Burt Reynolds: owłosiony macho na skórze z niedźwiedzia. "Takich już nie robią"
Przez jego sypialnię przewinęły się tabuny kobiet, które uważał za swój nałóg. Śmierć Reynoldsa wieszczy koniec barwnej epoki, bo trudno dziś sobie wyobrazić idola, który z takim podejściem do życia wzbudzałby podobne uznanie.
Arnold Schwarzenegger po śmierci Burta Reynoldsa nazwał go swoim bohaterem, któremu udało się przejść ze świata sportu do świata filmu, żyjąc w nim przez 60 lat.
- Nie był wielkim aktorem. Był jedną z tych postaci, która wypełnia sobą ekran, każe podążać za nią wzrokiem i zapada w pamięć – napisała na Instagramie Karolina Korwin-Piotrowska. - Takich już nie robią - dodała.
To prawda. Burt Reynolds nie był wielkim aktorem, ale jako artysta z poczuciem humoru i świadomy swoich wad nigdy nie zamierzał konkurować z tuzami amerykańskiego kina. Potrafił żartować, że jego filmy to takie, które pokazuje się w więzieniach albo samolotach – bo tylko tam widzowie nie mogą wyjść z sali.
- Niech Bóg mi wybaczy, ale uwielbiam być w centrum uwagi – mówił z rozbrajającą szczerością Reynolds, który nigdy nie mógł narzekać na brak zainteresowania. Szczególnie ze strony kobiet.
Urokowi Reynoldsa uległy m.in. Farrah Fawcett, Faye Dunaway, Sarah Miles, Kim Basinger, Sally Field, tenisistka Chris Evert. Podobno tylko jedna kobieta powiedziała "nie" – była nią Jackie Kennedy. Gwiazdor mówił wprost, że kobiety są dla niego jak narkotyki i alkohol. Kwestię wierności komentował w charakterystyczny dla siebie sposób:
- Kiedy jestem związany z jedną kobietą, jestem związany z jedną kobietą. Ale pomiędzy romansami staję się mięsożercą.
Trudno dziś sobie wyobrazić hollywoodzkiego aktora cieszącego się powszechnym uwielbieniem, który pozwoliłby sobie na podobną deklarację. To samo tyczy się decyzji, którą Reynolds podjął w 1972 r. Dzięki niej znalazł się na językach wszystkich. Mowa o historycznej sesji dla "Cosmopolitan" z udziałem nagiego Reynoldsa leżącego na niedźwiedziej skórze z papierosem w zębach. Kobiety zabijały się o egzemplarz "Cosmo", którego pierwszy nakład rozszedł się na pniu i trzeba było robić dodruk. Szacuje się, że łącznie sprzedano 1,5 mln egzemplarzy miesięcznika.
Bogate życie miłosne Reynoldsa obfitowało w kilka zwrotów akcji. Pierwszy nastąpił w 1963 r., kiedy dobrze zapowiadający się aktor z 5-letnim stażem ożenił się z Judy Carne. Związek z brytyjską aktorką był krótki, bezdzietny i zakończył się rozwodem w 1965 r.
Drugą kobietą, z którą filmowy idol związał się na dłużej, była Sally Field ("Mistrz kierownicy ucieka"). Reynolds nazywał ją nawet miłością swojego życia, jednak ich związek nie przetrwał próby czasu i rozstali się po 5 latach. Trzecie podejście do ustatkowania się miał pod koniec lat 80., gdy stanął na ślubnym kobiercu u boku Loni Anderson.
- Był słodki, niepewny i czuły – mówiła druga żona, z którą w 1990 r. adoptował syna. Nie udało im się jednak stworzyć szczęśliwej rodziny, gdyż 3 lata później doszło do rozwodu. Reynolds miał się skarżyć, że od 3 lat nie mógł uprawiać z żoną seksu, wkrótce doszło do wzajemnego oskarżania się o zdrady.
Kariera i życie prywatne Reynoldsa było pełne wzlotów i upadków. Uznanie widzów, głośne romanse, stracone szanse (odrzucił rolę Hana Solo w "Gwiezdnych wojnach" i Johna McClane'a w "Szklanej pułapce") i błędne inwestycje to tylko wycinek bogatego życiorysu dawnego idola. Pod koniec życia był schorowanym bankrutem, który musiał spłacać długi wyprzedając pamiątki i nieruchomości. Wszystko to jednak składa się na spójny wizerunek legendy XX w.
- Zawsze chciałem doświadczyć wszystkiego i nie poddawać się nawet na straconej pozycji – mówił po latach. – Wiem, że jestem stary, ale czuję się młodo i jest jedna rzecz, której nigdy mi nie odbiorą: nikt nie bawił się lepiej ode mnie.
Burt Reynolds odszedł 6 września. Miał 82 lata.