To wydawało się niemożliwe, ale jednak się udało! Harry i Lloyd powracają po 20 latach. I choć nie jest to powrót w wielkim stylu, to z pewnością rozbawi tych, którzy uwielbiali część pierwszą.
Akcja rozpoczyna się w zakładzie dla psychicznie chorych. Od 20 lat przebywa w nim Lloyd (Jim Carrey), który udaje wariata tylko po to by wkręcić swojego najlepszego kumpla. Harry (Jeff Daniels) ma jednak poważniejszy problem, a jest nim niesprawna nerka, którą musi wymienić. W tym celu potrzebny jest ktoś z rodziny. Los chciał, że niemalże w tym samym momencie Harry dowiaduje się, że ma dorosłą córkę, o której istnieniu dotąd nie wiedział. Razem z Lloydem postanawiają więc wyruszyć w podróż by ją odnaleźć.
Na tym najbardziej podstawowym poziomie, „Głupi i głupszy bardziej” oparty jest na tych samych sprawdzonych schematach, a właściwie skeczach, co część pierwsza. Ponownie dwójka głównych bohaterów przemierza Stany z „misją” do wykonania; ponownie też trafiają na swojej drodze na podejrzanych typków spod ciemnej gwiazdy. No i oczywiście, niezmiennie robią z siebie idiotów. Ekhm... przepraszam, po prostu są idiotami. Takie jest sedno filmu braci Farrelly. Pierwsza część „Głupiego i głupszego”, odnosząc się do tradycji komedii slapstickowych, opowiadała o głupocie i głupich ludziach. Mając to w świadomości, trudno wysuwać przeciwko filmowi zarzuty o brak dobrego smaku i idiotyzm, w sytuacji gdy on właśnie o tym opowiada. Siłą napędową był oczywiście duet Jeff Daniels- Jim Carrey. I to zostało do dziś. Jeśli sequel przygód Harry’ego i Lloyd miał się udać to tylko dzięki nim. I choć trzeba przyznać, że upływ czasu widoczny jest na twarzach obu aktorów (aczkolwiek nie widać po nich by minęło aż 20 lat), tak nie
stracili oni nic ze swojej charyzmy, energii oraz chemii, która ciągle jest między nimi. Są tak samo zwariowani, obleśni, prostaccy i... głupi, jak byli dwie dekady temu. Jak zapewniają producenci i dystryutorzy: „przez ostatnie 20 lat ich umysłów nie skaziła żadna myśl!”. Obaj znakomicie się uzupełniają.
Po tak długiej przerwie można było mieć obawy przed tym, że kontynuacja filmu z 1994 roku może nie wypalić, stracić ducha oryginału i nie trafić w gusta, ani dzisiejszej publiczności, ani fanów części pierwszej. Twórcom udało się jednak wyjść z tego obronną ręką. Z jednej strony „Głupi i głupszy bardziej” robi ukłon w stronę młodszego widza wychowanego na współczesnych komediach, ale z drugiej udanie wpisuje się w motyw kontynuacji, zręcznie nawiązując do starych schematów. Oczywiście, jedne są udane bardziej, drugie mniej. Podobnie jak humor. Wiadomo, że nie jest wysokich lotów, bo nie miał taki być, natomiast bywa nierówny. Chwilami jest tak bezdennie głupio, że aż trudno powstrzymać się od śmiechu; ale są też sceny, w których dowcip bywa przyciężki, dość „twardy”, a sami bohaterowie zwyczajnie nieprzyjemni. „Głupi i głupszy” to była w dużej mierze opowieść o przyjaźni, która miała w sobie spore pokłady ciepła, a widz z łatwością mógł sympatyzować z bohaterami, nawet gdy robili z siebie totalnych debili. W
najnowszej odsłonie często jawią się oni jako seksistowscy aroganci, pod tym względem nie są już tylko niewinnymi idiotami tak jak kiedyś. W skutek tego, film ten nie stracił swego ducha (jest zabawnie i w stylu zbliżonym do oryginału), ale na pewno stracił trochę swojego uroku.
Mimo wszystko, nie jest to powrór nieudany, a wręcz znośny, co jest o tyle zaskakujące, że po tylu latach coś takiego mogło wydawać się wyłącznie bezcelowym skokiem na kasę. Jim Carrey niemal od początku swojej kariery trzyma się zasady nie brania udziału w sequelach filmów, w których wcześniej grał (poprzednio zrobił wyjątek tylko w przypadku „Ace Ventura: Zew natury”), tak wic to, że tym razem się zgodził na powrót do postaci Lloyda, z pewnością jest sygnałem, że było warto.
Nie wiem czy świat potrzebował drugiej części „Głupiego i głupszego”. Z pewnością jednak jego obecność na filmowym firmamencie nie przyniesie żadnych większych szkód na szarych komórkach widowni.
Ocena: 6/10