Grażyna Barszczewska: musiała podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu
Piękna i delikatna, czarująca i niezwykle kobieca. Aż trudno uwierzyć, że Grażyna Barszczewska długo nie zdawała sobie sprawy ze swojej urody.
- Świadomość bycia ładną dotarła do mnie dość późno. Byłam nią... zaskoczona. Może dlatego, że w moim domu nie zwracano na to uwagi* – wspominała. *- Jako młoda dziewczyna dziwiłam się, że ktoś mi się przygląda. Myślałam sobie: czemu się mnie czepia?
Faktem jest, że mężczyźni tracili dla niej głowy. Zarówno kawalerowie jak i ci żonaci.
Aleksandra Śląska była tak zazdrosna o Barszczewską, że zmusiła ją do odejścia z teatru. Później aktorka wdała się w gorący romans z Romanem Wilhelmim, w którym w młodości się podkochiwała. Wiedziała jednak, że ten związek nie ma przyszłości, i musiała podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu.
Młodzieńcza miłość
W Romanie Wilhelmim podkochiwała się jako nastolatka i biegała na spektakle z jego udziałem. Nie wiedziała, że kilkanaście lat później nie tylko zagra z nim na jednej scenie, ale i połączy ich płomienny romans.
Poznali się w Teatrze Ateneum w 1972 roku i piękna Barszczewska ponoć od razu wpadła Wilhelmiemu – cieszącemu się opinią niepoprawnego kobieciarza – w oko.
- Niezła d... z twarzy – miał oznajmić na jej widok. Wówczas jeszcze jednak ich znajomość pozostała na stopie czysto koleżeńskiej.
Miłość na planie
Barszczewska i Wilhelmi zbliżyli się do siebie nieco później, na planie serialu „Kariera Nikodema Dyzmy”. Grali tam parę kochanków i uczucie szybko przeniosło się również poza kamery. Dziennikarze śmiali się później, że ich sceny miłosne wypadły na ekranie niezwykle przekonująco.
Ale ten związek nie należał do najłatwiejszych.
- Roman był wielkim romansowiczem i całe życie miał z kobietami rozmaite kłopoty – wspominał Kazimierz Kutz.
Barszczewska przyznawała, że długo starała się zaakceptować nałogi i słabości ukochanego.
– Roman wobec mnie był czasem brutalny, ale do bólu szczery i to było wspaniałe *– mówiła. - Był czarusiem, potrafił być fantastycznym kompanem. Znał też swoje ograniczenia, niedoskonałości, żartowaliśmy sobie z tego, bo na szczęście miał poczucie humoru, także na własny temat.*
Trudna decyzja
Wreszcie jednak Barszczewska stanęła przed trudnym wyborem. Doskonale wiedziała, że ten związek nie ma żadnej przyszłości. Dlatego postanowiła, że najlepiej będzie dla niej, jeśli odejście.
Była jednak w Romanie szaleńczo zakochana, więc decyzję odwlekała w nieskończoność. Aż wreszcie któregoś dnia zdobyła się na odwagę i zerwała.
Nie był to zresztą jej pierwszy miłosny zawód. Gdy zaczynała karierę, poznała aktora Jerzego Szmidta. Zakochali się w sobie, zostali parą i wkrótce na świat przyszedł ich syn Jarosław.
Mężowska zazdrość
Jednak rodzinna sielanka nie trwała długo. Barszczewska dzielnie łączyła karierę zawodową z obowiązkami matki:
– Grałam bardzo dużo, ale starałam się spędzać z synem każdą wolną chwilę, zabierałam go do teatru, w którym czuł się jak w domu. Jarek zawsze wiedział, że jest na pierwszym miejscu – zapewniała.
A tymczasem zazdrosny Szmidt wpadał w coraz większe kompleksy. Podobno odszedł od Barszczewskiej, wściekły i sfrustrowany, że jego partnerka spełnia się zawodowo, a on musi się prosić o role.
Wojna ze Śląską
Po tym rozstaniu Barszczewska wdała się w romans z reżyserem Januszem Warmińskim, a zarazem dyrektorem Teatru Ateneum.
Ale Warmiński był wówczas związany z wybitną polską aktorką Aleksandrą Śląską. Gdy do jej uszu dotarły plotki o romansie męża, postanowiła natychmiast zareagować.
– Nie znosiła młodszej konkurentki, która sięgała nie tylko po role, ale jeszcze po jej męża – mówił jeden z pracowników na łamach "Rewii".
Śląska wpłynęła na Warmińskiego, który był jej ponoć całkowicie podporządkowany, i zmusiła młodszą rywalkę do odejścia z teatru.
Najważniejsza jest rodzina
Szczęście Barszczewska znalazła dopiero u boku niezwiązanego z branżą filmową Alfreda Andrysa, inżyniera, z którym wreszcie stworzyła udany i trwały związek.
Andrys okazał się mężczyzną jej marzeń i stał się idealnym opiekunem dla Jarka – biologiczny ojciec chłopca, Jerzy Szmidt, zginął w 1987 roku w wypadku.
Dziś Barszczewska praktycznie nie pojawia się już na ekranie. Zresztą od kamer zawsze bardziej wolała teatr. Teraz skupia się przede wszystkim na rodzinie, a największą przyjemność sprawia jej spędzanie czasu z bliskimi.
Ostatni raz na ekranie mogliśmy oglądać ją w "Dniu kobiet" (2012) Marii Sadowskiej.