"7 uczuć". Smutny film o dzieciństwie. Koterski w formie [Festiwal w Gdyni]
W swoim nowym filmie Marek Koterski rozlicza się z tym okresem życia, który wszyscy wspominają jako najszczęśliwszy – z dzieciństwem. Ale tutaj bycie dzieckiem to prawdziwa gehenna.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Dorosły Adam Miauczyński idzie do psychologa, który głosem Krystyny Czubówny wypytuje go o wspomnienia z dzieciństwa. Adam pamięta – jak twierdzi – wiele. A wspomnienia związane są z uczuciami, których nie umiał jeszcze wtedy nazwać. I – jak się okazuje – nadal nie umie. Wspomina czasy, gdy był kilkuletnim, zazdrosnym o brata chłopcem. Gdy próbował przetrwać w szkole i gdy przeżywał swoją pierwszą miłość. Ale w tej opowieści nie ma sentymentów. Jest za to niepewność, złość i rozgoryczenie.
Koterski zastosował ciekawy chwyt, obsadzając w rolach dzieci dorosłych aktorów. Na ekranie przewijają się Marcin Dorociński, Katarzyna Figura, Gabriela Muskała czy Robert Więckiewicz. A w małego Adasia Miauczyńskiego wciela się syn reżysera – Michał Koterski. Ubrani w szkolne mundurki, z dziecinnymi zabawami i przepychankami, wyglądają przezabawnie. Ale śmiejąc się z ich zachowania i problemów czujemy, że to śmiech podszyty smutkiem.
Reżyser bezwzględnie burzy mit dzieciństwa przedstawianego jako niekończąca się sielanka i brak trosk. Przypomina, że ten okres życia przynosi też cierpienie z powodu bycia niezrozumianym. Za niemożność komunikacji wini zarówno szkołę – sztywną instytucję, która nie uczy życia – jak i rodziców. Ale cóż oni mogą przekazać swoim dzieciom, skoro sami nie potrafią o uczuciach rozmawiać?
Na konferencji prasowej po filmie Koterski powiedział, że "7 uczuć" to najważniejszy film w jego karierze. Ale czy najlepszy? Niezupełnie. Rozczarowuje zakończenie – może trochę zbyt dosadne, odbierające filmowi jego słodko-gorzki ciężar. Mimo to seans "7 uczuć" to ciekawe, choć niełatwe doświadczenie. Zmusza do zadania sobie pytania o to, jakie zmory przeszłości ciągniemy za sobą. I – co trudniejsze do przełknięcia – jakie sami zaszczepiamy swoim dzieciom.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.