"Avengers: Wojna bez granic": Blockbuster roku jak w mordę strzelił [RECENZJA BLU-RAY]
Hasło "Bezprecedensowe wydarzenie w historii kina", które reklamuje "Avengers: Wojna bez granic", absolutnie nie jest na wyrost. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po cieplutką edycję najnowszego filmu braci Russo.
Zacznę od tego, że nigdy nie przepadałem za "Avengers". Wrażenia nie zrobił na mnie ani "przełomowy" film Whedona z 2012 r., ani jego kontynuacja. Widowiska – także te komiksowe – gdzie zmasowana akcja z udziałem niezliczonych postaci bierze górę nad całą resztą, to po prostu nie moja bajka. Uwielbiam za to oba filmy Jamesa Gunna, ostatniego "Thora" i "Ant-Many". Dlatego do "Wojny bez granic" podchodziłem "z pewną taką nieśmiałością", że pozwolę sobie zacytować klasyka.
Obaw było kilka. "Wojna" to ukoronowanie 10 lat istnienia MCU i serii 18 filmów, którą zapoczątkował "Iron Man" Jona Favreau'a. To ponad 30 postaci na ekranie i multum wątków. Dlatego 149 minut wydawało mi się i tak niewystarczające, aby cały ten bajzel spiąć w jedną, trzymającą się kupy, logiczną całość. Więc tym bardziej nie kryję, że "Wojna bohaterów" to dla mnie jedno z przyjemniejszych zaskoczeń tego roku.
Anthony i Joe Russo dokonali rzeczy niebywałej. "Wojna bez granic" broni się pod względem spójności fabularnej, rozmachem, ale i strukturą nie ustępując "Gwiezdnym wojnom". Zgrabnie połączono wszystkie tkane od 10 lat wątki, a finałowej bitwy próżno szukać w jakimkolwiek filmie tego typu.
Co jednak najbardziej uwiodło mnie w "Wojnie", to wykorzystanie bagażu konwencji, który wnoszą do filmu postacie. Film Russo to modelowy przykład idealnie wyważonego blockbustera, który łączy w sobie i akcję, i humor, i wielkie ludzkie emocje. A wszystko za sprawą pojawiających się bohaterów, reprezentujących przecież skrajnie odmienne oblicza MCU. Strażnicy Galaktyki oraz Thor wprowadzają rozluźnienie i absurd, Avengers i Czarna Pantera prężą muskuły i dodają powagi, a taki Spider-man, no cóż, dalej jest uroczym, przyjaznym pająkiem z sąsiedztwa.
No i Thanos. To największe zaskoczenie. W poprzednich filmach ledwie mignął, tu gra pierwsze skrzypce i okazuje się być jedną z najbardziej złożonych postaci, jakie do tej pory pojawiły się w marvelowym uniwersum. Zasługa w tym oczywiście scenariusza, ale i Jamesa Brolina, który niczym Andy Serkis z motion capture wycisnął ostatnie soki.
Wydanie Blu-ray to pozycja obowiązkowa na półce każdego szanującego się fana MCU i komiksów. Wiem, że pewnie część z was kupiła nośnik w ciemno albo złożyła preorder, kiedy tylko pojawił się w sklepach czy serwisach aukcyjnych. Jednak może ktoś z was się waha i rozważa kupno poczciwego DVD? No to sprawdźmy.
Wariantów Blu-ray jest kilka, co nie powinno dziwić, bo Galapagos zawsze dbało o każdego fana filmowych trykociarzy. W sprzedaży znajdziecie więc i edycję 2D, i dwupłytówkę 3D+2D w wersji "niebieskiej" oraz "stalowej". Obojętnie po jaką sięgnięcie, materiały dodatkowe wszędzie są te same. A jest w czym przebierać.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Po pierwsze na dysku znajdziecie komentarz – czyli tradycyjną rzecz, dla hardcorowych fanów, którzy muszą wiedzieć wszystko. O kulisach produkcji, wielkich wyzwaniach i zachowaniu równowagi pomiędzy akcją a emocjonalną stroną filmu opowiadają bracia Russo oraz scenarzyści: Stephen McFeely i Christopher Markus.
"Mięsem" dodatków jest ponad 30-minutowy making-of, składający się z 4 rozdziałów – tradycyjnie do obejrzenia za jednym zamachem bądź na wyrywki. To solidna porcja wywiadów i unikalnych ujęć zza kulis, które pozwolą wam przypomnieć sobie, o co w tej kosmicznej drace tak naprawdę chodzi i dokąd zmierza statek pod banderą Marvela.
Na koniec możecie odpalić sobie 2-minutowy remiks gagów z planu oraz pakiet 4 scen niewykorzystanych (łączny czas trwania to ponad 10 min), które z powodzeniem mogły znaleźć się w filmie.
A jeśli skorzystacie z opcji "Play" w menu startowym, to przed filmem zostanie wyświetlone króciutkie wprowadzenie braci Russo.
W aspekty technicznie nie ma się co zagłębiać – jak w przypadku każdego nowego filmu Disneya stoją one na najwyższym poziomie. To żadna niespodzianka.
Podsumowując: świetne kino, w dodatkach przyzwoicie, a na DVD znalazł się tylko "goły" film. Wybór należy do was.