"Historyczny dzień dla polskiej muzyki". Dawid Podsiadło kolejny raz dokonał niemożliwego [RELACJA]
22 i 23 czerwca serce polskiej muzyki biło w Chorzowie. W te dni Dawid Podsiadło grał finał swojej stadionowej trasy koncertowej. To, co wydarzyło się na pierwszym z koncertów, przejdzie do historii.
23.06.2024 | aktual.: 23.06.2024 22:19
22 czerwca. Chorzów. Stadion Śląski. Od godziny 18 tłum napiera już z każdej strony. 2 kilometry od stadionu nie ma miejsc parkingowych, każda mała uliczka jest zastawiona przez auta. Blisko 100 tysięcy ludzi idzie w jedno miejsce, by posłuchać jednego człowieka - Dawida Podsiadło.
22 i 23 czerwca to finał trasy koncertowej muzyka. Od początku miesiąca Podsiadło odwiedził 4 miasta i zagrał w sumie 7 koncertów na największych stadionach w Polsce: Gdańsk, Wrocław, Poznań i na końcu Chorzów.
"Historyczny dzień"
Podsiadło zaczął koncert od słów, że przed nami historyczny dzień dla polskiej muzyki. Nie chodziło mu jedynie o to, że sam zgromadził blisko 100 tysięcy ludzi na obiekcie w Chorzowie.
Tego samego dnia na Stadionie Narodowym w Warszawie odbywał się koncert Taco Hemingwaya. Tym samym jednego wieczoru dwóch polskich artystów zapełniło dwa ogromne stadiony.
Nikt jednak nie spodziewał się, że za słowami Dawida pójdzie znacznie więcej. W połowie koncertu Podsiadło połączył się na telebimie z Taco. Ludzie w Warszawie widzieli Dawida i tłum fanów w Chorzowie. A ci, którzy tego dnia podziwiali Podsiadło, mogli na chwilę poczuć atmosferę koncertu w stolicy.
Nigdy wcześniej nie doszło do podobnej sytuacji. A nie był to koniec niespodzianek.
Wieczór pełen wrażeń
Dawid w Chorzowie zaśpiewał swoje największe hity. Już na trzecim utworze dołączył do niego Ralph Kamiński, a na stadionie rozbrzmiały dźwięki utworu "Kosmiczne Energie".
Kolejnym gościem była Kaśka Sochacka. Zaśpiewali wspólnie jej piosenkę "Niebo było różowe".
Tłum w Chorzowie szalał. Tańczył, śpiewał, klaskał i krzyczał. Prawdziwe apogeum nastąpiło podczas łączenia z Taco, ale również, gdy na scenie pojawili się kolejno Kortez oraz Artur Rojek. Ten ostatni po raz kolejny zaśpiewał z Dawidem "Długość dźwięku samotności". Prawie 100 tysięcy ludzi towarzyszyło duetowi od pierwszego do ostatniego słowa hitu.
Nie chciał kończyć
Podsiadło śpiewał blisko 3 godziny. Wielokrotnie podczas występu powtarzał, że nigdy nie zapomni tego wieczoru. Widać było, że przeżywa nie tylko fakt, że to ostatnie 2 koncerty na trasie. Wrażenie robiła na nim ilość ludzi oraz to, jak reagowali na niego i jego piosenki.
Na bis zaśpiewał 4 utwory, a potem długo żegnał się z publicznością. Tak jakby nie chciał kończyć tego wyjątkowego koncertu.
Można by się długo rozpisywać o gościach, efektach specjalnych i niespodziankach na koncercie Dawida. A i tak największą siłą Podsiadły jest on sam. Jego talent, naturalność i wrażliwość, która poruszyła w czerwcu pół miliona ludzi w całej Polsce.