Kalejdoskop wrażeń
Miguel Gomes nakręcił czarno-biały film o zakazanej miłości, użył do tego dwóch klasycznych rodzajów taśm filmowych (35 i 16mm), po czym został uhonorowany w Berlinie Nagrodą Alfreda Baurera za innowacje artystyczne. Gdzie tkwi haczyk? Nigdzie. Film jest zadziwiającym zlepkiem filmowych, kulturowych i technologicznych inspiracji, które zsyntezowały się tak doskonale, że stworzyły nową ekranową jakość. Gomesa nie sposób nawet porównywać do nagrodzonego Oscarem Michela Hazanaviciusa i jego „Artysty“ (2011) czy urzekającej hiszpańskiej „Królewny Śnieżki“ (2012) Pablo Bergera. W obu powyższych filmach pierwsze skrzypce grała podszyta humorem nostalgia za dawnym kinem. Gomes nie sprawia wrażenia kogoś, kto tęskni. Jest raczej kimś, kto w perfekcyjny sposób wykorzystuje tradycję, by pokazać, jak można ją przekuć w kanwę nowoczesnych przeżyć.
„Tabu“ dzieli się na dwa rozdziały i od takiego uporządkowania treści rzeczywiście warto zacząć. „Raj utracony“ rozgrywający się we współczesnej Lizbonie inicjuje „Raj“, w którym wracamy pamięcią do czasów kolonialnej Afryki. Pierwsza część filmu przypomina nieco typowy południowoamerykański art-house. Fabułą rządzą niedopowiedzenia, a w narrację wkrada się poczucie obcości i dziwności. Poetycka czerń i biel przywołuje wspomnienia ekranowych eksperymentów firmowanych prestiżem Wielkiej Awangardy. Tajemnicza historia rozgrywa się między trzema raczej milczącymi kobietami – samotną Pilar (Teresa Madruga) zmagającą się z kryzysem wieku średniego, starzejącą się i regularnie oddającą się halucynacjom Aurorą (Laura Soveral) i jej czarnoskórą opiekunką Santą (Isabel Muñoz Cardoso) – kobietą o pełnych kształtach i stoickim usposobieniu. Dramat nabiera barw, gdy okazuje się, że Aurora rzeczywiście jest u kresu życia, a jej ostatnim życzeniem jest spotkanie z mężczyzną nazwiskiem Ventura (Henrique Espírito Santo).
Od tego momentu wszyscy inni (dosłownie!) milkną, a historia zaczyna należeć do mężczyzny, który przed pięćdziesięciu laty wyjechał do Afryki (w roli młodego Ventury Carloto Cotta) i śmiertelnie, piekielnie, po uszy, ponad życie, ponad wszystko – zauroczył się w pięknej, zamężnej, hipnotycznie uwodzącej wzrokiem właścicielce kolonialnej farmy, Aurorze (fenomenalna rola Any Moreiry!). „Raj“ to wspomnienie ich miłosnych uniesień i moralnych wątpliwości, piękna historia okraszona zmysłowością i doprawiona wycyzelowaną dawką ironii. Gomes to reżyser, który doskonale potrafi wyważyć składniki filmowej opowieści i połączyć je z formalnymi zabawami. Z jednej strony portugalski reżyser oddaje im się z niemal dziecięcą radością, z drugiej nie ogranicza się do tworzenia nastroju.
Gomes buduje wielopłaszczyznową strukturę filmowych skojarzeń. Niemy charakter współczesnej opowieści pozwala mu ukryć między obrazami setki nawiązań i nie zostać oskarżonym o twórczą pretensjonalność. „Tabu“ to film, który można smakować warstwa po warstwie. Zjadać pełnymi łyżkami jak waniliowe lody polane czekoladowym sosem i posypane orzechami. „Tabu” jest jak deser, w którym gorycz wynikająca z losów bohaterów, słodycz płynąca z naszej nimi fascynacji i reżyserski intelekt, dzięki któremu postrzegamy obie te rzeczy – to organicznie zrośnięte elementy zmysłowego, filmowego ciała.