Bożena Janicka: Bez Oscara
Premierę filmu poprzedzają zwykle informacje prasowe, z których można się dowiedzieć, o czym to jest i kto gra. W przypadku „Między światami” było inaczej: najpierw dowiedzieliśmy się, że za rolę w tym filmie nominowano *Nicole Kidman do Oscara i Złotego Globu. Teraz, kiedy film wchodzi na nasze ekrany, z informacji, przeznaczonej dla prasy można dowiedzieć się więcej. Cytowany niżej tekścik przysłany został zapewne wraz z filmem, z zaleceniem, by polski dystrybutor tylko go przetłumaczył i udostępnił mediom.*
29.04.2011 12:00
„Nicole Kidman zachwyca w roli kobiety, która po dramatycznym przejściu próbuje odnaleźć się na krawędzi dwóch światów. Niezrozumiana przez twardo stąpającego po ziemi męża (Aaron Eckhart) znajduje pocieszenie w przyjaźni z tajemniczym młodzieńcem, który kiedyś przyczynił się do jej kłopotów. Chłopak oczaruje ją niezwykłą wizją rzeczywistości, która pozwoli bohaterce pogodzić się z przewrotnym losem i odnaleźć upragnioną drogę do szczęścia.”
Trochę tajemnicze, jak ów młodzieniec. Co to za kłopoty, do których się przyczynił, czym jest niezwykła wizja rzeczywistości, którą ją oczarował, czego nie rozumie twardo stąpający po ziemi mąż? A więc po kolei.
Co to znaczy w języku hollywoodzkiej reklamy: „przyczynił się do jej kłopotów”? Że jadąc samochodem, zabił jej czteroletniego synka. Dziecko wybiegło mu prosto pod koła, lecz fakt pozostaje faktem. Co pozwala odnaleźć „upragnioną drogę do szczęścia”? Alternatywne światy, w których istnienie wierzy ów młodzieniec. Czego nie rozumie „twardo stąpający po ziemi” mąż – o tym za chwilę. A swoją drogą u nas nikt by nie wpadł na pomysł, by śmierć dziecka nazwać „kłopotem”.
Pierwsza scena filmu: Nicole Kidman, czyli Becca (tak ma na imię postać, którą gra) sadzi w ogrodzie kwiaty. W tle jej dom, z kategorii tych, które u nas nazywa się rezydencjami. Przyszła jakaś znajoma, by zaprosić ją na przyjęcie, ale Becca spławia ją jawnym wykrętem. Potem na scenie – niech będzie, że na scenie, film powstał na podstawie sztuki teatralnej – pojawia się siostra, następnie mąż. W centrum uwagi jest nadal Becca; opanowana, spokojna, może tylko dziwnie spokojna. Coś jest nie tak, ale co? Zaraz się dowiemy. Becca jedzie wraz z mężem na spotkanie grupy wsparcia dla osób, które utraciły dzieci. Tam usłyszy, że jeśli Bóg zabrał dziecko, to znaczy, że chciał mieć aniołka, zapyta, dlaczego nie stworzy sobie aniołka sam – i wyjdzie. Już wiemy, z jakiego powodu ten spokój wydawał się dziwny: to tylko maska, pozór.
Sztuka, na podstawie której powstał film ma wyraźny temat, doskonale mieszczący się na scenie: kryzys małżeński jako skutek doznanej traumy. Lecz w kinie wdziera się zawsze na ekran rzeczywistość, a z tej perspektywy większą wagę może mieć powód owego kryzysu – śmierć dziecka. Nawet jeżeli, podobnie jak w teatrze, zdarzyła się „za kulisami” i kilka miesięcy temu. Bowiem na ekranie te „kulisy” – to realny ogród, dom, furtka. Pies, za którym dziecko wtedy pobiegło; pies zdążył przebiec, ono nie. Chociaż nas przy tym nie było, jest tak, jak byśmy byli. Kino to emocje, w naturalnym odruchu chcielibyśmy więc współczuć matce. Lecz jak to zrobić, jeśli ona nie dopuszcza do swoich przeżyć nawet osób najbliższych?
Becca odsłania się tylko dwa razy: oskarżając się przed mężem, że to ona jest winna, bo nie zamknęła wtedy furtki (mąż odpowiada, że winien jest on, bo kupił dziecku psa), i płacząc, gdy widzi sprawcę tamtego wypadku, beztroskiego na jakiejś koleżeńskiej fecie. Lecz jej sposób przeżywania straty jest niepokojący nie tylko dlatego, że ukrywa się pod maską spokoju. Oto podpatrzyła męża, oglądającego ukradkiem kilka nakręconych komórką ujęć bawiącego się synka – i niby przypadkiem wykasowuje mu ten filmik, a potem gwałtownie się wypiera, że zrobiła to celowo. W tajemnicy przed mężem jeździ samochodem za sprawcą wypadku i wciąga go w przyjazne rozmowy, widząc przecież, że to dla niego trudne. Prosi go, by przyniósł jej swoje rysunki (chłopak rysuje komiks, którego tematem jest alternatywny świat), a gdy zaszokowany jego widokiem mąż nie wpuści go do domu, oburza się na męża. Masochizm podszyty sadyzmem jako postać traumy?
Ale to jeszcze nie byłoby najgorsze. Może się także zrodzić brzydkie podejrzenie, że Becca czuje się nieszczęśliwa przede wszystkim dlatego, że przestała być szczęśliwa, słowem że tamten samochód, zabijając dziecko, boleśnie zranił także jej egoizm.
Skomplikowana rola, niejednoznaczna postać. Może z tego powodu Złoty Glob zawiódł, a Wuj Oscar się rozmyślił. Lubi, żeby było prościej.
Prawdę mówiąc, widzowie chyba też.