Kolorowe jarmarki
„Śmieć“ Stephena Daldry’ego to kalka jego poprzedniego filmu „Strasznie głośno, niesamowicie blisko“ (2011). W obu przypadkach mały chłopiec, sierota, wyrusza w pełną przygód podróż, której celem jest odnalezienie skarbu. O ile jednak wcześniej Daldry potraktował tę kwestię nieco symbolicznie, o tyle dziś nie wie już, co to subtelność. Trzech chłopców z brazylijskich faweli rusza tropem klucza znalezionego w wyrzuconym na śmietnisko portfelu. Zanim jednak znajdą wyśnione miliony dolarów, wpadną w ramiona skorumpowanej policji i odsłonią sekrety lokalnych polityków.
Wielu twórców ceni sobie egzotykę filmowych lokacji, bo często pełni ona w filmie pierwszoplanową rolę. Zawsze przyciąga wzrok, niekiedy odciąga uwagę od rozmaitych słabości. W najnowszym filmie Stephena Daldry’ego brazylijskie pejzaże są tak barwne, że aż rażące; akcja tak dynamiczna, że nie ma chwili, by się zastanowić nad tym, co w istocie się dzieje. Refleksje na ten temat pojawiają się później i nie są najlepsze. Daldry urządził sobie bowiem operowy spektakl, w którym patrzy na Brazylię z kolonialnej perspektywy. Z jednej strony jest nią bez wątpienia oczarowany; z drugiej wpada w wir barwnej akcji, nad którą chce zapanować hołdując stereotypom i stosując kliszowe rozwiązania inscenizacyjne. Swoich bohaterów traktuje jakby byli marionetkami w teatrze cieni.
O pomstę do nieba woła zaangażowanie Rooney Mary (wolontariuszka na plebanii, Olivia) do roli rekwizytu, który pojawia się w jednej z początkowych scen, by móc użyć go w jednej z późniejszych. Mara wciela się w postać białej kobiety, by móc skorzystać ze swojego statusu i z koloru skóry uczynić kartę przetargową, kiedy trzeba się będzie targować o możliwość wejścia do więzienia i widzenia z jednym ze skazańców. Poza tym jest papierową postacią, która uczy dzieci angielskiego, by mogły później rozwikłać zagadkę szyfru zapisanego w Biblii. Znalezienie kluczyka w portfelu wyrzuconym na śmietnisko jest bowiem tylko inicjacją przygody, która poprowadzi Rafaela (Rickson Tevez), Gardo (Eduardo Luis) i Rato (Gabriel Weinstein) w labirynt politycznych zależności.
Przy tak zawiązanej akcji antagonistą dla dzieci może być tylko przedstawiciel skorumpowanego rządu – bezwzględny, niemoralny policjant, Frederico (Selton Mello). Za jego sprawą do fabuły zostaje wprowadzony ogrom przemocy. Kobiety i dzieci, jak podczas wojennej pożogi, nie są pod żadną ochroną. W jednej z brutalniejszych scen, na jakie ostatnio pozwoliło sobie mainstreamowe kino, mały Rafael, który nie chce oddać Frederico tajemniczego klucza, zostaje posadzony na tylnym siedzeniu samochodu, zakuty w kajdanki; na głowę ma założony worek. Widzimy wówczas, co się dzieje, gdy rozpędzony samochód nagle hamuje lub bierze gwałtowne zakręty. Co szczególnie nieprzyjemne, krew na twarzy chłopca nie wydaje się niczym mniej właściwym, niż oblepiający go na co dzień brud.
„Śmieć“ – choć to film z młodym bohaterem w roli głównej – nie jest historią dla dzieci. Stosowanie przemocy wobec chłopców traktowanych na równi z dorosłymi i wplątywanie ich w korupcyjną aferę polityczną sugeruje, że nie powinniśmy traktować ich przygód poważnie i czytać jeden do jednego, bo motorem napędowym filmu jest metafora (czasem skryta pod warstwą scenariuszowych mielizn i banalnych zwrotów akcji). Problem polega tylko na tym, że szukanie podtekstów prowadzi do odkrycia, że najnowsza fabuła Daldry’ego nie broni się jako dzieło sztuki filmowej. Pozostaje spektaklem, w którym pokutuje brak skromności i refleksji nie tylko nad światem, ale i nad kondycją człowieka.