Bogusław Linda. Melancholijny twardziel skończył 70 lat
Wcielał się w największych twardzieli w polskim kinie, zgarniał najbardziej prestiżowe nagrody, a towarzysząca mu aura cynicznego buntownika, z dystansem do siebie i świata, przysparzała mu – i wciąż przysparza – uznanie krytyki i widzów. 27 czerwca Bogusław Linda obchodzi siedemdziesiąte urodziny.
Choć teraz trudno w to uwierzyć, w dzieciństwie Linda był chłopcem słabowitym i chorował na krzywicę klatki piersiowej. Dorastał w kiepskich warunkach – po latach wyznał, że jego rodzina żyła w biedzie, nie było ich stać na porządne jedzenie, co tylko pogłębiało jego problemy zdrowotne. "Nie miałem obiadów w szkole. W domu też nie, ponieważ mama pracowała na uniwersytecie i nie miała czasu. No więc mieszkałem w bloku i miałem bardzo mały pokoik, może dwa na cztery metry. Mieściła się w nim wąska leżanka i taki segment biurkowy, w którym otwierało się klapę" - wspominał w książce "Zły chłopiec".
Wakacje spędzał zwykle u rodziny na wsi, gdzie przez miejscowe dzieciaki traktowany był jako ktoś obcy i często musiał z nimi walczyć na pięści. Bójek nie unikał, chociaż ze względu na słabą formę dość często obrywał. Dlatego też z czasem zaczął trenować judo i boks. Dzięki ćwiczeniom nabrał siły i pewności siebie, chociaż, jak przyznawał, wciąż miał achillesową piętę. Jako nastolatek bał się kontaktów z dziewczynami, stawał się przy nich tak nieśmiały, że rówieśniczki zupełnie nie zwracały na niego uwagi.
Zawód aktora wydawał mu się pociągający, ale tak naprawdę wybrał szkołę aktorską, ponieważ doskonale wiedział, że spotka tam mnóstwo pięknych kobiet. Od kiedy zaś pokonał swą chorobliwą nieśmiałość i nabrał odwagi w kontaktach damsko-męskich, był wciąż zakochany. "Czasem nawet w paru naraz, bo ja byłem bardzo kochliwy. Wierny niestety nie. Ale to był czas hipisów, wolna miłość, dzieci kwiaty" - opowiadał w książce.
W 1975 r. ukończył studia na krakowskiej PWST i zaczął występować na scenie Teatru Starego. Rok później zadebiutował przed kamerami w filmie "Dagny" Haakona Sandoya, opowiadającym o życiu norweskiej artystki Dagny Juel, późniejszej żony pisarza Stanisława Przybyszewskiego. Początki kariery młodego aktora nie były łatwe – długo klepał biedę i mieszkał w skromnym pokoju w teatrze, gdzie sypiał na sienniku. Po dwóch latach Linda podjął decyzję, która zadziwiła jego kolegów po fachu – podziękował za etat w Starym Teatrze i pożegnał się ze swoim nędznym lokum. Nie musiał się jednak martwić, że trafi na ulicę, bowiem pomoc zaproponowała mu Pola Raksa, pamiętna Marusia z serialu "Czterej pancerni i pies", jedna z najpiękniejszych polskich aktorek.
Zamieszkali razem, a dziennikarze prześcigali się w spekulacjach, czy parę połączyła miłość, czy też Linda wykorzystał sytuację i zauroczoną nim kobietę. Ich związek nie przetrwał próby czasu – aktor nie był gotów się ustatkować, podobno nie dogadywał się również z synem partnerki, a gdy do uszu Raksy doszły plotki o kolejnym romansie Lindy, uznała, że ta relacja nie ma przyszłości.
Linda jednak nie cierpiał długo. Jego kariera rozwijała się coraz szybciej, otaczało go grono wielbicielek, występował u boku pięknych koleżanek. Zresztą właśnie możliwość spotykania kolejnych atrakcyjnych kobiet sprawiła, że tak chętnie zrezygnował z teatru i zanurzył się w branży filmowej. "To była reguła, że jak się za bardzo zakochiwałem, to nigdy nie kończyło się dobrze. I nie dawało żyć i spać. I piłem" - opowiadał po latach.
Filmowy światek przyjął Lindę z otwartymi ramionami, dostrzegając w nim wielki potencjał. Aktor sprawdzał się zarówno w rolach wrażliwych mężczyzn, naznaczonych egzystencjalnym bólem, jak i ekranowych twardzieli, zimnych i cynicznych. Grywał u cenionych reżyserów: na początku swojej kariery wystąpił między innymi u Agnieszki Holland w "Gorączce", w "Człowieku z żelaza" i "Dantonie" Andrzeja Wajdy czy w "Przypadku" Krzysztofa Kieślowskiego. Ogromną popularność przyniosła mu rola Franza Maurera w "Psach" Władysława Pasikowskiego z 1992 r., jak również "Tato" i "Sara" Macieja Ślesickiego. Co ciekawe, był też jednym z aktorów typowanych do roli Bohuna w "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana. Linda nie był jednak przekonany do tego pomysłu. Jak mówił później w "Playboyu": "Odmówiłem, bo scenariusz wydawał mi się plastikowy i komiksowy". Angaż powędrował więc do Aleksandra Domogarowa.
Linda mógł być jednak wybredny, bo propozycje płynęły do niego szerokim strumieniem i przez cała lata niemal nie opuszczał planu filmowego. Na dużym ekranie po raz ostatni pojawił się w 2020 r., wcielając się ponownie w swoją kultową postać w filmie "Psy 3. W imię zasad".
Linda od dawna bardzo chroni swoje życie prywatne. Rzadko udziela wywiadów i niechętnie bryluje na bankietach. Wiadomo, że na planie filmu "Kroll" (1991) Pasikowskiego poznał Lidię Popiel. Jak wyznawał, połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia. Nie potrafili oprzeć się temu uczuciu – mimo że Popiel była mężatką, on zaś dopiero co zakończył związek z Moniką Jaruzelską – i w 2000 r. wzięli cichy ślub.
"Pokomplikowaliśmy sobie trochę losy. Sobie i innym... Ale nie było na to rady. Marzyłem zawsze o wielkiej miłości. I jak spotkałem Lidkę, kobietę mojego życia, to odtąd ona już była najważniejsza" - tłumaczył aktor w książce. Razem wychowywali córkę Aleksandrę. Aktor ma także synów bliźniaków z poprzedniego związku. Obaj pracują jako policjanci kryminalni i nie pokazują się publicznie.
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach. A co, jeśli nie słuchasz? Po prostu zacznij.