Avatar - cztery wątpliwości gracza

Nadchodząca premiera „Avatara” jest wydarzeniem i trudno się z tym nie zgodzić. James Cameron to prawdziwy czarodziej kina, a jego najnowszy projekt science-fiction długo pozostawał niewiadomą. Wiadomo było tylko tyle, że będą statki kosmiczne i obce planety. Nic więcej. Później były pierwsze pokazy, pierwsze opinie, pierwsze zachwyty mimo tego, że nawet na ten pierwszy rzut oka fabuła wydaje się być futurystyczną wersją legendy o Pocahontas skrzyżowaną ze smurfami. Nie bałem się o ten film. Ufałem Cameronowi. Po zagraniu w grę na licencji „Avatara” (o pięknym tytule „James Cameron’s Avatar: The Game”), niestety, zaczęły dopadać mnie wątpliwości.

Avatar - cztery wątpliwości gracza
Źródło zdjęć: © Imperial CinePix

Wątpliwość pierwsza: dlaczego gra na podstawie filmu tak bronionego przez twórców zostaje wydana przed filmem? Odpowiedź: nie mam zielonego pojęcia. Tym bardziej, że w świat gry nie wprowadza żaden filmik. Nie ma żadnego lektora, który gromkim głosem opowiedziałby nam o planecie Pandorze, o konflikcie, o wielkich niebieskich India... to znaczy Na’vi. Brak wprowadzenia fabularnego świadczy o tym, że gra kierowana jest wybitnie do osób, którym spodobał się film, a takich przed premierą nie ma zbyt wiele, z wiadomych powodów. Chyba, że wydawcy chcą jeszcze grę przed Świętami przecenić i złapać nabywców na niższą cenę i znajomy tytuł.

Wątpliwość druga: dlaczego mam takie dziwne przeczucie, że gdzieś to już wszystko widziałem? Odpowiedź: bo gdzieś to już widziałem. Mimo ogromnego szacunku do Jamesa Camerona i uwielbienia dla jego twórczości, ciężko jest te pomysły kupić. Co to jest? Futurystyczna wersja historii kolonizacji Ameryki? Próba odkupienia win przez metaforyczne ukazanie wyniszczającej autochtonów, napędzanej przez chciwość ekspansji? Współczesna wersja wspomnianej już legendy o Pocahontas? Pozostaje tylko nadzieja, że film będzie na tyle piękny i wciągający, że mózg na te dwie godziny mi się wyłączy.

Wątpliwość trzecia: obcy jako wielkie niebieskie koty strzelające z łuków? Odpowiedź: trudno nie widzieć podobieństwa z... nocnymi elfami z „World of Warcraft”. Tylko tyle, że oni też są w pewnym stopniu wzorowani na ludach indiańskich. I ten ograny motyw sprawiedliwej walki prymitywnego, żyjącego w zgodzie z naturą ludu z technologicznie zaawansowanym najeźdźcą. Nawet popkulturowo głusi zgadną, w którym kościele stereotypów fabularnych dzwoni.

Wątpliwość czwarta: ludzie jako typowi amerykańscy marines? Odpowiedź: i znów, jest to motyw tak ograny, że nie ma sensu wymieniać produkcji, w których się pojawił. I to nie tylko w filmach. Każdy gracz, który spojrzy na typowego żołnierza ludzkiego z „Avatara” od razu wymieni 5 tytułów z podobnym elementem. Karabiny, transportowce, maszyny kroczące? Rewolucja to raczej nie jest.

Wciąż powtarzam sobie, że te wątpliwości są bezpodstawne. Chcę się mylić. Niech „Avatar” wbije mnie w fotel, zadziwi, wciągnie. Dlatego mocno wierzę w to, że marketingowcy od gry mnie okłamali - James Cameron wcale nie pracował również nad grą. Rokowałoby to dobrze dla filmu.

Zobacz także:

**[

ALKOHOLOWE WYBRYKI GWIAZD ]( http://film.wp.pl/szokujace-wybryki-pijanych-gwiazd-6025285188666497g ) [

HISTORYCZNE NIEWYPAŁY ]( http://film.wp.pl/finansowe-klapy-filmowe-6025284952892545g ) [

NIEROZBIERALNE POLSKIE AKTORKI ]( http://film.wp.pl/nierozbieralne-polskie-aktorki-6025284635869825g ) [

SZOKUJĄCE ZAROBKI DZIECIĘCYCH GWIAZD ]( http://aleseriale.pl/gid,5162,img,204006,fototemat.html ) **

avatargrygra
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)