Halloween: TOP 10 najlepszych horrorów, o których pewnie nie słyszeliście
Dzisiaj napotkacie bez liku halloweenowych propozycji na nocne seanse. Lecz, choć byliśmy ostatnimi czasy rozpieszczani, czasem opłaca się wyściubić nos poza lokalny multipleks.
Nie tylko te produkcje, które są szeroko reklamowane, są warte uwagi. Mniejsze przybytki oraz serwisy streamingowe mają do zaoferowania często repertuar lepszy, bardziej ambitny i bezlitośnie szalony.
Oto nasze zestawienie krwawej dziesiątki, o której prawdopodobnie nigdy nie słyszałeś. Pora nadrobić zaległości.
"Possum"
Todd Philips i Jordan Peele udowodnili dobitnie, że komicy czują horror jak mało kto. Tymczasem mniej znany reżyserski debiut brytyjskiego satyryka Matthew Holnessa to też kawał niekoniecznie przyjemnego kina.
"Possum" to bowiem spektakl niepokojący, mroczny, duszny i ponury, a jego dodatkowym atutem jest paranoiczna groteskowość, która jednak nie burzy posępnego klimatu.
Sean Harris, charakterystyczny aktor, który nadal czeka na swój moment, gra mężczyznę powracającego do rodzinnego miasteczka, skąd wyniósł jedynie pamięć o przemocy domowej. O czym nie daje mu zapomnieć... przypominająca pająka marionetka. Lepkie i gęste.
"Mandy"
Panos Cosmatos, twórca popularnego na festiwalach "Za czarną tęczą", zachowując pełną autorską autonomię, proponuje wysoce wystylizowany trip będący, prawdę powiedziawszy, gatunkowym epigoństwem (naśladowaniem wybitnych poprzedników - przyp. red.).
Lecz jest to epigoństwo świadome, co owocuje bodaj najciekawiej wystylizowanym (przestylizowanym?) od lat hołdem dla kina zemsty, zderzeniem egotycznej ekspresji artystycznej ze skostniałym schematem fabularnym. Ale przede wszystkim "Mandy" jest filmem fantastycznie zbilansowanym i demonicznie transowym, tu faktycznie czuć diabła, siarkę i smród palonego mięsa.
Czysty obłęd, a pośród wszystkich tych dziwactw pląsa uzbrojony w piłę Nicolas Cage.
Rytuał
Na pierwszy rzut oka ten niepozorny brytyjski horror zdaje się człapać wydeptanymi już dość mocno ścieżkami.
Oto mamy przyjaciół, którzy, chcąc uczcić pamięć zmarłego kolegi, ruszają na przechadzkę po szwedzkich górach. A tam czai się na nich zamaskowany morderca... Tyle, że nic z tych rzeczy.
"Rytuał" igra sobie z oczekiwaniami publiki i nie podsuwa przewidywalnych rozwiązań, sporo miejsca poświęcając psychologicznemu portretowi głównego bohatera. I bardzo dobrze, bo kiedy dotrzecie do brawurowego finału, będziecie mocno trzymać za niego kciuki.
Veronica
Bodaj jedyny na liście horror oparty na prawdziwych wydarzeniach.
Oczywiście tragicznych, bo przed bez mała 30 laty hiszpańska nastolatka miała umrzeć w niewyjaśnionych okolicznościach po sesji z planszą Ouija.
Film Paco Plazy, współtwórcy „[REC]”, oferuje odpowiednio podrasowane rozwiązanie tamtej sprawy i opowiada o nierównych zmaganiach z nierozważnie przyzwanym demonem.
Dobrze obsadzone, stylowe i klimatyczne kino grozy nie próbuje wyważać otwartych drzwi i sprawnie operuje sprawdzonymi środkami. Może wystraszyć.
"Słudzy diabła"
Nakręcić remake swojego ulubionego filmu z dzieciństwa to istne spełnienie reżyserskiego marzenia.
Indonezyjczyk Joko Anwar nie dysponował hollywoodzkim budżetem, ale nadrabia determinacją. I talentem. Bo „Słudzy diabła”, choć zdarza im się iść na fabularne skróty, to oferujący coraz to nowe atrakcje horror, który nieustannie piętrzy strachy i okropieństwa, dając człowiekowi odetchnąć dopiero na końcowych napisach.
Film Anwara jest interesujący dla odbiorcy zachodniego również z powodu jego kulturowej odrębności, bo rzecz dzieje się na drugim końcu świata, a diabelskie siły nękające spokojną rodzinę wylazły nie z Biblii, ale islamskich pism.
Mroczna pieśń
Niezależny irlandzki horror Liama Gavina jest tyleż straszny, co przejmujący, a u jego podstawy leży pragnienie pojednania ze zmarłym dzieckiem.
Taki cel przyświeca Sophii, która, aby przywołać anioła zdolnego spełnić jej życzenie, szykując się do rytuału musi przejść istne katusze, fizyczne i psychiczne, pod okiem nie do końca godnego zaufania okultysty.
Niekoniecznie łatwa do wysłuchania "Mroczna pieśń" prędko wybija się z punktu wyjścia, który może kojarzyć się ze spektaklem pornograficznej przemocy, i pędzi ku niełatwym pytaniom dotykającym kwestii wiary, żałoby i miłości.
Od świetnej pracy operatorskiej do wywołującej dreszcze muzyki, debiut Liama Gavina jest należycie odpicowany, a słodko-gorzka kreacja Steve'a Orama niemalże mistrzowska.
"Mięso"
Sprawnie operujący metaforą i inteligentnie jadący na schemacie kina "wilkołackiego" film o dojrzewającej seksualności.
Entuzjastycznie przyjęty przez krytykę i krytykowany (sic!) za sugestywne sceny przemocy, pełnometrażowy debiut utalentowanej francuskiej reżyserki Julii Ducournau opowiada o młodej studentce weterynarii, która podczas inicjacyjnej imprezy po raz pierwszy próbuje mięsa.
Wywołuje to u niej objawy chorobowe oraz niezaspokojony apetyt na świeżą ludzinę. Imponujące, śmiałe, drapieżne i brawurowe "Mięso" zachwyca nie tylko odważnym podejściem do tematu kanibalistycznego, ale także świetnymi rolami żeńskimi.
Opiniotwórczy brytyjski krytyk Mark Kermode uznał film Ducournau za najlepsze dzieło 2017 roku. Słusznie.
Pustka
Ten tani kanadyjski horror nie przepada za półśrodkami. A jest tu niemal wszystko, od nawiązań do twórczości Lucio Fulciego i Howarda Philipsa Lovecrafta do wyrażonej bez ogródek miłości do kina grozy lat 80.
Miejscami "Pustka" to ewidentne zmagania pomiędzy budżetowymi ograniczeniami i bezkresem wyobraźni, z których ostatecznie to reżyserski duet Steven Kostanski i Jeremy Gillespie wychodzi zwycięsko.
Nieprzewidywalna, szalona i nie zawsze logiczna fabuła, atmosfera nasączona nostalgią i praktycznie efekty specjalne to istna uczta chyba dla każdego, kto pokochał horrory pacholęciem będąc. Ale i otwarta na zupełnych nowicjuszy.
"Lament"
Koreański pupilek krytyki i publiczności to trwające prawie trzy godziny (!) połączenie gęstego kryminału z horrorem, które wywołało zachwyt zarówno koneserów gatunku, jak i miłośników kina art-house'owego.
Rzecz dzieje się na górzystych peryferiach, gdzie mieszkańcy osady zapadają na dziwaczną chorobę, wywołującą agresję i powodującą śmierć. Sprawę rozwiązać ma przysłany na miejsce policjant, któremu pomaga lokalny szaman, przekonany, że zło jest dziełem nieprzyjaznych człowiekowi mocy.
Niekiedy "Lament" może wydać się przeciągnięty, chwilami nawet i nużący, ale jednak ma satysfakcjonujący finał, który wynagradza ewentualne niedogodności długiego seansu.
"Zombie Express"
Ten dynamiczny i świetnie zrealizowany koreański zombie-horror może nie jest gatunkową rewolucją, ale, jak to mówią, ogląda się sam.
Fakt, że "Zombie Express" mógłby pokusić się o bardziej rozbudowany komentarz społeczny, bo trafnie portretuje systemowe zaniechania, które przyczyniają się do rozprzestrzenienia tragedii, ale to i tak świetne kino.
Fabuła koncentruje się na ignorującym córkę pracoholiku, który, zderzony z katastrofą, będzie musiał przewartościować swe życie. A komu mało zombie, niech sięgnie po – równie dobry! – animowany prequel, "Stację Seul".