Bełkot i nuda. W filmie "Putin" Patryka Vegi nie brakuje oburzających wątków [RECENZJA]
Putin okazuje się postacią zaskakująco nudną i słabą w nudnym i słabym filmie Vegi. Z korowodu realizowanych z wielkim rozmachem ekranowych rekonstrukcji historycznych niewiele wynika.
W czwartek, 9 stycznia, w warszawskim Multikinie odbyła się premiera jednego z najbardziej oczekiwanych filmów tej zimy. Pierwsza z 60 premier - bo tyle krajów zdecydowało się na pniu kupić ten obraz. Chodzi oczywiście o najnowsze dzieło Patryka Vegi pod jednoznacznym tytułem "Putin".
Już po kilku minutach projekcji było jednak wiadomo, że publiczność w tych wszystkich państwach może poczuć się zawiedziona. Szybko okazało się, że film nie jest porywający, a po godzinie można było wręcz odnieść wrażenie, że - mimo imponującej ilości zaangażowanych środków - jest po prostu nudny. Ale jest coś znacznie gorszego: nie jest też ważnym głosem na temat problemów współczesnej rzeczywistości, ciekawą analizą możliwości funkcjonowania dyktatury w świecie Internetu, a nawet - świeżym spojrzeniem na sam fenomen Putina.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Filmy, których nie można przegapić. To będą petardy
Socjolog nie wykonał socjologicznej pracy
"Putin" Vegi to opowieść o najnowszej historii Rosji, która prześlizguje się po najważniejszych wydarzeniach ostatnich dekad, ale w żaden sposób nie dotyka ich istoty i nie mówi o nich niczego nowego i odkrywczego. W wielu momentach okazuje się tylko ich ekranową rekonstrukcją - czasem spektakularną, ale zupełnie pustą w środku. Dokładnie tak samo było w "Polityce", filmie Vegi z 2019 roku, który przenosił po prostu na kinowy ekran historie dobrze opisane, żyjące w formie memów, a częściowo istniejące nawet w zapisach dokumentalnych, nie dodając do nich zupełnie nic, nie próbując ich analizować, pokazywać w szerszym kontekście, czy szukać ukrytych mechanizmów, które nimi sterują.
Vega, chętnie określający się jako socjolog, nie wykonał wtedy nawet śladu socjologicznej pracy, która mogła przenieść tamten film kilka poziomów wyżej. Od tamtego czasu wyraźnie niczego się nie nauczył - tym razem powtarza bowiem tę samą strategię. A momentami jest nawet gorzej - to wtedy, kiedy swoją wizję historii Rosji próbuje podbudować elementami duchowymi. Ale przynosi to efekty raczej opłakane, a momentami wręcz oburzające - choćby wtedy, kiedy wojna w Ukrainie wpisana zostaje w kuriozalny sposób w konflikt między siłami duchowymi i opisana jako starcie istot z biblijnego bestiarium.
Putin w rękach duchów z przeszłości
Choć narracja jest w tym filmie nie tylko nielinearna, ale też nie do końca jasna, żeby nie powiedzieć wręcz: dość bełkotliwa, można z niej wyczytać, że opowieść zaczyna się w czasach dzieciństwa Putina. Jego wczesne lata pokazane są jako pobyt w piekle - takie wrażenie sprawia obóz dla dzieci, które piją wódkę i stosują wobec siebie przemoc. Putin zostaje tam pobity przez przywódcę dziecięcej bandy, ale honorowo wstaje z kolan i rusza do dalszej walki. Zyskuje tym szacunek prześladowcy.
I wtedy zaczyna się jeden z najbardziej kontrowersyjnych pomysłów w filmie: brutalny chłopak ginie, a potem, razem z piękną dziewczyną, innym duchem z przeszłości, towarzyszą Putinowi przez całe dalsze życie. To oni podpowiadają mu, co robić w trudnych sytuacjach, to oni namawiają go do wszystkiego złego, to oni popychają go do zbrodni i uśmiechają się tym szerzej, im bardziej jest ona brutalna i krwawa.
Gdyby tę wizję potraktować poważnie, byłby to motyw bardzo trudny do obrony: Putin w tym kontekście wcale nie jest brutalnym, bezwzględnym demiurgiem, staje się tylko bezwolną kukiełką w rękach psychopatycznej pary z zaświatów. To nie on tworzy plan zbudowania imperium zła i skutecznie go realizuje, on tylko wykonuje bez gadania polecenia istot rodem prosto z piekła.
Korowód pozbawiony tempa
Na szczęście dla filmu, raczej nikt nie będzie go analizował aż tak głęboko. Bo mimo poważnych ambicji na bycie dramatem politycznym i psychologicznym, najnowszy obraz Vegi okazuje się tylko brutalnym filmem sensacyjnym, a dokładniej: korowodem scen ociekających przemocą krwią, potem, śliną i innymi płynami fizjologicznymi. A nawet ekskrementami. Niestety, korowodem, który nijak nie trzyma tempa, szybko zaczyna nudzić i ani przez moment nie zachęca do emocjonalnego zaangażowania.
Owszem, nie można odmówić tej produkcji swego rodzaju rozmachu - akcja przenosi się z tajgi na pustynię, z zamkniętej czarnobylskiej zony pod jerozolimską Ścianę Płaczu. Film kręcony był na kilku kontynentach, wysadzono przy okazji kilka budynków i rozbito sporo samochodów.
Wojsko strzela, odrzutowce przelatują z hukiem, rakiety spektakularnie wybuchają. Autentyczne zdjęcia archiwalne płynnie łączą się z ujęciami nakręconymi na ich wzór specjalnie na potrzeby filmu. A jednak trudno pozbyć się wrażenia, że to wszystko puste efekty, które zlewają się w jeden wielki kolorowy chaos.
Jelcyn głębszy od Putina
Gwiazdą filmu miał być oczywiście grający tytułową rolę Sławomir Sobala. Nie ma wątpliwości, że włożył w tę trudną kreację mnóstwo pracy i zaangażowania: przygotowywał się do aż dwa lata, studiując mimikę, gesty, sposób chodzenia i poruszania się Putina. Rzeczywiście, naśladuje go po mistrzowsku, a pomoc sztucznej inteligencji sprawia, że w wielu scenach jest nie do odróżnienia od kremlowskiego dyktatora. Co z tego jednak, skoro rzadko kiedy ma w tym filmie coś do zagrania. W wielu scenach po prostu stoi, niemo wpatrując się w dal, albo porusza się sztywnym krokiem po pokoju.
Paradoksalnie i w ewidentnie niezamierzony sposób na bohatera o wiele ciekawszego wyrasta drugoplanowa postać Jelcyna. Poprzednika Putina na najważniejszym stanowisku w Rosji gra Tomasz Dedek, któremu w kilku zaledwie scenach udaje się stworzyć postać wielowymiarową, pogłębioną, żywą. Znacznie ciekawszą od płaskiego i papierowego Putina.
- Chciałem odrzeć Putina z nimbu tworzonego przez rosyjską propagandę - zapowiadał autor filmu na warszawskiej premierze. - Pokazać go jako człowieka słabego, tchórza, żeby ludzie przestali się go bać.
Putina z jego filmu rzeczywiście bać się nie sposób. Ale chyba nie o taki sposób rozbicia jego mitu i medialnego wizerunku chodziło.
"Lady love" sexy czy nie? Rozmawiamy o najodważniejszym polskim serialu. Mówimy także o zmianach w drugim sezonie "Squid Game". Jednak żyjemy już nowościami z roku 2025 i wymieniamy najbardziej ekscytujące tytuły nadchodzących 12 miesięcy. Sprawdźcie, czy już o nich słyszeliście. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: