Dyrektor PISF kontra szef Rady Programowej. Kto odpowiada za bałagan w Gdyni?
Radosław Śmigulski, dyrektor PISF, winą za zamieszanie na festiwalu w Gdyni obarcza personalnie Wojciecha Marczewskiego, szefa Rady Programowej. – To może być osobista zadra, bo miesiąc temu nie przyznałem jego synowi dotacji – mówi Śmigulski.
20.09.2019 | aktual.: 21.09.2019 12:36
Sebastian Łupak, Wirtualna Polska: Wojciech Marczewski, przewodniczący Rady Programowej 44. FPFF, twierdzi, że zamieszanie wokół festiwalu i selekcji filmów to pańska wina jako szefa Komitetu Organizacyjnego…
Radosław Śmigulski: Wojciech Marczewski zarzuca mi arogancję. Po pierwsze: nieoddawanie hołdu na kolanach to jeszcze nie arogancja. Po drugie: pan Marczewski robi ze mnie kozła ofiarnego, a tak naprawdę cała sytuacja jest wynikiem jego gier i intryg.
W jakim sensie?
Pan Marczewski, jako przewodniczący Rady Programowej, wybiera ludzi do Zespołu Selekcyjnego i nikt mu się w to nie wtrąca. Pomijam już fakt, jakich ludzi on wybiera. Debiutanci z małym doświadczeniem mają decydować o losie filmu Agnieszki Holland?
W zeszłym roku, wybrany przez niego Zespół Selekcyjny umieścił poza konkursem m.in. będącą w konkursie krytyków w Cannes "Fugę". To działanie było powodowane cynicznym przekonaniem, że Komitet Organizacyjny umieści ten film w programie festiwalu gdyńskiego w ramach przysługującego mu prawa do uzupełnienia selekcji.
Co ma zeszły rok do kłopotów w tym roku?
Otóż po zajściach zeszłorocznych zmieniliśmy regulamin selekcji filmów. Również pan Marczewski głosował za tymi zmianami. 12 z 12 osób z Komitetu Organizacyjnego, w tym też on, głosowało za.
Na czym polegała ta zmiana w regulaminie?
Na tym, że ostatecznej selekcji dokonuje odtąd Komitet Organizacyjny a nie Zespół Selekcyjny wybrany przez pana Marczewskiego. Pan Marczewski poszedł jednak po tym głosowaniu do wybranego przez siebie, autorsko, Zespołu Selekcyjnego i wytłumaczył im, że oni dalej decydują o wyborze filmów. Wprowadził ich w błąd. I stąd pojawił się konflikt spowodowany jego działaniem, jego intrygą. Atak na mnie to ucieczka od odpowiedzialności i jego osobista zadra.
Osobista?
Miesiąc temu nie przyznałem jego synowi dotacji na film.
Wracając do tegorocznej selekcji. Komitet Organizacyjny, którego jest pan przewodniczącym, skreślił cztery z ośmiu filmów zaproponowanych przez Zespół Selekcyjny: "Mowa Ptaków", "Supernova", "Żużel" i "Interior"…
W Komitecie Organizacyjnym jest 12 osób. Po jednej stronie stołu siedzą ludzie, którym można przypisać związki obecną władzą, jak prezes TVP czy przedstawiciel Ministra Kultury. Po drugiej stronie są przedstawiciele twórców, jak pan Marczewski, Jacek Bromski czy Agnieszka Odorowicz. Czyli jest 6 do 6. Remis. Mój głos liczy się tak, jak inne.
Ostateczną listę filmów do konkursu głównego poparło 11 osób, a pan Marczewski się wstrzymał. Dodam, że przed tym głosowaniem pan Marczewski, z jego inicjatywy, spotkał się ze mną, aby przed ostatecznym głosowaniem ustalać filmy w konkursie. Myślę, że był rozczarowany, że te nieformalne ustalenia potraktowałem jedynie jako ciekawą rozmowę. Pan Marczewski przekombinował i gdzieś się w tych swoich grach pogubił. Chciał zachować pełną kontrolę nad selekcją udając, że tak nie jest. Dziś wyznaczył mnie na kozła ofiarnego.
Czy te cztery filmy odrzucono w czasie posiedzenia Komitetu Organizacyjnego z powodów politycznych? Nie spodobały się Jackowi Kurskiemu czy Piotrowi Glińskiemu?
Chodziło o poziom artystyczny. Były zarzuty co do ich warsztatu. Żadnych politycznych nacisków nie było. To bzdura! Przecież w zeszłym roku był dużo bardziej kontrowersyjny film w konkursie…
"Kler"?
Tak. Był wybrany i nikt na nas wtedy nie naciskał. W tym roku też nie.
Podobno były w tym roku problemy z selekcją filmu "Pan T."?
Dotarł do mnie list od pani pełnomocnik Matthew Tyrmanda, syna Leopolda Tyrmanda, z prośbą o wstrzymanie emisji tego filmu ze względu na naruszenie praw autorskich. Ja, jako urzędnik, zapytałem tylko organizatorów festiwalu, jaka jest ich decyzja w tej sprawie. Napisałem, że będą ponosić ewentualną odpowiedzialność finansową w przypadku, kiedy rodzina dowiedzie swoich racji. Dodałem, że to ich autonomiczna decyzja. To wszystko. Korespondencja jest do wglądu.
Jak odnosi się pan do sprawy "Solid Gold" Bromskiego?
Producent wiodący, Michał Kwieciński z Akson Studio, popełnił błąd formalny. W każdej z trzech umów na produkcję tego filmu podał inny czas trwania produkcji. To pewnie było łatwym pretekstem do chcącego wycofać film z konkursu prezesa Kurskiego. PISF nie miał z tą sytuacją nic wspólnego. My zaakceptowaliśmy wersję Bromskiego na naszej kolaudacji.
Gildia Reżyserów Polskich – w tym Agnieszka Holland i Paweł Pawlikowski – grożą, że wyprowadzą festiwal z Gdyni. Chcą powołania tu funkcji dyrektora artystycznego oraz przejrzystych reguł selekcji…
Pół roku temu zaproponowałem Marczewskiemu, żeby został dyrektorem artystycznym. Spotkało się to z jego ostrą odmową. Absolutnie się nie zgodził. Ja nie mam nic przeciwko powołaniu dyrektora artystycznego. Popieram taką propozycję.
Czy w przyszłym roku w Gdyni znów dojdzie do sporu o konkretne tytuły między Zespołem Selekcyjnym a Komitetem Organizacyjnym?
Na pewno nie! W sobotę rozmawiamy w szerokim gronie o regulaminie. Nikt nie wprowadzi już Zespołu Selekcyjnego w błąd co do jego kompetencji. Pan Marczewski oszukał Zespół Selekcyjny. Mając świadomość, że jest inny regulamin, poinformował Zespół Selekcyjny o kompetencjach, jakich ten zespół nie posiadał. Stąd konflikt. Ja się nie dziwię tym ludziom. Reżyserka Kinga Dębska zadzwoniła do mnie i mówi: ale przecież myśmy mieli takie prawo. Ja mówię: nie, Kinga, nie mieliście. Przeczytaj regulamin. Ona oddzwania po godzinie i mówi: rzeczywiście, ale Marczewski nam mówił co innego. Te wszystkie złe emocje to efekt zabaw Marczewskiego.
AKTUALIZACJA
Po wywiadzie, którego Radosław Śmigulski udzielił Wirtualnej Polsce, Gildia Reżyserów Polskich stanęła w obronie Wojciecha Marczewskiego. Pod oficjalnym oświadczeniem podpisali się między innymi Agnieszka Holland i Andrzej Saramonowicz.