Grażyna Szapołowska: Obiekt westchnień polskich widzów
Szaleli za nią jednak nie tylko mężczyźni. Jak podaje gazeta, aktorka doczekała się nawet fan clubu lesbijskiego, a krytycy rozpływali się nad jej talentem, umiejętnościami i odważnym doborem kontrowersyjnych ról.
**59-letnia Grażyna Szapołowska wciąż powoduje u męskiej części publiczności szybsze bicie serca. Mało kto pamięta, że w młodości aktorka, która uchodzi dziś za prawdziwą damę, rozpalała wyobraźnię widzów, chętnie eksponując na ekranie swoje wdzięki.
- Ja byłam niezła dupa! Tak mówiono – śmiała się na łamach Super Expressu.
Szaleli za nią jednak nie tylko mężczyźni. Jak podaje gazeta, aktorka doczekała się nawet fan clubu lesbijskiego, a krytycy rozpływali się nad jej talentem, umiejętnościami i odważnym doborem kontrowersyjnych ról.
href="http://film.wp.pl/grazyna-szapolowska-obiekt-westchnien-polskich-widzow-6025256144979073g">CZYTAJ DALEJ >>>
Początek przygody z aktorstwem
Swoją karierę aktorską rozpoczęła w teatrze, ale już wkrótce ze scenicznych desek trafiła przed obiektywy kamer.
Dość szybko udowodniła, że nie boi się wyzwań – nie miała żadnych oporów, by wystąpić w opowiadającym o lesbijskiej miłości filmie „Inne spojrzenie” (1982).* Jej odwaga została doceniona zarówno przez krytykę, jak i publiczność.*
Ponieważ sceny rozbierane na ekranie jej nie krępowały, z miejsca stała się obiektem westchnień części widowni – nic dziwnego, skoro w parze z ogromnym talentem szła też nieprzeciętna uroda.
Prekursorka w kinie europejskim
Prawdziwą sensację wzbudziła w 1984 roku w filmie „Bez końca” – pojawiła się tam scena, w której aktorka się onanizuje. Podobno towarzyszący Szapołowskiej na pokazie Erik Stępniewski zachował zimną krew, choć zżerała go zazdrość o jej filmowego partnera. Ona sama, jak podaje Super Express, skwitowała to słowami:
- O onanizmie nic nie powiedział, tylko w hotelu poszliśmy od razu do łóżka. Dla mnie ważne było, że niemiecki krytyk zapytał: „Czy pani sobie zdaje z tego sprawę, że jest pani prekursorką w kinie europejskim? To pani pierwsza pokazała kobietę, która się onanizuje”.
Sukces dzięki talentowi
Swoją popularność tłumaczyła tak:
- Film jest jak gdyby przyzwoleniem na rzeczy niedozwolone. Dla widzów ja byłam takim przyzwoleniem.
Jednocześnie aktorka ma do siebie duży dystans i uważa, że swój sukces zawdzięcza przede wszystkim determinacji, a nie urodzie.
- Wcale nie uważam, że miałam duże walory fizyczne. Na początku drogi aktorskiej wiedziałam, że muszę się przebić, nie ze względu na urodę, ale dlatego, że bardzo tego chciałam. Miałam nosa do scenariuszy, szczęście do pewnych reżyserów. I jakoś poszło – mówiła w Gwiazdach w zbliżeniu.
Dyscyplinarnie straciła pracę
W 2012 roku światem artystycznym wstrząsnął konflikt aktorki z Janem Englertem, dyrektorem Teatru Narodowego. Szapołowska, którą zaproszono do programu rozrywkowego „Bitwa na głosy”, przyjęła propozycję, choć kolidowało to z terminem jej przedstawienia „Tango”.
Englert zgody na jej nieobecność nie wyraził i gdy aktorka nie zjawiła się na przedstawieniu, zwolnił ją dyscyplinarnie. Jego decyzja zbulwersowała Szapołowską, która* uznała ją za niesprawiedliwą i postanowiła dochodzić swoich praw w sądzie.*
Skarcona przez Szczepkowską
Zapytany przez Gazetę Wyborczą Englert nie krył swego oburzenia:
- Zdarzało się, że aktor nie przyszedł, bo zapomniał, zaspał albo zapił. Nie pamiętam jednak, aby ktoś świadomie zlekceważył wpisany do repertuaru spektakl i zamiast do teatru poszedł do telewizji – mówił, tłumacząc swoją decyzję.
Po jego stronie opowiedziało się wiele innych związanych z teatrem osób. Głos w tej sprawie zabrała również Joanna Szczepkowska, którą zachowanie Szapołowskiej wyraźnie zbulwersowało.
- Ona nie jest rasową aktorką teatralną. Rasowy aktor teatralny nie wytrzyma sytuacji, w której czeka na niego publiczność. Pracownik nie przyszedł na swoją zmianę, tylko rozwinął dywanik ze swoimi świecidełkami – mówiła w programie „Tomasz Lis na żywo”.
''Publiczny wyrok na oczach widzów''
Sama aktorka widziała tę sprawę nieco inaczej.
- Dyrektor Englert doskonale znał sytuację, ale do ostatniego momentu zwlekał i sprzedawał bilety oraz wejściówki na spektakl, o którym od dwóch miesięcy wiedział, że nie może się odbyć z powodu mojego udziału w „Bitwie na głosy” – mówiła Szapołowska gazecie Fakt.
– Nigdy bym nie podjęła decyzji o udziale w programie telewizyjnym, gdybym wiedziała, że koliduje to z moimi obowiązkami na etacie (…). Teatr Narodowy ma zasadę, że pełna gotowość zespołu jest wyznaczona na 30 minut przed rozpoczęciem przedstawienia. Tej gotowości nie było, bo poprzedniego dnia, z braku wyboru, wystąpiłam o urlop na żądanie.
- Inni koledzy nie przebrali się w kostiumy, ale dyrektor Englert przygotował się tak, jakby za chwilę miał występować i w teatralnym stroju odegrał scenę odwoływania spektaklu przed publicznością. Jak to nazwać? Wykonano na mnie publiczny wyrok na oczach widzów. On chciał linczu, co potwierdził, zwalniając mnie dyscyplinarnie cztery dni później.
Czy o Szapołowskiej będzie jeszcze głośno?
Sprawa zakończyła się w sądzie. Wyrok zapadł na korzyść Englerta – zwolnienie Szapołowskiej uznano za usprawiedliwione i nie przyznano jej odszkodowania. Jak podaje jednak „Super Express”, aktorka i dyrektor zachowali wielką klasę. Po ogłoszeniu wyroku Englert uścisnął dłoń swojej byłej pracownicy.
- Okazuje się, że dyrektor teatru zawsze ma rację i niech tak pozostanie. Przegrana bitwa, ale nie wojna – powiedziała Szapołowska.