Kazimierz Kaczor: Lubię rozpieszczać swoje kobiety
Mówi o sobie, że jest domatorem, który jest w ciągłym biegu. Gra w filmach, serialach i teatrze. Polacy pokochali go za jego Jana Serce, Kurasia z "Polskich dróg" czy dźwigowego Kotka z serialu "Alternatywy 4".
13.05.2010 | aktual.: 01.12.2017 11:19
Nam Kazimierz Kaczor (69 l.) zdradził, jakim człowiekiem jest prywatnie. Opowiedział o swej wielkiej miłości – żeglarstwie, kobietach swego życia i najbliższych planach.
Planuje Pan już wakacje?
– Zastanawiam się gdzie w tym roku popłynąć. Myślę jaki akwen zwiedzić. Byłem już między innymi na Kubie, Florydzie, Wyspach Dziewiczych, Martynice i Grenadzie. Teraz po głowie chodzi mi Morze Śródziemne. Jestem zapalonym żeglarzem, mam stopień kapitana, ale teraz mamy początek maja, a przede mną jeszcze wiele pracy. Właśnie kończy się remont Teatru Powszechnego i już wkrótce wracamy ze spektaklami. Od przyszłego tygodnia znowu zaczynam kręcić serial „Złotopolscy”. Teraz muszę się na tym skupić. Jednak żaglówka i wyprawa w morze bardzo nęci. Woda to zdecydowanie mój żywioł.
Żona nie boi się o pana?
– Moja żona i dwie córki to zapalone żeglarki. Żeglarstwo to nasza rodzinna pasja, dlatego staramy się często razem wypływać.
* Widzowie najbardziej kojarzą Pana z serialem „Jan Serce”, nie przeszkadza to panu?*
– Nie. Nigdy się nie skarżyłem. Nie czuję, że poprzez tę rolę coś straciłem, czy w jakikolwiek sposób zostałem sklasyfikowany. Nagrałem się w życiu wiele, w tym również zimnych drani i łotrów, więc nie mam co narzekać. Poprzez „Jana Serce” dotarłem do szerszej publiczności, stałem się bardziej rozpoznawalny, co było bardzo miłe. To był dobry czas.
Jest jakaś rola o jakiej pan marzy?
– Ja tak naprawdę mam tylko jedno marzenie. Chciałbym każdą rolę jaka przede mną jeszcze stoi zagrać najlepiej jak potrafię. Na tym kończą się moje marzenia zawodowe.To tylko tyle i aż tyle. Zresztą kto wie, może właśnie ktoś pisze dla mnie świetną rolę, jakiś reżyser myśli bym u niego zagrał.
Przez kilka lat prowadził pan teleturniej „Va Banque”. Brakuje go panu?
– Przede wszystkim nie była to moja podstawowa praca. To było wówczas jedynie dodatkowe zajęcie, związane z prezesurą ZASP-u. Im więcej czasu poświęcałem ZASP-owi, tym bardziej żyłem z teleturnieju. Spotykam się z opiniami, że teleturniej powinien wrócić, co jest oczywiście bardzo miłe, ale jak wiemy, takie decyzje nie należą do mnie i ja na to wpływu nie mam.
* Co myśli pan o takich produkcjach jak „Taniec z gwiazdami". Wziąłby pan w nim udział?*
– Jeśli artyści dobrze się w tym czują i robią to dobrze, to niech występują. Ja się do tego nie nadaję. Mnie w „Tańcu z Gwiazdami” na pewno nie zobaczycie. Pańska współpraca z ZASP-em zakończyła się sprawą w sądzie.
Jak ocenia pan tę sytuację z perspektywy czasu?
– Muszę się przyznać, że czasami wracam do tego myślami, jednak jest to już w sumie historia. Niech o tym rozmyślają ci, którzy to spowodowali i postąpili jak postąpili. Nie mnie to oceniać. To już zamknięty rozdział.
Jakim człowiekiem jest Kazimierz Kaczor?
– Myślę, że wesołym i serdecznym, przynajmniej mam nadzieję, że tak jest, ale to pozostawić muszę ocenie mojej rodzinie i przyjaciołom. Na pewno bardzo pogodnym. Namiętnie czytam książki i jestem fanem gier komputerowych. Lubię gry strategiczne, takie które rozwijają i zmuszają szare komórki do wysiłku. Nie biegam z wirtualnym karabinem i nie zabijam.
Jest pan domatorem?
– Jestem domatorem w ciągłym biegu. Taka odpowiedź jest chyba najbardziej uczciwa.
Jak znosi to Pańska żona?
– Mam nadzieję, że wiele lat wspólnego życia już ją do tego przyzwyczaiły. Jestem szczęściarzem, bo moja żona jest niezwykle cierpliwą kobietą.
Co sprawiło, że właśnie ją wybrał pan na swą żonę?
– Od pierwszego spojrzenia bardzo mi się podobała, natomiast po chwili rozmowy, gdy powiedziała, że uwielbia żeglować wiedziałem już, że to jest to. Uznałem, że jeśli wytrzymamy ze sobą na przestrzeni dwóch metrów kwadratowych, bo tyle właśnie ma kabina jachtu, to wytrzymamy już wszystko.
Żona, dwie córki. W domu jest pan rodzynkiem.
– Ale one wszystkie mnie uwielbiają za to, że staram się być dla wszystkich moich kobiet bardzo opiekuńczy, zawsze o nich pamiętam i o wszystkich ich potrzebach również. Rozpieszczam moje kobiety. W domu wszyscy okazujemy sobie miłość i czułość. Moje dziewczyny zawsze mogą na mnie liczyć i mam nadzieję, że dam radę sprostać ich oczekiwaniom.
W domu została jeszcze nastoletnia córka. Jak się Pan czuje jako tata „zbuntowanej” nastolatki?
– Bez komentarza (śmiech).