Cezary Kosiński: Nie dawali mu szans. Dziś to ulubieniec widzów

Cezary Kosiński: Nie dawali mu szans. Dziś to ulubieniec widzów
Źródło zdjęć: © AKPA

08.04.2015 | aktual.: 22.03.2017 16:35

Zdecydował się na aktorstwo, kiedy zdał sobie sprawę, że nie zrobi kariery jako rockowy gitarzysta. Ale komisja egzaminacyjna w szkole teatralnej nie była przekonana do jego kandydatury, chciano go odrzucić z powodu wady wymowy. Gdyby nie wsparcie jednej z profesorek, być może musiałby sobie szukać innego zajęcia.

Zdecydował się na aktorstwo, kiedy zdał sobie sprawę, że nie zrobi kariery jako rockowy gitarzysta. Ale komisja egzaminacyjna w szkole teatralnej nie była przekonana do jego kandydatury, chciano go odrzucić z powodu wady wymowy. Gdyby nie wsparcie jednej z profesorek, być może musiałby sobie szukać innego zajęcia.

Jest aktorem charakterystycznym, ze śmiechem przyznaje, że w niczym nie przypomina ekranowego amanta.

Popularność zyskał dzięki roli w serialu, często grywa w filmach wyraziste epizody, ale to teatr jest jego największą pasją. Za sceniczne kreacje zgarnia największe uznanie krytyki i prestiżowe nagrody. 8 kwietnia Cezary Kosiński skończył 42 lata.


1 / 6

Długowłosy buntownik

Obraz
© mat. dystrybutora

W liceum, jako nastoletni chłopak, ubierał się na czarno i miał włosy do ramion. Chciał być sławnym muzykiem, wokalistą rockowym.

- W szkole średniej siadałem do gitary zaraz po lekcjach, a odrywałem się od niej późną nocą. To trwało trzy lata. Nie chodziłem do szkoły muzycznej. Uczyłem się sam – opowiadał w Gazecie Wyborczej.

Założył nawet zespół, jednak, jak wspominał, nie odnieśli wielkiego sukcesu.

- Zagraliśmy na paru zabawach, ale, niestety, nie zdobyliśmy popularności. Być może dlatego, że ja zawsze w pewnym momencie zaczynałem grać jakiś utwór The Doors albo Hendriksa. Pamiętam, jak kiedyś zagrałem 'Seek and Destroy' Metalliki. Zabawa się skończyła. Pogonili nas.

- To było młodzieńcze i naiwne marzenie, które nigdy się nie spełniło. Czasem żałuję, że nie wybrałem muzykowania – dodawał. Ale sam zdawał sobie sprawę, że „nie nadaje się na gitarzystę rockowego”.

- Wiedziałem, że nie będę wirtuozem, że mam ograniczenia techniczne.

2 / 6

''Mowa na granicy bełkotu''

Obraz
© AKPA

Gdy marzenia o karierze muzycznej stały się tylko wspomnieniem, Kosiński postanowił poświęcić się swojej drugiej pasji – aktorstwu. Od dawna interesował się filmem i teatrem, a mając za sobą pierwsze sceniczne doświadczenia, postanowił podjąć wyzwanie i stanąć przed komisją egzaminacyjną w warszawskiej PWST. I o mało nie oblał.

- Rozpoznanie logopedyczne brzmiało: mowa na granicy bełkotu – opowiadał w magazynie Gaga. - Wszystkie możliwe wady: krzywy zgryz, pozostałość trójkąta mutacyjnego, gotyckie podniebienie, skrzywiona przegroda nosowa, nieruchomość górnej wargi. Diagnoza była jasna: nie powinienem być aktorem. Gdyby nie pani profesor Grażyna Matyszkiewicz, nie dostałbym się do szkoły teatralnej. Ujęła się za mną i powiedziała, że ona mnie wyprowadzi z bełkotliwej mowy. I jakoś się udało.

3 / 6

''Pogromcą serc niewieścich nie jestem''

Obraz
© mat. dystrybutora

Wiedział, że ze względu na warunki zewnętrzne, będzie aktorem charakterystycznym. Zdawał sobie sprawę, że nie ma zadatków na amanta. Ale nie chciał, by to go ograniczało, nie zamierzał w żaden sposób zawężać swojego repertuaru.

- W szkole mówiono mi, że te śmieszne, komediowe sprawy mam już opanowane. Tylko teraz muszę się nauczyć grać rzeczy poważne. I to był straszny problem – opowiadał w Dzienniku Bałtyckim, wspominając, że nawet podczas poważnych scen z jego udziałem publika zanosiła się śmiechem.

- Nie wiedziałem, o co chodzi. Dopiero na trzecim roku, kiedy moje frustracje sięgnęły apogeum, zapytałem profesora Englerta, co ja właściwie będę grać? A on mi powiedział: spokojnie, możesz zagrać wszystko. I to mnie naprawdę uspokoiło. Dziś już nie zastanawiam się nad tym, czy jestem aktorem charakterystycznym czy nie. Staram się skupić na temacie. Ale oczywiście, pogromcą serc niewieścich nie jestem.

4 / 6

Wielka miłość

Obraz
© AKPA

Przyznawał, że nie planował zakładać rodziny, myślał, że będzie „aktorem wędrowcem, który z jedną walizką przemierza świat”. Los jednak z niego zakpił. 26 sierpnia 1996 roku w warszawskiej kawiarni poznał Annę (na zdjęciu).

- Zwyczajnie się tam spotkaliśmy* – wspominał w magazynie _Gaga_. *- Zaczęliśmy rozmawiać, umawiać się na kolejne spotkania. Byliśmy razem przez kilka miesięcy, potem się rozstaliśmy na ponad rok, potem zeszliśmy się ponownie i tak już zostało. A potem urodziły się dzieci.

W przeciwieństwie do wielu innych aktorów, chroni przed mediami swoje życie prywatne, unika skandali, nie pakuje się w romanse. Pytany o przepis na „idealne małżeństwo”, odpowiadał, że coś takiego nie istnieje.

- Wieloletni związek polega na tym, że myślisz, że jeśli się z niego uwolnisz, to będzie ci lepiej, ale jednocześnie strasznie kochasz tę osobę, z którą jesteś – mówił w magazynie Grazia. - Chcesz z nią być, nie wyobrażasz sobie bez niej życia. Taki paradoks.

5 / 6

''Nie zabiegałem o popularność''

Obraz
© AKPA

Choć odnosił sukcesy na teatralnej scenie i nieźle radził sobie w filmie, prawdziwą popularność przyniosła mu dopiero rola doktora Mejera w serialu „Na dobre i na złe”. Postać tak bardzo spodobała się widzom, że aktorowi rozbudowano rolę, a jego bohatera wprowadzono na stałe do scenariusza. On sam przyznawał, że nie lubi lekarza z Leśnej Góry.

- Ludzie utożsamiają mnie właśnie z Mejerem. Przyznam, że zaczęło mi to przeszkadzać – mówił w Tele Programach.

Ale z roli długo nie chciał zrezygnował – jak przyznawał, ze względów finansowych.

- Nie ukrywam jednak, że bardziej pociąga mnie- i zawsze bardziej mnie pociągała - praca w teatrze. Nigdy nie zabiegałem o popularność, nie dbałem nadmiernie o swój wizerunek – dodawał.

6 / 6

''Czasem nienawidzę tego zawodu''

Obraz
© AKPA

Kosiński przyznaje, że trzeźwo patrzy na swoją pracę, nie daje się zaślepić sławie.

- To jest totalnie wyczerpujący, wymagający i okrutny zawód. Strasznie łatwo wpadamy w rutynę, idziemy na łatwiznę, stajemy się próżni, popadamy w alkoholizm itd. Zagrożeń jest cała masa. I tych zawodowych, i tych czysto ludzkich. Czasem nienawidzę tego zawodu – mówił w Wyborczej.

Niektórzy twierdzili, że aktor rzadziej pojawia się na wielkim ekranie, bo po roli w „Na dobre i na złe” został zaszufladkowany. On jednak nie sądzi, by to był prawdziwy powód takiego stanu rzeczy.

- Nie zauważyłem ani przestoju, ani jakiegoś specjalnego ruchu wokół mojej osoby z powodu serialu. Miałem mało propozycji filmowych zarówno przed serialem, jak i w jego trakcie. Nie ma w tym nic dziwnego, bo w Polsce kręci się bardzo mało filmów – mówił z żalem w Tele Programach.

Nie jest chyba jednak wcale tak źle, bo Kosiński ma na koncie udział w kilkudziesięciu filmach pełnometrażowych i kilkunastu serialach. No i udało mu się zrealizować swój najważniejszy cel. Jak mówił w Dzienniku Bałtyckim:

- Starałem się tak układać swoje życie zawodowe, żeby ono nie było ważniejsze od prywatnego. (sm/gk/gol)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)