Bartosz Żurawicki: Szansa na sukces

Oglądając zabawny i błyskotliwy film Banksy’ego *„Wyjście przez sklep z pamiątkami”, myślałem o drzwiach do mojej klatki schodowej. Półtora roku temu niewidzialna ręka zapaskudziła je jakimiś gryzmołami. Chyba powinienem uznać te bohomazy za przykład „street artu”, otoczyć opieką konserwatorską i kuratorską. Cóż bowiem dzisiaj sztuką nie jest? Wszystko nią jest, czy też, raczej, wszystko się nią stać może, jeśli człowiek się odrobinę postara.*

Bartosz Żurawicki: Szansa na sukces
Źródło zdjęć: © Gutek Film

19.11.2010 10:07

Film Banksy’ego pokazuje, jak radosna twórczość zmienia się w artefakty, którymi egzaltują się tzw. koneserzy. Tudzież w lukratywny biznes nakręcany przez stada zamożnych snobów. Sam Banksy jest, niewątpliwie, utalentowanym artystą i wybitną postacią „street artu”. Jego ingerencje w przestrzeń publiczną wywoływały niezłe zamieszanie, czego przykładem – zarejestrowana w filmie – akcja umieszczania kukły więźnia Guantanamo w środku Disneylandu. Za geniuszem ciągnie się jednak zawsze tłum apologetów, epigonów i zwykłych nieudaczników. Takich jak główny bohater „Wyjścia przez sklep...”, niejaki Thierry Guetta, który biega bez ładu i składu ze swoją kamerką cyfrową, filmując co tylko mu wpadnie w obiektyw.

Dostępność różnego rodzaju narzędzi twórczych: kamer, komputerów, sprayów etc, sprawiła, że śpiewać, tańczyć, malować, reżyserować, pisać itd. itp. każdy może. Większą sztuką jest dzisiaj nie tworzyć sztuki niż ją tworzyć. Co gorsza, byle kto może stać się, dzięki swojej „sztuce”, sławny.

Prace Banksy’ego z ulicy trafiły do galerii, a stamtąd do salonów celebrytów, którzy z książeczkami czekowymi w ręku przybiegli na wystawę. Ale i Ty masz szansę na sukces! – szydzi Banksy w filmie. Wystarczy, że się odpowiednio polansujesz. Nota bene, gdyby ktoś chciał kupić drzwi od mojej klatki schodowej za gruby plik banknotów, to proszę o kontakt.

Smutno się ogląda „Wyjście przez sklep z pamiątkami” w Polsce. Drwiący uśmiech zamiera na twarzy, gdy człowiek przypomni sobie, że nasze mury i budynki pokryte są nie dziełami na miarę Banksy’ego, ale popisami i podpisami analfabetów. Problemem demokratycznych krajów nie jest obecnie brak „wolności słowa”, lecz nadmiar słów... oraz innych sposobów ekspresji (ponoć za to na Białorusi nie ma graffiti). Nie, żebym optował za jakimiś zakazami. Mogę jedynie zaapelować do obywateli (bez wiary w powodzenie takowych apeli): nie każda myśl typu „Legia pany” czy „Kocham Honoratkę”, nie każde przekleństwo i nie każdy zawijas warte są tego, by je demonstrować na forum publicznym.

Ale do kogo ja to piszę! Przestrzeń wirtualna to przecież jeszcze większa wylęgarnia talentów niż przestrzeń miejska. Banksy jednej rzeczy nie przewidział. „Street art” z założenia ma być sztuką ulotną i nietrwałą. Dziełami, tworzonymi nielegalnie pod osłoną nocy, szybko zajmują się służby porządkowe (artystami często także). No, chyba, że wcześniej zdąży je wykroić ze ściany jakiś obrotny marszand.

W Polsce jednak prowizorki są najtrwalsze. Jak dwa lata temu zapaskudzono świeżo odremontowany Most Poniatowskiego, tak – w niezmienionej formie – straszy on do dziś. Gdyż nikomu z urzędników stolicy nie przyszło do głowy, by wysłać ekipę ze szczotkami i rozpuszczalniki, która usunie z kamieni poronione płody ludzkiego ducha. Bazgrołami na moich drzwiach też nie zainteresował się żaden cieć, a i mnie, prawdę mówiąc, nie chce się ich zeskrobywać. Wszyscy cierpliwie czekamy, aż zbledną i znikną niczym starożytne freski w „Rzymie” Felliniego.

„Wyjście przez sklep z pamiątkami” należy do, coraz popularniejszego, gatunku „fałszywych dokumentów”. Trudno dociec, co tu zdarzyło się naprawdę, a co zostało wymyślone i zainscenizowane. Nie odróżnisz prawdy od fikcji, tak jak nie odróżnisz „prawdziwej sztuki” od „nieprawdziwej sztuki” (co to w ogóle znaczy „prawdziwa sztuka”?).

Tytuł filmu nawiązuje do „nowej, świeckiej tradycji”, zgodnie z którą każde muzeum czy galeria ma ów „sklep z pamiątkami”, gdzie można kupić reprodukcje dzieł sztuki w najróżniejszych formach i wymiarach. Jednak masowe reprodukowanie dzieł sztuki jakoś wcale mnie nie martwi. O wiele gorsze jest masowe reprodukowanie tandety.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)