Bartosz Żurawiecki: Za górami, za lasami, w Serbii

Nie jestem aż tak złego zdania o ostatnim filmie Emira Kusturicy „Obiecaj mi!“ jak większość moich znajomych. Owszem, czerstwe dowcipy latają tu nisko a często, ale Kusturica wciąż ma w sobie dość wigoru, by zakręcić narracją i przykuć uwagę widzów do ekranu. Co nie znaczy, że uważam „Obiecaj mi!“ za film dobry.

Bartosz Żurawiecki: Za górami, za lasami, w Serbii

10.10.2008 18:22

Niestety, muszę się zgodzić z opinią, że to autoplagiat autora „Undergroundu“. Już te wszystkie grepsy wykonał Kusturica wcześniej i to w lepszym stylu.

Zainteresowały mnie w „Obiecaj mi!“ tylko dwie sprawy. Po pierwsze, impet z jakim reżyser narusza tabu seksualne. Mamy tu bowiem, całkiem liczne, motywy zoofiliskie – gwałcenie tak bydła, jak i drobiu. Ponieważ oddają mu się głównie groteskowi gangsterzy można się domyślać, że twórca nie popiera tego rodzaju erotyki. Ale co począć z uroczym, bajkowym wątkiem pedofilskim, który stanowi główny motor fabuły?

Bardzo nieletni bohater zostaje wysłany do miasta z zadaniem znalezienia sobie żony. I, owszem, znajduje starszą od siebie panienką. Nie dość, że się z nią żeni, to jeszcze wymienia namiętne mokre pocałunki. W dzisiejszych czasach paniki pedofilskiej to odważne posunięcie i aż dziw, że nie wywołało jeszcze masowych protestów polityków. Choć, z drugiej strony, jak tu wykastrować piękną dwudziestolatkę?

A inna ciekawa rzecz w „Obiecaj mi!“ to ideologiczno-patriotyczne zaangażowanie Kusturicy, który – jak wiadomo – postawił sobie na wysokiej górze własny skansen stylizowany na dziewiętnastowieczną wioskę serbską. W filmie zaprasza nas do idylicznej rustykalnej krainy („Serbia jest ostatnim krajem w Europie, gdzie powietrze na wsi wciąż jeszcze jest czyste“ – powiada Kusturica w wywiadzie) z cerkwią („Ci, którzy nie wierzą w istnienie Boga są bardziej ograniczeni od tych, którzy w Niego wierzą. (…) Bez Boga nigdy nie można złączyć się w harmonii z resztą świata“), dziadkiem-mędrcem i cycatą nauczycielką.

Wszelkie zło ucieleśnia natomiast miasto, w którym rządzą bandyci i krwiożerczy kapitalizm wspierany przez Amerykanów – a ci przecież potrafią jedynie intrygować, zabijać i burzyć.

Bohater wraca się więc do swojej magicznej wsi, by tu żyć długo i szczęśliwie przy akompaniamencie obowiązkowych trąb. Tak się składa, że Kusturica był także producentem filmu, który parę miesięcy temu przemknął przez nasze ekrany – „Gucza! Pojedynek na trąbki“ Dusana Milicia, rozgrywającego się m.in. podczas słynnego festiwalu trębaczy właśnie w serbskiej miejscowości Gucza.

Ponieważ niedawno przeczytałem, przedrukowany przez tygodnik „Forum“, artykuł z „Neue Zurcher Zeitung“ o tejże imprezie, zapytałem Petara, mojego serbskiego przyjaciela, co o niej sądzi. Najpierw odpowiedział krótko i szorstko, że nic nie sądzi i żyje tak, jakby festiwalu w Guczy nie było.

Drążyłem jednak dalej: „Ale podobno tam właśnie jest prawdziwa Serbia? “. „Nietolerancja, hałas, złodziejstwo, maczoizm, homofobia, bójki, krew, smród i pijani, aroganccy turyści z całej Europy – oto Gucza. Tak, masz rację. Można ją potraktować jako synonim serbskiej duszy“ – odpisał sarkastycznie.

Dla wielu młodych Serbów największym nieszczęściem jest wciąż trwająca izolacja ich kraju w Europie. To, że muszą załatwiać wizy, by wjechać do krajów Unii, choćby do sąsiednich Węgier. Romantyczny nacjonalizm i fałszywy folklor, który lansuje Kusturica jest im obcy, a nawet wstrętny. Nie chcą budować narodowej dumy na wyretuszowanym obrazie przeszłości, na eksponatach z muzeum, poczuciu krzywdy i pragnieniu odwetu na złym świecie Zachodu. Prawdę mówiąc, w ogóle mają alergię na słowo „naród“.

Pamiętajcie o tym, gdy będziecie się bawić (albo nie bawić) oglądając „Obiecaj mi!“.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)