Anna Przybylska: Kocha męskie kino, a seks jej nie krępuje
11.01.2013 | aktual.: 22.03.2017 09:15
Przybylska szczerze wyznała nam niejedną filmową tajemnicę. Jak udało jej się pogodzić z Michałem Żebrowskim po głośnym publicznym konflikcie, jaki ma stosunek do erotycznych scen oraz jakie kino sensacyjne najbardziej sobie upodobała - tego dowiecie się tylko z naszego wywiadu.
11 stycznia 2013 roku na ekrany polskich kin wchodzi „Sęp” w reżyserii Eugeniusza Korina. W tytułową rolę porucznika wcielił się Michał Żebrowski, a u jego boku w roli Nataszy zobaczymy Annę Przybylską, która na premierze filmu jak zwykle zaprezentowała się zachwycająco. Zobaczcie, jak wytwornie się ubrała i przy okazji przeczytajcie, co zdradziła nam podczas długiej rozmowy!
Przybylska szczerze wyznała nam niejedną filmową tajemnicę. Jak udało jej się pogodzić z Michałem Żebrowskim po głośnym publicznym konflikcie, jaki ma stosunek do erotycznych scen oraz jakie kino sensacyjne najbardziej sobie upodobała - tego dowiecie się tylko z naszego wywiadu.
Anna Przybylska dla WP
Jakie kino reprezentuje „Sęp”? Czym twoim zdaniem zaskoczy widzów na tle innych, jakże rozczarowujących polskich produkcji rozrywkowych?
„Sęp” przede wszystkim zawiera wszystkie elementy dobrego kina sensacyjnego - hollywoodzką intrygę, wartką akcję i inteligentne dialogi. W tym filmie jest pogoń, ucieczka, świat przestępców przenikający się ze światem policjantów i genialny detektyw. Pamiętajmy jednak, że kino sensacyjne to z założenia męskie kino. Kobiety grają w tego typu produkcjach „drugie skrzypce”.
Moja bohaterka jest jedynym kobiecym pierwiastkiem w tym męskim świecie. Natasza jest również wielką niewiadomą. Do finału nie dowiemy się po czyjej jest stronie i przeciwko komu działa. Kolejny przykład na to, jak świetne i niespodziewane są w „Sępie” zwroty akcji. Osobiście filmu nie widziałam, opowiadam jedynie o tym, co przeczytałam w scenariuszu. Jednak cała historia (zarówno na ekranie, jak i na papierze) jest budowana w taki sposób, żeby do końca nie było wiadomo, kto jest dobry, a kto zły.
Muszę przyznać, że scenariusz przeczytałam jednym tchem i już w trzecim tygodniu po porodzie pojechałam na zdjęcia próbne. Ten film po prostu musi być dobry. Czułam to od samego początku.
Anna Przybylska dla WP
Czy na rolę Nataszy został przeprowadzony casting? Czy musiałaś walczyć o tę rolę?
Z tego co wiem, to rola Nataszy przeznaczona była dla jakiejś Rosjanki. Nie wiem dlaczego w końcu nie wyszło, ale po jakimś czasie zaproszono mnie na zdjęcia próbne. Nie brałam udziału w castingu.
Z drugiej strony nie uwłacza mi chodzenie na casting, nie mam z tym żadnego problemu. W końcu całe Hollywood bierze w nich udział.
Anna Przybylska dla WP
Natasza jest jedną z najbardziej enigmatycznych postaci w „Sępie”. Trudno będzie więc widzom się do niej ustosunkować, przynajmniej w trakcie trwania filmu. Czy ty lubisz swoją bohaterkę?
My kobiety mamy szczególnie trudną pracę jako aktorki. Jak już mówiłam, kino sensacyjne nie jest nam z założenia przeznaczone. W tego typu produkcjach najczęściej jesteśmy matkami, żonami lub siostrami głównych bohaterów. Jednak z drugiej strony, jak uczy historia, filmowcy niejednokrotnie próbowali wyłamać się z tych ciasnych ram gatunku.
Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, kiedy pomyślę o kobietach w kinie sensacyjnym, to film „Tomb Raider”, „Terminator” i „Obcy - ósmy pasażer Nostromo”. To są produkcje zrealizowane przez wybitnych reżyserów, w których największymi gwiazdami są właśnie kobiety.
Jeżeli chodzi o Nataszę, to tak, lubię tę postać. Możliwość wcielenia się w tę rolę to dla mnie spełnienie marzeń. Odkąd pamiętam zawsze chciałam wcielić się w taką silną kobietę. Wspólnie z twórcami staraliśmy się również zaprezentować Nataszę nie tylko jako wojowniczkę, ale przede wszystkim osobę atrakcyjną. Nie chcieliśmy stworzyć postaci pruderyjnej ani wulgarnej, lecz taką, która działa na mężczyzn i ma na nich wpływ. Bardzo lubię Nataszę, bo to jest tzw. kobieta na poziomie (śmiech).
Wydaje mi się, że razem, czyli ja jako Natasza i Michał Żebrowski jako Sęp, wyglądamy całkiem przyzwoicie na dużym ekranie. Mam nadzieję, że jako para wydamy się widzom mili dla oka i tym bardziej zachęcimy do odwiedzenia kin. Chemia, która między nami zaistniała, powinno być wyraźnie wyczuwalna na ekranie.
Anna Przybylska dla WP
A jak przy tak męskiej produkcji odnalazła się pojedyncza aktorka? Na planie spotkałaś się nie tylko z Żebrowskim, ale i z Pawłem Małaszyńskim, Andrzejem Grabowskim oraz Danielem Olbrychskim. Jak układała się wasza współpraca i z którym z panów chciałabyś ponownie współpracować?<
Z każdym (śmiech)! Zdecydowanie z każdym. Mnie przede wszystkim na kolana powaliło spotkanie z panem Danielem Olbrychskim. Z Andrzejem Grabowskim już wcześniej mieliśmy okazję się poznać, a z Pawłem Małaszyńskim zamieniliśmy kiedyś kilka zdań z okazji jego premiery w teatrze. No i oczywiście bardzo intrygowało mnie spotkanie z Michałem Żebrowskim. Muszę przyznać, że trochę się go bałam. Wydawał mi się osobą trudną, niedostępną, ale jednocześnie pragnęłam go poznać. Michał okazał się człowiekiem szalenie otwartym i dowcipnym. W związku z tym, że „nie taki diabeł straszny...” pracowało mi się z nim znakomicie (śmiech).
Cudowny był również Eugeniusz Korin - wyjątkowy twórca, jeżeli chodzi o branżę filmową. Tak inteligentna osoba i opanowany reżyser, to marzenia każdego aktora. Warto zaznaczyć, że „Sęp” to dla Korina przecież fabularny debiut na dużym ekranie, pomimo iż od lat jest dyrektorem artystycznym Teatru 6. Piętro.
Jako autor scenariusza, Eugeniusz znał każdy detal naszej produkcji, każdy niuans potrafił wydobyć ze sceny, pracował w prawdziwie amerykańskim stylu z ogromnym szacunkiem dla aktorów. Oczywiście robił też mnóstwo prób, co niekiedy było męczące, ale zdaję sobie sprawę jak wiele od tego zależało. Jak ważne to było dla całego filmu. To również świadczy o wysokiej jakości „Sępa”, za którą mogę ręczyć własnym nazwiskiem.
Anna Przybylska dla WP
Jesteś miłośniczką kina gatunków. Czy znasz jakieś współczesne dobre polskie filmy sensacyjne? Czy „Sęp” ma szansę stać się klasyką?
Polskie współczesne kino sensacyjne jest mi obce. Tak naprawdę nie mogę skojarzyć dobrego filmu, który ostatnio widziałam z tego gatunku. Jeżeli już mówimy o moim ukochanym filmie sensacyjnym, to zdecydowanie jest to obraz z lat 90. - „Psy” [w reżyserii Władysława Pasikowskiego - przyp. red.]. „Psy” nie tylko są doskonałym przykładem rodzimego kina gatunków, ale przede wszystkim ten film w niezwykły sposób opowiada o historii Polski i o przemianach jakie na przełomie lat 80. i 90. zaszły w naszym kraju.
Kolejnym świetnym filmem, który trzeba wymienić to „Zabij mnie, glino” Jacka Bromskiego. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Wszyscy jednak liczymy na to, że właśnie „Sęp” okaże się powrotem do korzeni dobrego, polskiego, sensacyjnego kina. A może nawet wprowadzi nową lepszą jakość. Trzymamy za to kciuki. Jedyne, co mi się nie podoba, to cała otoczka marketingowa, która chcąc zachęcić widzów do kin, porównuje nasz film do produkcji hollywoodzkich. Czytałam, że „Sęp” to polska „Infiltracja” Martina Scorsese. To naprawdę jest niepotrzebne. Z tego typu hasłami trzeba niezwykle uważać. Nasz film jest przecież zupełnie inny i nie powinno się go porównywać z wielomilionową produkcją. Paweł Małaszyński powiedział, że „Sęp” to thriller sensacyjny. Dla mnie osobiście jest to doskonały film sensacyjny z elementami thrillera.
Anna Przybylska dla WP
Wróćmy jeszcze na chwilę do Michała Żebrowskiego. Swego czasu Żebrowski publicznie skrytykował twoje umiejętności aktorskie, jednocześnie wychwalając wygląd. Sprawa została nagłośniona przez media i sama również niepochlebnie komentowałaś jego wypowiedź. Jak po tym wszystkim udało wam się dojść do porozumienia na planie i zatrzeć to nieprzyjemne wspomnienie dawnego konfliktu?
Faktycznie swego czasu odniosłam się do pewnej wypowiedzi Michała. Niemniej dzisiaj jego ówczesną krytykę zrzucam na karb nieautoryzowanego wywiadu. Jest oczywiście możliwe, że w wywiadzie, o którym mówimy, Michał się zbytnio zagalopował, ale ani wtedy ani dzisiaj nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Powiem szczerze, że to bardziej media rozdmuchały całą sytuację.
Czyli wasza zawodowa relacja na planie „Sępa” była jak najbardziej życzliwa, profesjonalna i z uwagą na drugiego aktora?
Tak. Myślę, że chcieliśmy się spotkać i zmierzyć (śmiech). Pragnęliśmy ekranowego pojedynku i wydaje mi się, że oboje ten pojedynek wygraliśmy. A to dzięki Eugeniuszowi Korinowi i jego rewelacyjnej produkcji, która dała nam nieograniczone pole do popisu. Spotkaliśmy się po prostu na dobrym ringu.
Anna Przybylska dla WP
W wywiadzie dla Playboya w 2010 roku, szczerze opowiedziałaś o swoim bezproblemowym podejściu do scen erotycznych w filmie. W „Sępie” też będzie kila odważniejszych ujęć. Co jednak wydało mi się najciekawsze w całym kontekście, to twoja wypowiedź odnośnie Jenny Jameson. Czy to prawda, że do tego typu scen motywujesz się jej twórczością?
Śmiało mogę potwierdzić, że nie mam żadnego problemu ze scenami erotycznymi w filmie czy też z ich realizacją na planie. Co do Jenny, to był oczywiście żart, ale dobrze jest się poczuć odważniej i być bardziej wyzwoloną, kiedy trzeba nakręcić tego typu scenę. Cokolwiek nam w tym pomoże jest dobre (śmiech).
Zawsze w tego typu sytuacjach towarzyszył mi całkowity profesjonalizm ze strony ekipy. Raz mi się tylko zdarzyło, że kolega za kamerą jadł kanapkę podczas kręcenia sceny erotycznej. Tylko ten jeden raz musiałam przerwać i zwrócić mu uwagę. Po za tym jednym incydentem, zawsze mi się wydawało, że to właśnie bardziej panowie są zażenowani w trakcie kręcenia tego typu ujęć. Przynajmniej bardziej ode mnie (śmiech).
Rozmawiała Katarzyna Kasperska