Alina Janowska to żywa historia polskiego filmu. Na ekranie zadebiutowała w roku 1946 w słynnych "Zakazanych piosenkach", a swoim dorobku ma wiele niezapomnianych ról. Do dziś bawi widzów swą kreacją w serialu "Wojna domowa", a od paru lat możemy ją podziwiać w "Złotopolskich". Choć trudno w to uwierzyć, ale niedawno hucznie obchodziła swoje 85.urodziny! Z tej okazji koledzy z planu przygotowali jej huczne przyjęcie.
**
Gratulacje z okazji jubileuszu....**
Dziękuję, dla mnie to naprawdę duża niespodzianka, że wszystko nabrało takiego szalonego rozmachu. To zasługa moich kolegów i kierownictwa produkcji "Złotopolskich", którzy tak wspaniale wszystko zorganizowali. Jestem z nimi bardzo zżyta i traktuję to jak taki rodzinny fajerwerk. Jest mi bardzo miło z tego powodu.
**
Ma pani receptę na zachowanie tak wspaniałej formy i pogody ducha?**
Tak, mało co może mnie wyprowadzić z równowagi, ponieważ zgodnie z tym co mi mówił kiedyś mój tata wyznaję zasadę - kochaj bliźniego swego jak siebie samego.
Uważam, że każdy może mieć swoją rację według, której żyje. Ważne jest, aby dyskutując z człowiekiem o innych poglądach nie urazić go i nie dowodzić, że jest idiotą. Lepiej powiedzieć, że nie przemyślał czegoś do końca, bo wtedy jest większa szansa na dojście do jakiś wspólnych wniosków.
**
Zawsze była pani osobą aktywną i miała duszę społecznicy. Skąd u pani tyle energii? Czy to zasługa genów?**
Zdecydowały głównie geny, ale też i wychowanie, bo bardzo wiele zależy od tego w jakim środowisku się człowiek rodzi. Moi rodzice w pewnym sensie byli perfekcjonistami i wpajali mi, że właściwie przez cały dzień trzeba pracować - może to być praca zawodowa, w ogródku, nauka czy uprawianie sportu. Wciągali mnie w swoje zainteresowania i załatwianie swoich obowiązków.
Nasz dom do czasów wojny był wzorową rodziną, co nie znaczy, że nie było tam awantur. Ojciec był bardzo porywczy i czasami wybuchał, ale rodzice mnie ukształtowali i wiele im zawdzięczam.
**
Czy harcerstwo i sport odegrało w pani życiu dużą rolę i ukształtowało charakter?**
Na pewno tak, choć harcerstwo wynikło głównie ze sposobu myślenia ojca i chęci dogodzenia jego pragnieniom. Za to mama była prawdziwą kobietką, śpiewaczką i jednocześnie osobą bardzo wrażliwą na naturę. Wskazywała nam na co warto patrzeć i rozwijała naszą wyobraźnię.
**
Dlaczego została pani aktorką? Skąd u pani dusza artystki?**
Moja mama była aktorką i śpiewaczką, a tata doskonałym aktorem amatorem i parodystą. Naśladował ludzi w sposób wręcz doskonały, gdziekolwiek gościliśmy to jego talent ściągał z okolicy całą miejscową inteligencję - lekarzy, inżynierów i starostę. Układał wręcz całe etiudy o gościach, którzy u nas bywali, naśladował ich głos i sposób chodzenia.
**
Ma pani jakąś ulubioną rolę w swoim dorobku?**
Mam ich kilka, o dziwo są to role już bardzo zapomniane i odległe w czasie np. "Baba dziwo" Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, którą grałam w Teatrze Nowym. To była rola, która bardzo mi odpowiadała, bo zmuszała mnie do kompletnej zmiany zewnętrzności. Zawsze byłam szczupła, a tam musiałam zagrać grubą babę o instynkcie przywódcy i innych nieprzyjemnych cechach. Dla mnie było to wyzwanie.
**
Wszyscy za to wspominają słynną "Wojnę domową" z pani udziałem.**
Ten serial został przede wszystkim wspaniale napisany przez panią Zientarową. To był nieomal gotowy scenariusz publikowany co tydzień w "Przekroju" i Jerzy Gruza bardzo mądrze potrafił go przenieść na ekran. To bardzo zdolny reżyser, szkoda, że jest tak mało wykorzystywany, sama nie wiem dlaczego kręci tak mało.
**
Jak pani wspomina pracę na planie? To była ciężka praca, czy nieustanna zabawa?**
Zostałam okradziona na planie i podczas zdjęć cały czas siedziała u nas milicja! (śmiech). Okazało się, że pracownik telewizji ukradł mi wszystkie pieniądze i chciał z nimi wyjechać zagranicę. Tak naprawdę bardziej interesowały mnie wtedy moje pieniądze niż film i Gruza czasami do dziś mi to wypomina (śmiech). Trochę tu koloryzuję, ale muszę powiedzieć, że grało mi się bardzo łatwo, podobnie, jak w serialu "Podróż za jeden uśmiech". Tam gdzie są dzieci i młodzież jest radość pracy.
**
A "Złotopolscy" i rola Eleonory?**
Uważam, że moja postać jest za mało charakterystyczna i mam za mało materiałów, żeby zrobić to tak, jakbym sobie marzyła. Ale nie narzekam, bo ciągle jestem w gotowości zawodowej, mam zajęcie i zarabiam pieniądze.
**
Co by pani robiła, gdyby nie została aktorką?**
Na pewno tańczyłabym. Ale najpierw, jak miałem parę latek, kamienna ławka spadła mi na piąty palec u lewej nogi, a potem przy siatkówce zwichnęłam sobie nogę w kolanie. W sumie miałem dużo różnych drobnych przypadłości, które obniżały mi możliwości sportowe. Tak czy owak lubiłam ruch i bardzo mi to pomagało w życiu. Czego nie robiłem w wystarczającym stopniu to chodzenia po górach. Jakoś to mi się nie udało.
**
Słyszałem, że do tej pory jeździ pani na nartach!**
Tak, mam wspaniałą przyjaciółkę, góralkę Zosię Karpiel, która ma własny wyciąg i jak u niej bywam, to razem jeździmy na nartach i przypominamy sobie, jak to kiedyś zjeżdżało się z Kasprowego.
**
Zjazdu z Kasprowego już pani nie ryzykuje?**
Nie, ze względu na moją prawą nogę już tego nie robię. Ale ostatnio wjechałam na szczyt nowym wagonikiem razem ze swoimi znajomymi, które nieomal wpadły w histerię, bo wiatr mocno wiał i zaczęło nami bujać w powietrzu. Nie mogłam w to uwierzyć, że osoby mieszkające niedaleko Zakopanego były tam po raz pierwszy w życiu!
**
Miała pani bardzo ciekawe życie - wojna, okupacja...**
I mam nadal (śmiech). Gdybym zechciała opisać wszystko to, co teraz przeżywam z rozmaitymi ludźmi, to też byłaby bardzo interesująca historia. Poznaję wiele osób i przyjaźnię się z nimi. Mam tylko stosunkowo słabą pamięć i męczę się przy pisaniu, bo nie zawsze dokładnie pamiętam wszystkie sytuacje.
**
Lata wojny były jednak najbardziej dramatyczne?**
Proszę pana, miałam wielkie szczęście, bo z wielu bardzo dramatycznych sytuacji wyciągnęła mnie pani Ilze Glinicka, przyjaciółka mojej mamy. Z matki była Estonką, a z ojca Austriaczką. Była bardzo urodziwa, dowcipna, odważna i korzystała z tego, że świetnie mówiła po niemiecku. Z różnych obozów i więzień wyciągnęła ponad sto osób, między innymi mnie i mojego ojca, który wpadł w łapance.
Mnie uratowała raz z obozu, a potem z Pawiaka. Zrobiła dla naszej rodziny bardzo wiele dobrego. To jej naród powinien postawić pomnik, a zwłaszcza wielu profesorów uniwersytetów, którzy przeżyli wojnę, ponieważ ona wyciągnęła ich z więzień.
**
Odejdźmy już od spraw wojny. Ostatnio możemy panią podziwiać w nowym filmie "Niezawodny system". Jak się pani pracowało na planie?**
Cudownie i z wielką satysfakcją. Naprawdę bardzo ciepło wspominam reżyserkę panią Szylko, która jest osobą młodą, śliczną, i która ze spokojem doskonale nad wszystkim panowała. Czułam się tam na rękach noszona i miodem karmiona.
**
Słyszałem, że w planach ma już pani kolejny film. "Ostatnie zadanie" to opowieść o weteranach Szarych Szeregów. Może nam pani zdradzić jakąś tajemnicę?**
Mam w domu scenariusz, który przeczytałam dwa razy i bardzo mi się podobał. To będzie historia o powstańcach, którzy są już dojrzali, ale nie mogą żyć bez akcji. Co oni będą planowali, tego nie wiem, ale moja bohaterka na pewno spotka tam chłopaka, który podobał jej się w czasie powstania.