Recenzje"Jak całkowicie zniknąć": Made in Berlin [RECENZJA]

"Jak całkowicie zniknąć": Made in Berlin [RECENZJA]

Slogan z plakatu *"Jak całkowicie zniknąć" głosi, że życie bez miłości to gówno. To mało wyrafinowane hasło wydaje się jednak niezwykle prawdziwe. Przemysław Wojcieszek w pozbawionym fabuły, a będącym impresją filmie, śledzi rodzącą się relację dwóch zafascynowanych sobą dziewczyn.*

"Jak całkowicie zniknąć": Made in Berlin [RECENZJA]
Źródło zdjęć: © East news

„Jak całkowicie zniknąć” to spolszczony tytuł piosenki grupy muzycznej Radiohead. W „How to disappear completely” narrator potrafi zniknąć kompletnie, znaleźć się w oazie spokoju. Podobnie czynią bohaterki filmu. Gerda poznaje Małą Rozbójniczkę w berlińskim metrze. Ich spojrzenia spotykają się, a ironiczny uśmiech podkreśla zainteresowanie. Podążają wspólną drogą: zmieniają wagony i stacje, aż wreszcie wychodzą na powierzchnię nie mogąc już przed sobą zniknąć. Przestraszona brunetka jest Polką, a szalona blondynka Niemką. Dziewczyny, jak przystało na film drogi, przemierzają wzdłuż i wszerz stolicę Niemiec. Poczynając od tańca, a kończąc na jeździe na rowerze bawią się czasem, jaki mogą ze sobą spędzić. W knajpach piją drinki, jedzą i bez ustanku imprezują. Sensualne doświadczenia są istotą ich relacji, pozwalają się poznać, a jednocześnie podkreślają niepokojący dystans. Symboliczny akt zaślubin sankcjonuje nietypowe zdarzenie. Film rozpoczyna się niemym spotkaniem w metrze, a kończy niemym zbliżeniem
bohaterek.

Wojcieszek znany z „Głośniej od bomb”, gdzie w niepoważnym tonie opisuje stan ducha młodych ludzi czy z rewolucyjnego w formie i wymowie „Made in Poland”, w którym znowu obserwuje buntowników, tym razem obiektyw kieruje na zatracone w wolności kobiety. W tych rolach dwie niezwykle uzdolnione aktorki, znana z „Sekretu” Agnieszka Podsiadlik i Pheline Roggan. Z kolei autorką muzyki do filmu jest Julia Marcell, a twórczynią zdjęć Weronika Bilska. Jeśli chodzi o proporcje, to przy tym filmie pracowało więcej kobiet niż w jakiejkolwiek innej produkcji w historii polskiego kina. I tym razem reżyser porzuca schematy i tworzy film praktycznie bez słów, z niepowiązanymi ze sobą scenami. W „Jak całkowicie zniknąć” cytuje fragmenty tytułowej piosenki w animowanych przerywnikach. Sam słusznie zauważa, że „film niczego nie opowiada. Jest zaledwie intencją wzięcia kamery do ręki”. Rezygnuje ze znanego choćby z poprzedniego filmu politycznego czy społecznego wydźwięku. Poprzez unikanie intelektualnej, zdroworozsądkowej
motywacji działań bohaterów zbliża się do francuskiej Nowej Fali. Aktorkom pozwala na improwizację, sam konstruuje całą opowieść na kształt transu, nie boi wprowadzić widza w odmienne stany świadomości. Koncepcji sprzyja migoczący światłami Berlin. Przestrzeń, określana przez reżysera jako skrajnie zdesakralizowana, właściwie pogańska, potrzebuje sacrum. Bohaterki gubią się w gąszczu dźwięków płynących z głośników, krzyków wesołych przechodniów i kolorowych świateł klubów.

Czy wykorzystane przez Wojcieszka zabiegi, stworzenie filmu bez jakiejkolwiek dramaturgii i fabuły są w stanie zainteresować widza? Wątpliwe. Reżyser zapomina o kluczowej kwestii – emocjach. Obecne w konstrukcyjnie tożsamych opowieściach: „Życiu Adeli” Abdellatifa Kechiche czy „Lecie miłości” Pawła Pawlikowskiego, kompletnie nie wybrzmiewają u Wojcieszka. A przecież uczucie poznanych przypadkowo osób niesie za sobą silne emocje, którym widz powinien się poddać. Gdy ich nie ma, wypalają się głośniki, światła gasną, a film znika.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)