970) Gottfrieda Kolditza.
Akcja filmu toczyła się w drugiej połowie XXI wieku i opowiadała o zaginięciu jednego z najlepszych statków kosmicznych – wspaniałego „Ikarosa“. Irena Karel wcieliła się w postać Juany, która wraz z międzynarodową załogą podejmuje próbę wyjaśnienia, co się stało ze statkiem i rozszyfrowania dziwnych sygnałów, które rozchodzą się w kosmosie.
Zapracowane lata 70. to w filmografii Karel również czas ról w filmach Jana Rybkowskiego („Chłopi“, 1973 i „Dulscy“, 1975), Sylwestra Chęcińskiego („Kochaj albo rzuć“, 1977) i Janusza Majewskiego („Lekcja martwego języka“, 1979).
Legalna blondynka
Irena Karel stopniowo zaczęła pojawiać się na ekranie coraz częściej, więc szybko zrobiło się o niej głośno. Była radosnym ewenementem, który rozświetlał ponurą polską codzienność lat 60. i 70.
Wzdychała do niej cała Polska, mężczyźni wieszali jej fotografie nad łóżkiem, jakby Karel była najprawdziwszą pin-up-girl. Jej zdjęcia były zamieszczane też na plakatach i pocztówkach.
Kiedy pojawiała się w filmie, widzów przechodził dreszczyk emocji. Tym bardziej, że często odsłaniała swoje wdzięki biorąc udział w rozbieranych scenach. W pełnej krasie można ją było podziwiać w „Rzeczpospolitej babskiej“ Hieronima Przybyły oraz w kultowej i niezwykle popularnej ekranizacji powieści Henryka Sienkiewicza.
W „Panu Wołodyjowskim“ Karel wcieliła się w postać Ewki Nowosielskiej. Są tacy, którzy uważają, że swoją zjawiskową urodą Irena przyćmiła Magdaleną Zawadzką.
Czy równie różowo wyglądało jej życie osobiste, co zawodowe?
Miłość jedno ma imię
Dziś Irena Karel pojawia się na publicznych fetach sama, choć dawniej o jej względy zabiegała nie tylko męska część widowni, ale i amanci srebrnego ekranu. Kręcił się przy niej m.in. Tadeusz Ross (z którym podobno łączył ją długi związek) oraz sam Andrzej Łapicki.
Prawdziwą i jedyną miłością jej życia okazał się jednak mężczyzna z drugiego planu – operator Zygmunt Samosiuk. Para wzięła ślub w lutym 1974 roku, ale małżeństwo potrwało zaledwie 9 lat. W ostatnich latach małżeństwa aktorka dużo podróżowała i w momencie śmierci Samosiuka w 1983 roku przebywała w Stanach Zjednoczonych.
Podobno długo obwiniała się o to, że nie była z ukochanym w jego ostatnich chwilach. Jego odejście było dla niej tak dramatyczne, że na kilka lat aktorka zaszyła się w domu, wycofała z życia publicznego i stroniła od ludzi.
Odejść ciąg dalszy
Po śmierci męża Karel przestała brać aktywny udział w życiu filmowym. Nie zabiegała o role i nie uczestniczyła w życiu towarzyskim. Poświęciła się głównie opiece nad chorą matką i na ekranie znów pojawiała się jedynie w epizodycznych rolach – wcieliła się m.in. w postać Królowej Lalek w „Akademii Pana Kleksa“ (1983) i Zosi goszczącej na przyjęciu u Pasikonika w „Sztuce kochania“ (1989) Jacka Bromskiego.
Gdyby nie role w serialach, które zastąpiły Karel regularne pojawianie się na deskach teatrów, można by uznać, że jej kariera zatoczyła koło i aktorka wróciła do kreowania ról drugoplanowych. Między 1988 a 1990 zagrała jednak w serialu „W labiryncie“, pojawiła się też w „Lokatorach“ i sześć lat spędziła na planie „Plebanii“.
Magia pozytywnego myślenia
Los uśmiechnął się do Ireny Karel w 2011 roku. Okazało się, że aktorka odziedziczyła ogromny spadek, w którego skład weszły tereny leżące naprzeciwko warszawskiego zoo i znajdująca się nieopodal stocznia. Ich wartość wyceniono na siedmiocyfrową kwotę...
To był moment, w którym aktorka mogła przestać się martwić o brak interesujących propozycji. Jako milionerka nie musi się obawiać o swoje finanse i może sobie pozwalać na czysto hobbystyczne występy w ważnych dla niej projektach.
W wywiadzie dla Tele Tygodnia przeprowadzonym w 2005 roku aktorka mówiła już, że „kocha życie i kiedy zdarza się tragedia, próbuje znaleźć w niej przesłanie i patrzeć w przyszłość optymistycznie“.
Kobieta dojrzała jak wino
W dniu 10 sierpnia Irena Karel skończyła 70 lat. Nie bierze już czynnego udziału w życiu filmowym i teatralnym, ale w 2011 roku zagrała rozstrzeliwaną kobietę w „Róży“ Wojciecha Smarzowskiego; 1 sierpnia tego roku na ekrany kin wszedł też film „Był sobie dzieciak“ Leszka Wosiewicza z Karel w roli sąsiadki. Aktorka nadal wygląda przepięknie!
Joan Collins (niezapomniana Alexis z serialu „Dynastia“)
twierdzi, że „wiek nie ma znaczenia – chyba, że jesteś butelką wina“ i Irena Karel jest na to najlepszym dowodem.
Obecnie mówi się, że charakteryzuje ją coś więcej niż dojrzała, nieprzemijająca uroda – „niegdysiejszy prowokujący seksapil zastąpiły klasa i elegancja“. Mimo swojego wieku aktorka zawsze wygląda świeżo i modnie, ze smakiem łączy też elementy klasycznej garderoby z młodzieżowymi dodatkami.
I tak, trzeba to powtórzyć jeszcze raz – nadal wygląda zjawiskowo!
(ab/mn)