10 rzeczy, za które nie lubimy "Kogla-mogla"
"Kogel-mogel" to seria, która ma wielu fanów. Do kin wchodzi właśnie jej najnowsza, trzecia odsłona. Minęło 30 lat od powstania dwóch pierwszych części i dziś ogląda się je zupełnie inaczej niż przed laty.
Płacz głównej bohaterki, której marzenia zostają pogrzebane na końcu każdej z części, i lekceważenie, z jakim odnoszą się do niej ojciec i mąż, sprawiają, że dziś trudno przełknąć te filmy bez mrugnięcia okiem. Nawet jeśli dobrze znamy tę historię, czujemy, że coś w niej jest nie tak.
Liczyliśmy na to, że trzecia część choć odrobinę wynagrodzi Kasi upokorzenia i wyrzeczenia, jakie serwował jej los w dwóch pierwszych odsłonach cyklu. Niestety, tak się nie stało. "Miszmasz, czyli kogel-mogel 3" to dowód na to, że najwyższa pora zapomnieć o tej serii. Oto 10 rzeczy, dla których nie znosimy tego filmu. I uwaga - tekst zawiera drobne spoilery.
ZOBACZ TEŻ: Ilona Łepkowska o pracy nad "Kogel-mogel 3"
1. Nie ma chemii
"Miszmasz czyli kogel-mogel 3" to komedia romantyczna, w której równolegle obserwujemy dwa rodzące się romanse: między synem Kasi Solskiej a córką Wolańskiego oraz samą Kasią i… nie zdradzimy kim, ale jesteśmy tym rozczarowani. Zwłaszcza, że oba romantyczne wątki są sztuczne i niewiarygodne.
Trudno uwierzyć, że poukładana, zorganizowana dziewczyna, jaką jest Agnieszka Wolańska, zakochuje się w bezczelnym lekkoduchu tylko dlatego, że jest przystojny i rzuca w jej stronę jakiś mało wyrafinowany komplement, który niejednej już pewnie mówił. Każda kolejna wymiana zdań między tą dwójką przyprawia o dreszcz… zażenowania. A i romans Kasi nie wygląda zbyt przekonująco. Jej motywacja jest tu zupełnie niejasna. Rozumiemy, że miłość nie wybiera. Ale konia z rzędem temu, kto w taki sposób rozmawia ze swoją sympatią. Albo wyrazy współczucia.
2. Bohaterowie stracili wyrazistość
Jako że twórcy filmu skupiają się głównie na tym, by było zabawnie, zdarza się, że czas ekranowy kradną drugoplanowe postacie, które są w filmie tylko komicznym dodatkiem. Z tego powodu nie wystarcza już miejsca na rozwinięcie głównych bohaterów. Film sprawia wrażenie, jakby wycięto z niego połowę dość istotnych scen, przez co aktorzy nie bardzo mają jak obronić grane przez siebie postacie. Nie jest to kwestia aktorstwa, które wcale nie jest złe. To raczej na stole montażowym coś poszło nie tak.
3. Seksistowskie żarty
Seria "Kogel-mogel" słynie z tego, że daleko jej do miana "feministycznej", a niektórzy twierdzą, że jest wręcz antykobieca. Faktycznie, zmuszanie do zamążpójścia, scena gwałtu małżeńskiego, uniemożliwienie zdobycia wyższego wykształcenia - nie brzmi to zbyt dobrze. Ale o ile w latach 80. widzowie w Polsce w nosie mieli prawa kobiet, o tyle po 30 latach trochę się już pozmieniało, a seksistowskie żarty bawią coraz mniej. Twórcy "Miszmasz czyli kogel-mogel 3" najwidoczniej tęsknią za tymi czasami, w których natręt nagabujący kobietę na ulicy był po prostu zabawny. Każą nam się z tego śmiać.
4. Nieznośne stereotypy
Jeżeli ktoś wpada na pomysł, by założyć plantację marihuany w Polsce, to musiał spędzić wcześniej kilka lat w Holandii. A jak bohater pali skręta, to w tle musi być słychać reggae. Jeśli pojawia się wątek lesbijski, to musi dotyczyć policjantki. Kobieta "wyzwolona" to to samo, co kobieta stuknięta. A jak dziewczyna jest "porządna", to oczywiście nosi okulary. Ten film jest w zasadzie utkany ze stereotypów, a przez to przewidywalny. Trudno znaleźć tu coś zaskakującego. A szkoda, gdyby trzecia odsłona tej serii zagrała ze stereotypami pierwszych dwóch części, mogłoby wyjść z tego coś interesującego.
5. O co tu w ogóle chodzi?
Wspominaliśmy już o tym, że film sprawia wrażenie, jakby wycięto z niego kilka istotnych scen. W efekcie nie tylko bohaterowie ucierpieli, ale i fabuła. Jest tu kilka wątków, które zostają poruszone gdzieś w połowie filmu, po czym nikt ich nie wyjaśnił. Na przykład kwestia ojca syna Kasi. Pojawia się informacja o tym, że ma jakieś poważne kłopoty, że zadarł z niebezpiecznymi ludźmi, ale ostatecznie wszyscy o tym zapominają i temat znika.
6. Polska wieś, która w ogóle nie ma nic wspólnego z polską wsią
Nie każdy film musi mówić prawdę o polskiej rzeczywistości. Ale "Kogel-mogel" widzowie pokochali głównie za to, że był swojski. Wieś wyglądała jak prawdziwa wieś. Tutaj nie ma ani chleba z cukrem, ani zwierząt, ani chałupy, którą pamiętamy z poprzednich części. Są za to tysiące ukryte przez babcię w polu.
7. Polska, która w ogóle nie ma nic wspólnego z Polską
Nie tylko wieś nie wygląda swojsko, ale i reszta kraju. W zasadzie każdy z bohaterów "Miszmaszu" to albo człowiek sukcesu, albo osoba utrzymywana przez człowieka sukcesu. Piotruś z obrzydliwie bogatą, starszą partnerką, Wolański z przedsiębiorczą żoną, która dorobiła się na wydawaniu książek na temat seksualności kobiet. Nawet Kasia mieszkająca na wsi i porzucona przez męża, nieźle się ustawiła. "Miszmasz" to też policjanci-nieudacznicy, i urzędniczki, które da się przekupić seksem. Owszem, komedia rządzi się swoimi prawami. Ale znowu: gdzie ta swojskość, którą pamiętamy z poprzednich części?
8. Żadnej relacji między Kasią i Piotrusiem
Spotkanie po latach tych dwóch kultowych postaci fani "Kogla-mogla" wyobrażali sobie od lat. I co? I dostali jedną scenę, w której Kasia i Piotruś mówią sobie "cześć" i padają sobie w ramiona. No cóż. Chcielibyśmy dostać trochę więcej.
9. Ktoś nam się każe śmiać z nieszczęścia dwóch kobiet
Dwie kobiety zostają w tym filmie porzucone. Twórcy nie tylko nie dają im żadnego pocieszenia, ale dworują sobie z ich nieszczęścia robiąc z nich albo "wariatki", albo "mściwe zołzy". A jako że główni bohaterowie i ich motywacja są potraktowani po macoszemu, łatwo zacząć sympatyzować z tymi kobietami. Mi wcale do śmiechu nie było, a najzwyczajniej w świecie zacząłem im współczuć.
10. Disco polo
Wisienką na torcie jest scena koncertu disco polo. Przy dźwiękach "Przez twe oczy zielone" bohaterowie wyznają sobie miłość i przeżywają dramaty. Przaśnie do bólu. Zwłaszcza, że łezka się w oku kręci na wspomnienie oryginalnego wykonania piosenki "Szukaj mnie" - pełnej retro-uroku, śpiewanej tęsknym głosem Edyty Geppert. Podejrzewam, że nowa wersja piosenki, przerobiona przez Sławka Uniatowskiego i Annę Rusowicz też nie wszystkim przypadnie do gustu. Zwłaszcza, że po wyjściu z kina to Zenek Martyniuk zostaje w głowie na dłużej.