Komik w ruinie. Abelard Giza: Ludzie pytają, czy nie trzeba mi pomóc
Komik, któremu nic się nie udaje. Rzuca same czerstwe dowcipy, jego życie prywatne to też pasmo nieszczęść. Tak zaczyna się nowy serial komediowy Abelarda Gizy. W rozmowie z WP artysta przyznaje, że internauci mylą serial z życiem i pytają go, czy wszystko z nim dobrze.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Łukasz Knap: Śmieszny serial pan zrobił.
Abelard Giza: Jeśli pana bawi, to ja się bardzo cieszę. Mnie też śmieszy.
Jak na dłoni widać, że inspirował się pan Louisem C.K. Odważna inspiracja.
Zawsze podobał mi się jego wiecznie zmęczony bohater wrzucony w żenujące sytuacje, które podkopują jego ego. Zachowuje się dziwnie, ma wiele słabości. To zresztą esencja stand-upu. Często opowiadamy w nim, co nam nie wyszło, co jest nie tak, co nas wstydzi. Bardzo lubię zabawę z tą konwencją.
Kabareciarze częściej nabijają się z kogoś niż z siebie?
Kabareciarz nie jest na scenie sobą. Ja na scenę wychodzę jako Abelard Giza, opowiadam co mnie wkurza, co mnie bawi i dotyka. W kabarecie człowiek może skomentować jakąś sytuację z życia, ale raczej nie robi tego w swoim imieniu. Kryje się za postacią. Wydaje mi się, że to jest ta różnica, z którą jest też związany inny kontakt z publicznością.
Nie boi się pan do nawiązania do Louisa C.K? Uwielbiam go jako komika, ale mam wątpliwość, czy po oskarżeniach o molestowanie zobaczę go jeszcze na ekranie.
Myślę, że się podniesie. Sytuacja życiowa, w której się znalazł, jest świetnym materiałem dla tak wybitnego komika. Jestem pewny, że kiedyś będzie umiał to twórczo wykorzystać.
On miał dziwną przypadłość. Zapraszał kobiety do swojego pokoju hotelowego, rozbierał się i zaczynał się przed nimi masturbować...
To oczywiście karygodne zachowanie. Ale wyraził skruchę. Będę czekał na jego powrót, wierzę, że przekuje swój upadek w zwycięstwo. Ma powód, żeby wrócić. Ma też wielki dystans do siebie.
Pierwszy odcinek serialu "Kryzys" zobaczysz pod tym linkiem.
Pana serial nazywa się “Kryzys”. Symptomatyczna nazwa.
Nie ma w niej nawiązania do bieżącej sytuacji politycznej (śmiech). Ale powiem panu, że jestem zaskoczony, jak ludzie reagują na mój serial. Piszą do mnie zatroskani internauci z pytaniem, czy wszystko u mnie dobrze, czy nie trzeba mi pomóc. Wielu nie widzi różnicy między rzeczywistością i filmem. Widać, że przeskakują z wideo na wideo, oglądają po łebkach.
Skąd pomysł, żeby kręcić serial i pokazywać go na YouTube?
Bo to jest platforma, która daje możliwość dotarcia do szerokiej publiczności. Wystarczy nagrać wideo i je opublikować. Nie mam żadnego szefa nad sobą, co bardzo sobie cenię. Cenię sobie niezależność, wszelkie niedociągnięcia produkcyjne biorę na siebie. Nie mam komfortu, który miał Louis C.K., bo on nagrywał swój serial dla stacji telewizyjnej i dostał od niej budżet, ale nikt nie ingerował w to, co robi. Do mnie jeszcze nikt nie zadzwonił w tej sprawie, ale jestem otwarty na każdą propozycję. Może jakiś większy gracz zainteresuje się naszą historią.
Da się na tym zarobić?
Przychody na YouTube są, ale nieporównywalnie mniejsze w stosunku do tego, ile sami włożyliśmy w tę produkcję własnych pieniędzy. To w pełnym tego słowa serial niezależny.
Co pana ostatnio rozbawiło?
Moje córki. Jedna właśnie macha do szafy myśląc, że szafa jej odpowie. A starszej ostatnio tłumaczyłem, że dom stoi na fundamentach, a one są wkopane w ziemię. Na co ona: "Jak ludzie, którzy nie żyją".
Abelard Giza - najlepsze teksty
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.