"Tyłek im się pali". Mocne słowa Holland o polskim rządzie
Doniesienia o oskarżeniu pisarza Jakuba Żulczyka za wulgarne określenie prezydenta Dudy obiegły cały świat. O tej sprawie oraz nagłym wstrzymaniu festiwalu Her Docs napisał też amerykański, prestiżowy magazyn "Variety". Nie zabrakło w nim dosadnego komentarza polskiej reżyserki.
Autor powieści "Ślepnąc od świateł" Jakub Żulczyk ma stanąć przed sądem za zniewagę prezydenta Andrzeja Dudy. Chodzi o wpis na Facebooku, w którym określił prezydenta "debilem". Sprawa odbiła się głośnym echem nie tylko w polskich mediach, donoszono o niej m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, USA oraz Chinach.
Na łamach "Variety" ukazał się artykuł, w którym wątek Żulczyka oraz odwołania szefa Filmoteki Narodowej - Instytutu Audiowizualnego Dariusza Wieromiejczyka w cieniu rzekomo kontrowersyjnego programu festiwalu Her Docs powiązano jako "dalsze zmierzanie w kierunku autorytaryzmu" polskiej polityki. Tekst zilustrowano zdjęciem Marty Lempart podczas jednego z protestów Strajku Kobiet.
Głos w sprawie zabrała reżyserka Agnieszka Holland, która nie szczędziła słów krytyki swojemu rządowi. - Pętla się zaciska, zwłaszcza, że tyłek im się pali - oceniła w "Variety".
Autorka artykułu w amerykańskiej prasie wysnuwa tezę, że sytuacja polityczna w Polsce może mieć bezpośredni wpływ na sztukę. Jako przykład wskazuje internetowy festiwal HerStories, który w okolicach Dnia Kobiet miał być prezentowany na stronie FINA. W związku z odwołaniem dyrektora instytucji, festiwal zdjęto z afisza. Padały opinie, że za całą sprawą stały dwie produkcje - dokument o węgierskiej fabryce wibratorów oraz animacja o mowie nienawiści, gdzie cytowano m.in. Krystynę Pawłowicz.
- To poruszające, że sama wzmianka o wibratorze może nadal wywoływać tak duże poruszenie w niektórych kręgach. Rząd ignoruje ogólnokrajowe protesty i przeważający sprzeciw wobec niemal całkowitego zakazu aborcji, zwiększając społeczne podziały i wykorzystując państwowe media do przedstawiania feministek i społeczności LGBT+ jako zagrożeń dla polskiej tożsamości - skomentowała reżyserka "The Vibrant Village" Weronika Jurkiewicz.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaprzecza jednak tym doniesieniom, twierdząc, że dyrektor Wieromiejczyk stracił posadę ze względu na naruszenie swoich obowiązków oraz przepisów prawa.
- Choć nie zaklasyfikowalibyśmy tej sytuacji jako klasyczny przypadek cenzury, bo uważamy, że temat tych filmów był tylko wymówką, martwi nas to, że jak donosi "Gazeta Wyborcza", ten argument został nawet użyty. Od dawna obserwujemy takie próby kontrolowania kultury przez polityków - twierdzą organizatorki HerStories Maja Szydłowska, Katarzyna Korytowska i Weronika Adamowska w rozmowie z "Variety".
W artykule wypowiedział się również wieloletni dyrektor Warszawskiego Festiwalu Filmowgo Stefan Laudyn, który w ponad 30-letniej historii wydarzenia odnotował dwa przypadki cenzury. Oba dotyczyły interesów prywatnych firm.
- Prezentujemy bardzo różne filmy, wychodząc z założenia, że nasi widzowie to ludzie o różnych poglądach. Mieliśmy filmy o feministkach i katolickich świętych, poważne i niepoważne. Uważam, że sztuka jest ważniejsza niż polityka - ocenił.
Nie zabrakło też komentarza wiceprezesa Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz dyrektora festiwalu filmowego Watch Docs Macieja Nowickiego. On również nie szczędził słów krytyki polskiej władzy.
- Sprawa Żulczyka i HER Docs są rzeczywiście złowieszczym znakiem czasu i szybkiego odchodzenia Polski od rządów prawa i demokracji w kierunku autorytaryzmu. To, czego teraz jesteśmy świadkami, to decydująca faza zniszczenia niezawisłości sądów - powiedział "Variety".