Kochając Pabla, nienawidząc Escobara - portret kochającego ojca i bezwzględnego mordercy [RECENZJA]
W ostatnim czasie Pablo Escobar stał się ikoną popkultury m.in. za sprawą serialu "Narcos" Netfliksa. Film Fernanda Leóna de Aranoi ukazuje jednak jego losy z zupełnie innej perspektywy.
Dysonans dotyczący narkotykowego barona, który będzie towarzyszył nam przez cały seans, zawarty jest już w tytule dzieła. Biografia "króla kokainy" przedstawia postać zdehumanizowanego hedonisty uosabiającego dla niektórych postać latynoskiego Robin Hooda. Zaczynem do powstania "Kochając Pabla, nienawidząc Escobara" była biografia napisana przez jego kochankę oraz znaną kolumbijską dziennikarkę – Virginię Vallejo (Penélope Cruz). Narratorka oprowadza nas po życiu Escobara (Javier Bardem)
zdradzając szczegóły ich romansu, historii założonego przez niego kartelu Medellín, a także bliskich relacji łączących go z rodziną.
Istotnym wątkiem pozwalającym zrozumieć motywacje bohatera, a także motywy przewodnie filmu jest ówczesna sytuacja społeczno-polityczna w Kolumbii. Akcja rozpoczyna się na początku lat 80. Południowoamerykański kraj jest wówczas pogrążony w kryzysie gospodarczym i wojnie domowej. Panuje ogromne rozwarstwienie społeczne, które widoczne jest na przykładzie jednego z najbogatszych miast Kolumbii – Medellín, gdzie rozgrywa się akcja filmu.
Z jednej strony społeczeństwo składa się tam z polityków urządzających kosztowne kampanie wyborcze, z drugiej z biedoty mieszkającej w slumsach, których pejzaż tworzy ogromne wysypisko śmieci. Escobar dzięki swojemu kokainowemu biznesowi przemycił w tamtejsze rejony odrobinę nadziei na lepsze jutro.
Nie należy się więc dziwić, że portret jednego z najokrutniejszych gangsterów XX wieku wisi na wielu ścianach w domach postawionych za jego pieniądze. Pieniądze, którymi nie gardzili również politycy zapewniający mu azyl. Aranoa podkreśla hipokryzję decydentów państwowych, którzy w celu zrealizowania własnych planów przymykali oko na nielegalną działalność Escobara. Film jest więc nie tylko opisem jego losów, ale także ponurą archiwalną fotografią Kolumbii z tamtego okresu.
Poczucie wspomnianego we wstępie dysonansu wywołuje także zestawienie bestialskiej działalności Escobara z czułością przejawianą w relacjach rodzinnych. Zamiast bezwzględnego mordercy widzimy w nich troskliwego ojca zabierającego córkę na lody truskawkowe czy autorytet dający życiowe rady synowi. Chętnie przybilibyśmy z bohaterem piątkę i nie zmienia tego nawet brutalne rozpruwanie wrogów piłą maszynową. Tryskająca na wszystkie strony krew nie wzbudza w nas odrazy – wręcz przeciwnie – Aranoa estetyzuje przemoc, która zamiast przerażać, bawi lub wzbudza zachwyt. Ów paradoks w kulturze wizualnej jest dość powszechny, wystarczy w tym kontekście przywołać przykład podany przez Susan Sontag, zauważającej, że jedną z medialnych ikon ostatnich lat stał się wizerunek płonących wież World Trade Center. Ukazywanie ukrytego piękna w obrazach przemocy czy ludzkiej tragedii wywołuje wśród odbiorców poczucie pewnego nietaktu. Z drugiej jednak strony uatrakcyjnia filmowy obraz oraz czyni z niego dzieło sztuki wzbudzające często niezrozumiałą fascynację.
Takie wrażenie pozostawia po sobie także "Kochając Pabla, nienawidząc Escobara". Trudno tym samym jednoznacznie ocenić moralistyczny wydźwięk filmu, którego bohater wzbudza niepokojący błysk w oku tysięcy młodych ludzi. Pomijając jednak ideologiczne wpływy należy zaznaczyć, że dzieło Aranoi to kreska dobrego kina warta wciągnięcia przez wszystkich kinomanów.