Jacek Braciak: ''Czekam na coś, co ma się wydarzyć'' [WYWIAD]

Jacek Braciak należy dziś do grona najpopularniejszych i najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów. Kilka miesięcy temu mogliśmy go oglądać w „Sprawiedliwym” Michała Szczerbica, a już wkrótce do kin wejdzie „Kamper” z jego udziałem oraz głośny „Wołyń”. Jednocześnie Braciak nie stroni od filmów krótkometrażowych i niezależnych projektów, czego przykładem jest występ w obrazie „Drzewo i ja”. W rozmowie z Piotrem Szczygielskim aktor opowiedział o swojej roli w tym filmie, o łatce aktora grającego alkoholików i filmach z jego udziałem, które czekają na swoją premierę.

Jacek Braciak: ''Czekam na coś, co ma się wydarzyć'' [WYWIAD]
Źródło zdjęć: © mat. dystrybutora

24.05.2016 12:40

Piotr Szygalski: Chciałem cię zapytać o film „Drzewo i ja”. Warto zapamiętać ten tytuł i poświęcić mu czas.

Jacek Braciak: Zdaje się, że reżyser filmu „Drzewo i ja” ma taki śmiały plan, aby zgłaszać go na różnego rodzaju imprezy nie tylko w Polsce.

To krótki film, ale wykonany bardzo precyzyjnie. Jak w ogóle trafiłeś do tej produkcji i czy od razu reżyser pomyślał o tobie?

3 lata temu zadzwonił do mnie reżyser Łukasz Nowak i powiedział, że chce zrobić film. Przesłał mi scenariusz, ja go przeczytałem i stwierdziłem, że tekst i ta rola są interesujące, nawet bardzo. Spotkałem się z nim, porozmawialiśmy, następnie doszło do zdjęć i tak dalej.

Za sprawą filmów Wojtka Smarzowskiego zostałeś wzięty w taką szufladkę aktora, który fantastycznie wypada na ekranie jako osoba nadużywająca substancji procentowych.

Tak, tak. „Drogówka” i „Pod Mocnym Aniołem”.

Czy gdy dowiedziałeś się, że w filmie „Drzewo i ja” zagrasz osobą z problemami alkoholowymi, to poczułeś jakiś opór?

Minęło sporo czasu od kiedy odgrywałem postać o podobnych przypadłościach. Ważniejsze wydawało mi się w tej historii spojrzenie na bohatera, przede wszystkim na to, jakie ma kontakty z synem. Nie skupialiśmy się z reżyserem, by pokazać anatomię przypadłości alkoholowej. Oczywiście ten wątek był od początku zaznaczony w scenariuszu, jednak dla mnie to nie była główna atrakcja tej roli.

Przede wszystkim, jesteś tam bardzo kochającym ojcem i chyba kochającym mężem. Chociaż nie zawsze to, co robisz podoba się małżonce. Wszystko jest bardzo malarskie, bo film dzieje się w górach i to jest też mocno zaznaczone przez autora zdjęć i reżysera. Co cię przekonało do tej historii?

Przemówiła do mnie swego rodzaju atmosfera magii i czarów. Na tle innych polskich krótkich metraży jest to film wyjątkowy, bo zwykle takie produkcje dotyczą tematów społecznych. Natomiast ten filmy wydał mi się lekki i baśniowy. W tej produkcji jest sporo takich elementów np. szczególny związek chłopca z drzewem. Film ma wyjątkowy styl, podkreślony poprzez zdjęcia, scenografię, kostiumy czy rekwizyty.

Przed nami jeszcze kilka innych filmów fabularnych z twoim udziałem. Zacznijmy od „Music, War and Love”. Produkcja częściowo kręcona w Polsce, pojawia się tam kilka gwiazd: Stellan Skarsgård, Stephen Dorff, a z polskich aktorów m.in. Weronika Rosati. Ty grasz postać Josefa Kramera.

Na początku nie potraktowałem tej propozycji zbyt poważnie. Poszedłem na spotkanie z amerykańskim producentem Fredem Roosem i reżyserką Marthą Coolidge i po prostu sobie z nimi porozmawiałem. Trochę pożartowaliśmy, a potem wyszedłem. Niedługo później okazało się, że chcą mnie w filmie. Bardzo pomogła w tym wszystkim Liliana Gałązka, która wykonała fantastyczną charakteryzację. Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie niezwykłe koleżeństwo gwiazd występujących w tym filmie i poważne traktowanie przez nich swojej pracy. Nie zwracali uwagi, czy kamera była skierowana na nich, czy na mnie, odgrywali swoje role bardzo profesjonalnie. Przyznam, że wspólna scena ze Stellanem Skarsgårdem, to jedna z największych przyjemności zawodowych, jakich doznałem. To była niezwykła przygoda, którą bardzo przyjemnie wspominam.

Czekamy też na film „Kamper”.

Moja rola w tym filmie nie jest zbyt duża, za to znacząca, bo moja postać zaburza związek głównych bohaterów i odciska wyraźne piętno na ich relacji. Nie umiem inaczej tego określić, ale w przypadku filmów „Drzewo i ja”, „Music, War and Love” oraz „Kamper” jestem dumy, że wziąłem w nich udział. Po obejrzeniu „Kampera”, byłem zaskoczony, tym co zrobił reżyser, jak zagrała Marta i Piotrek oraz pozostali członkowie obsady. To bardzo uniwersalna historia, która dotyczy nas wszystkich, bo każdy przechodził podobne sytuacje. Zarówno w przypadku „Drzewa i ja” oraz „Kampera”, zadziwiająca była sprawność ekipy, w większości młodych ludzi, ale na każdym poziome widać u nich zawodowstwo, które czasami szwankuje w tzw. „dorosłych filmach”.

Na koniec film „Wołyń”. Czy wszystkie zdjęcia już za tobą? Bo ciągle trwa akcja zbierania pieniędzy na dokończenie filmu.

Tak. Ja nie borę udziału w tych „dokrętkach”, o których mówisz. Wydaje się, że wszystko zakończy się szczęśliwie.

Znam osoby, które widziały już fragmenty filmu i mówią, że „Róża” to melodramat w porównaniu z „Wołyniem”. Możesz to potwierdzić lub zdementować te doniesienia?

Nie miałem okazji obejrzeć fragmentów filmu. Wojtek Smarzowski jest dosyć bezlitosny, ale myślę że to jest właściwe wobec materiału, który zrealizował. Jednak na podstawie scenariusza oraz mojej roli, wydaje mi się, że paradoksalnie będzie to film o miłości. O miłości w takich, a nie innych warunkach. To jest też film o tolerancji, nietolerancji, nienawiści, o tym, że jest nadzieja. Tak ja to widzę, chociaż wiem, że Wojtek nie przepada za tym, żeby dawać widzom nadzieję.

„Wołyń” to jest ta premiera, na którą najbardziej czekasz w tym roku?

Ja już nie czekam, takie rzeczy traktuję jako przeszłość. Ja czekam na coś, co ma się wydarzyć. Oczywiście obejrzę film z zaciekawieniem, ale ja już swoje zrobiłem.

Autor: Piotr Szygalski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)