Hiszpańskie déja vu [DVD]
Gdybym pukał się w czoło za każdym razem, kiedy usłyszę, że Hiszpanie są mistrzami horroru, najprawdopodobniej miałbym kilkucentymetrową, paskudnie paprzącą się ranę. Owszem, w latach 70. Narciso Ibáñez Serrador czy Amando De Ossorio udowodnili, że europejskie kino grozy nie ma sobie równych, jednak współcześni twórcy z każdym kolejnym filmem tylko potwierdzają, że o powrocie iberyjskiego horroru do formy można pomarzyć. Wyjątkiem nie jest tu również najnowszy obraz Juana Carlosa Fresnadillo, wydanym w Polsce nakładem TIM-u.
W oddalonych od siebie o setki kilometrów miastach dwójka dzieci – Juan i Mia - przeżywa ten sam koszmar. Każdej nocy z ciemnego zakamarka ich pokojów wyłania się Hollowface – zakapturzona tajemnicza postać, która nie spocznie zanim nie przywłaszczy sobie ich… twarzy. Matka Juana zwraca się o pomoc do młodego księdza, natomiast rodzice Mii szukają wsparcia u policji i lekarzy, którzy sugerują, że nocny gość jest jedynie wytworem jej wyobraźni. Kto ma rację?
„Intruders” nie jest debiutem Fresnadillo. Hiszpan dał się poznać kilka lat temu, stając za kamerą „28 tygodni później”. Sequel filmu Danny’ego Boyle’a zebrał pochlebne recenzje i odniósł nawet spory kasowy sukces, co w przypadku horroru naprawdę jest rzadkością. Nic dziwnego – historia zaproponowana przez Fresnadillo była nieźle opowiedziana i w miarę trzymała w napięciu. Ot, kolejny poprawny współczesny film o zombie. No właśnie, poprawny. Ten sam problem ma również „Intruders”.
Fresnadillo zna się na rzeczy. Powoli buduje atmosferę grozy, snując tajemniczą i z początku nawet intrygującą historię. Po drodze sprawnie wykorzystuje dobrodziejstwa gatunku, pokazując, że dobrze czuje się w klasycznym straszeniu i umie wydobyć z młodych aktorów prawdziwe emocje. I to właściwie tyle. Kłopot z filmem Fresnadillo polega na jego zupełnej wtórności. Ba, oglądając „Intruders” można odnieść wrażenie, że twórcy w cyniczny sposób starają się małym kosztem sprzedać nam coś, co w wykonaniu Hiszpanów widzieliśmy już niezliczoną ilość razy – ubraną w szaty horroru historię o dziecięcej wrażliwości, stawianiu czoła duchom przeszłości i relacjach z dorosłymi, którzy od dawna wierzą tylko „szkiełku i oku”. Serio, ile można?
Wydanie DVD:
DVD „Intruders” ukazało się nakładem TiM Film Studio, które najwyraźniej od jakiegoś czasu postawiło sobie za cel rozpieszczanie swoich klientów. W dodatkach znajdziemy bowiem aż sześć scen niewykorzystanych, porządny, prawie 20 minutowy „making of” oraz trzy kilkuminutowe materiały wideo prezentujące m.in. sylwetkę reżysera oraz etapy pracy nad scenariuszem. Miejmy nadzieję, że takie podejście do odbiorców z czasem stanie się standardem.