Joanna Trzepiecińska zagrała w brytyjskim filmie, świat stał przed nią otworem. Ale coś poszło nie tak
Joanna Trzepiecińska był kiedyś rozchwytywaną aktorką filmową. Przylgnęła do niej etykietka "bogini seksu". Kiedy zagrała z brytyjskim gwiazdorem Garym Kempem, trafiła do wielkiej agencji aktorskiej i wydawało się, że Anglia stanie się dla niej przyczółkiem w walce o Hollywood. Ale nic z tego nie wyszło. Dziś aktorka rzadko pojawia się na ekranie i chyba prędko nie zobaczymy jej w kolejnym filmie. "Nie widzę takiej roli kobiecej dla kobiety w moim wieku" - wyznała gorzko.
U schyłku lat 80., świeżo po PWST, Joanna Trzepiecińska miała już na koncie kilka wymagających ról filmowych, także tę bardziej komediową i zarazem mocno rozbieraną w "Sztuce kochania". Dziennikarze obwołali ją "seksbombą", co dla aktorki jest irytujące.
- Często posługują się w swojej pracy kalkami i chwytliwymi porównaniami. Denerwuje mnie to, bo świadczy o braku wyobraźni i ciekawości drugiego człowieka. Ale wybaczam, bo i mnie zdarza się czasem tak patrzyć na aktorów. Kiedy spoglądam na Cezarego Pazurę, myślę: "To jest talent na miarę Wiesława Gołasa", a kiedy na Zbyszka Zamachowskiego: "Wspaniały jak Kobiela". Ja nie czułam się żadnym "symbolem seksu", bo każdy, kto mnie zna, wie że możemy raczej pogadać o książkach, choć w tym również o "Życiu seksualnym dzikich" Malinowskiego - powiedziała w "Gazecie Krakowskiej".
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" pochylamy się nad "Mocnym tematem" Netfliksa, załamujemy ręce nad szokującą decyzją Disney+, rzucamy okiem na "Nową konstelację" i jedziemy do Włoch z "Ripleyem". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: