Trwa ładowanie...
dorota segda
26-06-2008 17:39

Dorota Segda: Pokój z widokiem

Dorota Segda: Pokój z widokiemŹródło: AKPA
d1ybf99
d1ybf99

Z okna swojego mieszkania w Krakowie może podziwiać wspaniałą panoramę grodu. Podobnie jak bohaterowie powieści Forstera uwielbia pokoje z widokiem. To właśnie w tym mieście, w Starym Teatrze stworzyła wiele wspaniałych ról. Twierdzi, że warsztat aktorski zawdzięcza dwóm reżyserom - Jerzemu Jarockiemu i Jerzemu Grzegorzewskiemu. Mówi, że jednym z ważniejszych wydarzeń w jej życiu była główna rola w filmie "Faustyna". Telewidzowie zapamiętali ją głównie jako dyrektorkę szpitala w Leśnej Górze w serialu "Na dobre i na złe". Wkrótce Dorotę Segdę zobaczymy w serialu "Naznaczony".

**

Jak wygląda "kraj lat dziecinnych", który przechowuje Pani w pamięci...**

d1ybf99

W mojej głowie zachowały się różne obrazy, obrazki i scenki. Coroczne wczasy w Piwnicznej, powodzie. Pamiętam jak kiedyś zniknęłam ojcu na wiele godzin, ponieważ ustawiłam się w kolejce do fryzjerki, która czesała panie na jakiś wieczorek, a ja chciałam mieć loki.

Pomijano mnie, więc czekałam wytrwale do końca. Poza tym podwórko w Krakowie, trzepak, jeżdżenie na wrotkach po ulicach, podwórkową bandę pepsicolarzy. Nic specjalnie sielskiego, podwórkowa szkoła życia. Byli też oczywiście wspaniali, kochający rodzice. Częste kolonie, których z jednej strony nienawidziłam, a z drugiej ceniłam, ponieważ nauczyły mnie samodzielności.

**

Prawdziwy, wakacyjny obóz przetrwania?**

d1ybf99

Coś w tym rodzaju. W każdym razie nie przypominało to kolonii, na które dzieci jeżdżą teraz. Pamiętam brudne szkoły, z których zdarzało mi się przywieźć wszy. Moja mama uważała jednak, że wysłanie dziecka na miesiąc poza Kraków, w którym powietrze było straszne, jest jej obowiązkiem. Na początku płakałam, że muszę jechać na kolonie, a na koniec płakałam, że już się kończą. Mam to do dzisiaj - płaczę, jak coś się kończy.

**

Pamięta Pani swoich dziadków?**

d1ybf99

Pamiętam moje dwie babcie i jednego dziadka. Do dzisiaj żałuję, że żyli tak krótko. Nigdy nie miałam z nimi takiego kontaktu, jaki wyobrażam sobie, miałabym dzisiaj. Ludzie przemijają, a człowiek w wieku kilkunastu lat nie zawsze to rozumie. Moja babcia Marysia miała charakter podobny do mojego - była "terrorystką".

Niespecjalnie więc mogłyśmy się dogadać, zwłaszcza, że mieszkałyśmy razem. Wtedy zawsze jest trudniej. Żałuję, że nie dożyła filmu "Faustyna". Myślę, że byłaby szczęśliwa. Ale widziała kilka moich ról w teatrze. Na niektórych była nawet po kilka razy, ponieważ uwielbiała teatr.

**

A jak "Faustyna" wpłynęła na Panią? Nie pytam o zewnętrzne oznaki popularności, lecz o wnętrze?**

d1ybf99

O tym mówi się najtrudniej. Jak człowiek przestaje z taką osobą jak Faustyna to potem bardziej ją czuje. Na pewno jest mi w jakiś niezwykły sposób bliska. Mam ją w krwiobiegu.

**

W dzieciństwie rodzice czytali Pani bajki?**

Bardzo wcześnie zaczęłam czytać sama. Od dziecka znałam mnóstwo wierszyków i uwielbiałam je recytować. To rodzice nauczyli mnie ich. Niektóre pamiętam do dziś - "Była sobie baba jedna bardzo chciwa..." . Rodzice też mi czytali. Mój tato Jurek jest mistrzem w opowiadaniu historii wymyślonych na poczekaniu. Jeśli dziecko nie chce jeść, albo spać, opowiada mu się jakąś historię.

d1ybf99

I robi to rewelacyjnie. Teraz, kiedy obserwuję jak opowiada mojemu sześcioletniemu siostrzeńcowi, przypominam sobie sceny kiedy podobne historie opowiadał mi i mojej siostrze. Nie zapomnę jak w pewnym momencie w ośrodku wczasowym wszyscy przestawali jeść i słuchali, co będzie dalej.

**

Jakim była Pani dzieckiem?**

Strasznie niezależnym. W ogóle jestem bardzo niezależną osobą. Właściwie, żeby zdobyć prawdziwy kontakt z rodzicami musiałam stać się dorosła i zupełnie się od nich uniezależnić. Wtedy zaczęłam ich bardzo mocno kochać. Jako dziecko robiłam wszystko, żeby pokazać, że niczego nie potrzebuję i o wszystkim decyduję sama.

d1ybf99

**

Taka Zosia Samosia?**

Do dziś jestem nieuleczalną Zosią Samosią. Dziewczynki w klasie zwierzały się swoim mamom. Ja tego nie robiłam nigdy, nie zadawałam jej trudnych pytań, zawsze chciałam wszystko robić sama - dowiadywać się na własna rękę.

**

Wcześnie się Pani usamodzielniła?**

Dość wcześnie - w połowie studiów, kiedy zaczęłam zarabiać. Ludzie uniezależniają się często, kiedy wyjeżdżają na studia, ja cały czas tkwiłam w Krakowie.

**

Pamięta Pani, na co wydała pierwsze zarobione pieniądze?**

Pożyczyłam koledze, który nigdy mi ich nie oddał. Pieniądze bardzo długo przeciekały mi przez palce w podobny sposób. Na szczęście nie jestem osobą rozpamiętującą żale. Kiedyś przeczytałam w swoim chińskim horoskopie o ogromnym krachu finansowym, który grozi każdemu ognistemu koniowi. Stwierdziłam, że jestem podręcznikowym wręcz przykładem.

**

Wiele o człowieku mówi przestrzeń, w jakiej żyje. Jaki jest Pani dom?**

To miejsce, w którym ludzie dobrze się czują - ładne, jasne. Nie jest przestylizowane - żadne muzeum, ani galeria sztuki nowoczesnej. Na wierzchu leży mnóstwo książek, papierów, notatek. Staram się oczywiście, żeby nie było strasznego bałaganu. Nie jest to jednak mieszkanie, w którym, jak coś dziecku spadnie na kanapę, robi się tragedia. A znam takie domy. Moje mieszkanie jest pełne kwiatów i ludzi. Nigdy nie chciałam meblować mieszkania w od razu, pozwoliłam żeby stopniowo obrastało rzeczami. Każdy przedmiot z kimś lub czymś mi się kojarzy. Na ścianach wisi wiele grafik moich przyjaciół, czyli Stanisława i Anny Wejmanów.

Każda grafika, którą od nich dostaję jest z jakiejś okazji - z powodu ślubu, Bożego Narodzenia. Im silniejsza staje się nasza przyjaźń, tym bliższe są mi ich prace. Dotyczy to również wielu innych przedmiotów, mebli. Każda rzecz w moim domu ma swoją historię. Poza tym mam dom w górach.

On też dużo mógłby o mnie powiedzieć, ponieważ jest taki mój - prosty, jasny, ciepły. Mam kominek i prawdziwy wiejski piec, na którym można gotować na blasze, ogromny zadaszony taras, gdzie można przeczekiwać dni pełne słońca i deszczu. Widok na las i na góry. Spokój, harmonia.

**

Lubi Pani patrzeć przez okno?**

Z mojego mieszkania na strychu w Krakowie rozlega się najpiękniejszy widok świata! Z daleka widzę wieżę Ratuszową i Mariacką, całe krakowskie Błonia, a z drugiej strony Kopiec Kościuszki i Wzgórze Świętej Bronisławy. Ten widok za oknem powoduje, że tak kocham to mieszkanie, że trudno mi się z niego wyprowadzić, choć przydałoby się więcej miejsca. Dla mnie widoki za oknem są ważniejsze niż samo mieszkanie.

Do tego stopnia, że kiedy szukałam mieszkania, najpierw przebiegałam wszystkie pokoje i patrzyłam, jaki widok roztacza się za oknem. Zupełnie nie interesował mnie rozkład mieszkania, meble kuchenne i piecyki, które mi pokazywano. Nie wyobrażam sobie mieszkać w pięknym mieszkaniu, ale z widokiem na ścianę, albo na brzydką ulicę. Kiedy jadę na wakacje muszę mieć pokój z widokiem na morze...

**

Nawet jak są to góry?**

(Śmiech). W wakacje staram się jeździć nad morze, bo góry mam zawsze pod ręką.

**

Czuje się Pani rodowitą Krakuską?**

Tam się urodziłam i tam chcę mieszkać. Dobrze się czuję w Krakowie. Choć z pewnością, gdybym miała siedzieć w tym mieście cały czas, udusiłabym się. Ale na szczęście dużo pracuję w Warszawie, często wyjeżdżam też do domu w górach. Daje mi to oddech, ale jak wracam do Krakowa i przemierzam Rynek czuję się szczęśliwa, więc chyba jestem Krakuską.

**

W tej chwili jest Pani poważną - Panią Profesor, która egzaminuje i uczy studentów zawodu. Pamięta Pani swój egzamin do szkoły teatralnej?**

To tak traumatyczne doświadczenie, że każdy chyba je pamięta. W pamięci zachowała się biała plama, straszne niezadowolenie z siebie, wręcz rodzaj upokorzenia. Gdyby mi ktoś nie powiedział, że się dostałam, nie wiedziałbym o tym, bo nie zamierzałam nawet sprawdzać wyników. Zwłaszcza po pierwszym etapie byłam pewna, że nie przeszłam dalej. Potem się okazało, że egzamin poszedł mi świetnie. Pamiętam światła na siebie skierowane.

Dlatego teraz bardzo ciepło patrzę na wszystkich, którzy zdają egzamin do szkoły teatralnej, czasami bardzo pięknie. Jest wielu ludzi doskonale przygotowanych, dzięki prywatnym szkołom, które uczą jak taki egzamin zdać. Staramy się nie popełnić błędu, przyjmując osoby wyuczone pod kątem egzaminu, niekoniecznie najlepsze. Bardzo łatwo jest się pomylić. Ja byłam tak zielona, że musiałam zaufać własnej intuicji i udało się.

**

Pamięta Pani tekst, który wówczas przygotowała?**

Były to teksty Leszka Aleksandra Moczulskiego, Ewy Lipskiej, fragment "Pana Wołodyjowskiego" jak Azja porywa Baśkę i wiersz Różewicza. Bardzo dobrze pamiętam cały repertuar.

**

Ukochana rola w Starym Teatrze?**

Małgorzata w "Fauście" Goethego w reżyserii Jerzego Jarockiego. Takie role rzadko się zdarzają. Nie wiem, czy jeszcze taka mi się trafi. Ta rola jest jak cały świat, stacje kobiecości, bardzo doświadczanej przez los. Od niewinnej nastolatki, przez zakochaną dziewczynę, do dojrzałej kobiety.

Jej miłość okazuje się bardzo nieszczęśliwa - jest porzucona, rodzi dziecko, które zabija, a potem tak strasznie tego żałuje, że popada w szaleństwo, ale Bóg jej wybacza. To tak jakby zagrać wszystkie role życia w jednym spektaklu. Piękna rola, napisana piękną poezją, a takie zawsze mnie interesowały i niosły.

**

To nie jedyna Pani rola u Jarockiego?**

Była jeszcze Mańka w "Ślubie", Salomea w "Śnie srebrnym Salomei" i "Samobójca", mój dyplom w szkole teatralnej. No i rola , dzięki której w ogóle zostałam zauważona przez dyrektora Starego Teatru, kiedy byłam jeszcze studentką trzeciego roku - Bianka w "Białym małżeństwie" Tadeusza Różewicza. W skutkach owocna jak żadna potem, bo od niej wszystko się zaczęło.

**

W środowisku mówi się o Jarockim, że to Herod wśród reżyserów. Doświadczyła Pani tego na własnej skórze?**

Cóż, jest mistrzem i potrafi porządnie przeczołgać, ale daje solidną i bezcenną szkołę warsztatu i myślenia o słowie. Nie ma już takich reżyserów. On, a później niesamowita wyobraźnia Jerzego Grzegorzewskiego, tak bardzo ukształtowały mnie jako aktorkę, i tak bardzo ukształtowały moje myślenie o teatrze, że nie wiem, kim bym była, gdybym ich nie spotkała na swojej drodze.

**

W teatrze spotkała też Pani miłość swojego życia, męża Stanisława Radwana...**

Teatr nas połączył, chociaż bałabym się określenia, że wyzwolił naszą miłość. Po prostu tam się poznaliśmy, mamy podobne pasje i zbliżone spojrzenie na wiele spraw.

**

Jak przedstawiają się Pani plany zawodowe na przyszłość?**

Wkrótce w Starym Teatrze mam zacząć próby z Jerzym Trelą, do sztuki "Król umiera". Cieszę się z tego powodu, bo dawno razem nie graliśmy. Natomiast w Warszawie w Teatrze Narodowym będę debiutowała w tym roku jako reżyser. Napisałam scenariusz według poezji Zbigniewa Herberta, może się uda w grudniu dać premierę. Będzie się to nazywało "Epilog burzy", tak jak ostatni tomik Herberta. Poza tym weszłam w serial "Barwy szczęścia", gdzie gram osobę chorą na stwardnienie rozsiane.

**

A co z Pani bohaterką z "Na dobre i na złe"?**

To skończona sprawa, zapomniałam już, że grałam Agatę Kwiecińską. Kontynuacji nie będzie, bo nie chciałbym grać dziesiąty rok tej samej roli. Natomiast w jednym odcinku nowego serialu kryminalnego "Naznaczony" zagram kobietę szermierza. Budzi to mój uśmiech, ponieważ mój dziadek był jednym z najsłynniejszych polskich szermierzy.

Nigdy dziadka nie poznałam, bo w czasie wojny wyjechał do Anglii i tam umarł, ale cały mój dom do dzisiaj pełny jest jego trofeów. W końcu był na czterech olimpiadach. Nie lubiłam szermierki w szkole, czego żałuję, bo w filmie będę toczyła walki, więc ta umiejętność bardzo by mi się przydała. Mam nadzieję, że dziadek czuwa.

d1ybf99
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1ybf99