Bożena Janicka: Lekcja anatomii doktora Tulpa

Ktoś, kto gotów jest podejrzewać odpowiednią instytucję wspierającą powstawanie polskich filmów, że chyba robi to mechanicznie, bo przepuszcza chłam – myli się głęboko. Decyzję o przyznaniu dotacji poprzedza praca ekspertów, którzy analizują projekt najpierw w zaciszu domowym, a potem w eksperckiej dyskusji. Oceniają przede wszystkim scenariusz.

Bożena Janicka: Lekcja anatomii doktora Tulpa

19.08.2010 18:43

Ekspert wie nie od wczoraj (inaczej nie byłby ekspertem), jak powinien być skonstruowany dobry scenariusz, lecz pamięta, że ci, którzy go pisali, konsultowali, poprawiali itd. wiedzą również. Ma nad nimi tylko jedną przewagę: patrzy z zewnątrz.

Zasiada więc nad plikiem scenariuszy, czyta i uruchamia wyobraźnie. Oto siedzi przed ekranem i ogląda gotowy film. Rozgląda się przy tym, ile osób jest na Sali, patrzy kto wyjdzie nie czekając końca, a potem stara się podsłuchać, jak ocenili film wychodzący z kina widzowie. Wreszcie zagląda do tego, co napisali krytycy i wścieka się, że nie zrozumieli głębokiej myśli, która według niego tam jest albo wścieka się jeszcze bardziej, że chwalą za coś, co teraz, na ekranie, wydało mu się idiotyczne. Bo ze scenariuszem jest trochę jak z dzieckiem: nie do końca wiadomo, co z niego wyrośnie. Może z prymusa – przeciętniak, z mądrali – nudziarz, z milczka – myśliciel a z dowcipnisia – pajac?

Piękna zabawa, lecz trzeba wrócić do rzeczywistości i napisać recenzję do celów bardzo poważnych, urzędowych. Zaczynałam od tekstu, z którego by tak rzec, buchało życie. Ten kwiecisty zwrot nie bez powodu, pasuje do zwariowanego języka owego scenariusza. Na szczęście używano go tylko w opisach, nie w dialogu, chociaż „twarz ociosana jakąś wewnętrzną mocą” i „oczy wyżarte zwątpieniem” stanowić mogą ciężką próbę dla wyrozumiałości – a może poczucia humoru – czytającego. Lecz zanim zabrałam się do pisania, zajrzałam do „Wskazówek przy pisaniu recenzji”, dołączonych do scenariuszy, które miałam ocenić – i trochę się przestraszyłam.

„Wskazówek” w formie pytań jest 25. Na przykład takie: „Czy wątki są właściwie skorelowane? Czy poszczególne wątki oraz całość są spuentowane? Czy i jak poprawić logikę motywacji bohaterów? Czy postacie nie są zbyt jednowymiarowe? Jak uzyskać wieloznaczność? Czy dialogi są zróżnicowane pod względem psychologicznym, społeczno-środowiskowym?” itd. W trakcie tej lektury wypłynęła mi nagle z pamięci wizja pewnego obrazu, mniej słynnego niż Mona Lisa Leonarda da Vinci i na pewno mniej przyjemnego: „Lekcja anatomii doktora Tulpa” Rembranta. Na stole leżą woskowo- żółte zwłoki jakiegoś nieszczęśnika, nad nimi stoi onże doktor Tulp i demonstruje skupionym wokół stołu osobistościom rozkrojoną rękę tamtego biedaka. Gdyby to nie była lekcja anatomii, lecz sekcja zwłok delikwenta (nawiasem mówiąc był to powieszony morderca), pokrojono by go dokładniej, by zobaczyć, co ma w środku. No i tego właśnie się przestraszyłam: siebie w roli doktora Tulpa.

Rzecz w tym, że to, co leżało przede mną było żywe, chociaż na razie w ubranku z papieru. Protestowało przeciwko wiwisekcji, głośno... ...krzycząc, że jest całością i tak powinno być traktowane, że można być świetnie zbudowanym głupkiem albo troszkę krzywonogim mędrcem – itd. Miało racje, bo bez sięgania po skalpel potrafiłabym odpowiedzieć, jak zapewne każdy z ekspertów, który z projektów – kiedy już będzie filmem – pożyje dłużej, który szybko przepadnie a który, niestety, w ogóle nie powinien otrzymać peselu i NIP-u. (To z pewnego filmu dokumentalnego: rodzice zgłaszają narodziny dziecka, zapobiegliwa mama pyta urzędniczkę: „A pesel dostanie? A NIP?”).

A więc jakiś projekt zapewne przepadnie. Autor nie sprostał wymogom, które tak precyzyjnie sformułowano we „Wskazówkach”, wymyślił fabularną anegdotę, ale nie potrafił w nią wpisać szerszego obrazu rzeczywistości, za mało wiedział o ludziach, by można było uwierzyć jego postaciom. Albo po prostu jest za mało twórczy, by w czymś, co widzą wszyscy zobaczyć coś, co widzi tylko on.

Ale któryś z projektów może obiecywać znacznie więcej niż inne. I oto najtrudniejsze zadanie, jakie stawiają przed nieszczęsnym ekspertem „Wskazówki”: „Czy na podstawie ocenianego projektu może powstać dzieło oryginalne, nowatorskie, o wielkiej sile wyrazu?” Na Boga, kto odważyłby się odpowiedzieć na takie pytanie? Może tylko ciocia albo mamuśka autora.

Bożena Janicka, miesięcznik „Kino”

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)