Poniosła konsekwencje grania w "Pętli" Vegi. Warnke bez ogródek: "żenująca agresja"
- Będzie sporo seksu, bo tematem są sekstaśmy, więc nie ma co spodziewać się subtelności ani łagodności - opowiada w rozmowie z WP Katarzyna Warnke. Nowy film Patryka Vegi inspirowany jest aferą podkarpacką. Szykuje się wysyp skandali?
22.06.2020 | aktual.: 22.06.2020 14:22
Artur Zaborski: Premiera "Pętli" szykuje się w atmosferze skandalu - z powodu zbyt odważnych scen erotycznych YouTube zablokował Wasz zwiastun. Rzeczywiście będzie ostro?
Katarzyna Warnke: Będzie bardzo ostro! Ale spokojnie - nikt z nas nie chce promować ani zła, ani pornografii. Tym razem będzie sporo seksu, bo tematem są sekstaśmy, więc nie ma co spodziewać się subtelności ani łagodności. Ostatecznie myślę, że każdy by chciał, żeby wokół jego filmu było dużo szumu, ale nie wszystkim podobają się sposoby promocji, które wybiera Vega. Trzeba jednak przyznać, że trafia do widzów i osiąga sukces.
W jakiej roli zobaczymy cię na ekranie?
W kinie o gangsterach musi pojawić się prokurator, ale że film robi Patryk Vega, to musi to być prokuratorka.
Kobiety są ważne dla niego?
Tak, bardzo. Patryk chce, żeby kobiety grały w jego filmach główne role i żeby te filmy oglądały. Kino gangsterskie nie jest męskie, ten mit popkultura obaliła już dawno – wystarczy spojrzeć choćby na filmy Quentina Tarantino. Vega jest z wykształcenia socjologiem - ma świadomość, że dziś widzowie to w większości kobiety. Jest dla niego oczywiste, że do tej części widowni musi się zwracać.
Jaką rolę twoja bohaterka odegrała w aferze podkarpackiej?
Kluczową. W dużej mierze to jej cierpliwości i uporowi zawdzięczamy ujawnienie procederu.
PRZECZYTAJ TEŻ: Istnieją sekstaśmy na polityków? Vega ujawnił nowy klip
Poznałaś ją?
Nie, ani nawet nie byłam zainteresowana jej osobą. Nie mam w zwyczaju tego robić. Za to mój mąż [aktor Piotr Stramowski - przyp. AZ] kocha takie wyzwania. Chce wejść w czyjąś skórę, upodobnić się do odgrywanej osoby radykalnie. Zresztą ma do tego prawdziwy talent - mistrzowsko naśladuje ludzi, ich sposób mówienia, wysławiania się. Akurat w "Pętli" dostał takie zadanie - wcielił się w boksera, który zamieszany był w aferę podkarpacką i stał się jej ofiarą. Pani prokurator, którą gram, żyje, ale ja nie miałam potrzeby spotkania z nią.
Dlaczego?
Wychodzę z założenia, że opierając się na wyobraźni mogę więcej. Myślę, że aby naprawdę kogoś poznać, nie wystarczy kilka spotkań. Potrzeba lat bliskości, pewnej intymności. O każdym z nas można by napisać książkę, a i tak nie powie się wszystkiego. Zostawiam to biografom. Swoją pracę opieram na scenariuszu, rozmowach z reżyserem i ostatecznie proponuję swoją wersję. To jest moja forma kreacji.
Patryk Vega ci na to pozwala?
Wręcz tego oczekuje. Oczywiście on ma swoją historię do opowiedzenia i to, co mu proponuję, musi się w tym mieścić. Zawsze staram się wzbogacić jego świat o swoją perspektywę. Przy okazji tworzenia tej postaci zaproponowałam subtelną, ale zdaje się istotną zmianę.
Jaką?
W scenariuszu wątek mojej postaci układa się w romans, a potem zemstę z powodu okrutnego zachowania kochanka. Dla Patryka istotne było to, że pani prokurator jest starsza od swojego partnera. Mówił, że być może ona czuje, że to jej ostatnia szansa na miłość. Uważam jednak, że dziś kobiety, szczególnie wykształcone i ambitne zawodowo, inaczej podchodzą do kwestii wieku. To już nie jest sprawa zasadnicza. Dlatego romans wydał mi się zbyt niską pobudką do zemsty
Ty się nie mścisz?
Nie leży to w mojej naturze. Kiedy ktoś mnie skrzywdzi, staram się przekuć to na dobre. Przyglądam się sobie, swojemu życiu i szukam słabych punktów. Buduję się na nowo. A kiedy następuje moment konfrontacji, zwykle jestem silniejsza, niż byłam, jestem już dalej. Przyjemnie jest poczuć, że już od tej osoby nic nie zależy, że jej działanie mnie nie pogrążyło, tylko zmotywowało do rozwoju. To moje słodkie chwile zwycięstwa. Moja bohaterka w "Pętli" jest zaślepiona romansem, ale budzi się ze snu dość gwałtownie. Ma moment załamania, ale zaraz potem zaczyna przytomnie myśleć i działać. I jako prokuratorka jest zobowiązana tego gościa rozliczyć. Staje po właściwej stronie i zmierza do ujawnienia afery.
Jak to się jej udało?
W filmie czas bardzo szybko płynie, ale taka osoba jak moja bohaterka, potrafi bardzo długo czekać. To nas akurat łączy. Obserwuje ludzi, słucha uważnie, ma dostęp do akt. Kiedy pojawia się człowiek, który chce zeznawać i staje się świadkiem, ona po nitce do kłębka dochodzi do wyjaśnienia zdarzeń. Gdyby facet, z którym się związała, nie był tak prymitywny, panował lepiej nad sobą, mógłby nią manipulować jeszcze długo i prawdopodobnie by ją zniszczył. Na szczęście jego zachowanie nie było zbyt wyrafinowane. I to ją uratowało.
"Pętla" jest dokumentalnym odbiciem afery podkarpackiej?
Patryk oparł swój scenariusz na tej historii, ale szczerze mówiąc, nie wiem, ile zawiera on prawdy, a ile fikcji. Kiedy dostaję scenariusz, nie zajmuję się badaniem, jak wyglądały rzeczywiste wydarzenia. Skupiam się na tym, co reżyser chce przekazać i jak umieścić w tym wszystkim najkorzystniej moją postać.
Vega zapowiada, że nikomu, kto był uwikłany w aferę, nie odpuścicie. Tak będzie?
Afera dotyczyła elit, ludzi na stanowiskach, u władzy. Takich osób, od których oczekuje się pewnych jakości, standardów zachowań. Choć wiemy, że kasa i władza deprawują, chcielibyśmy jednak, żeby coś tych ludzi powstrzymywało, utrzymywało względny porządek – o tym jest ten film. To kino gatunkowe, zło jest tu głównym tematem i treścią.
Film kończyliście już w czasie pandemii. Jak wyglądała praca na planie w trudnych warunkach?
Patryk rozmawiał z każdym z nas indywidualnie i pytał o stosunek do sytuacji i czy chcemy podjąć się pracy w takich warunkach. Podjęliśmy decyzję zanim wprowadzono kwarantannę, ale spodziewaliśmy się, że ona wejdzie. Teraz już wiemy, że nikomu nic się nie stało, co pokazuje, że ścisłe reguły bezpieczeństwa, których przestrzegaliśmy uważnie, przyniosły skutek. Był to trochę inny plan niż zwykle, musieliśmy stosować się do zaostrzonych zasad higieny, ale tempo pracy było podobne. Staraliśmy się być profesjonalni.
Spotkała was za to ostra krytyka ze strony kolegów.
Krytyka, jaka dotknęła nas ze strony części środowiska filmowego, była moim zdaniem bezzasadna i w swojej formie niestosowna. Nie zrobiliśmy niczego wbrew prawu. Nie postępowaliśmy nieodpowiedzialnie. W tym samym czasie działały też inne plany: filmu fabularnego i reklamowe. Każdy musiał podejmować decyzję za siebie.
Patryk został wywołany do tablicy przez ludzi, którzy zwykle go wykluczają, mówią o nim pogardliwie i nie traktują jako członka swojego środowiska. Absurdalnym było w tej sytuacji nawoływanie przez nich do jakiejś rzekomej solidarności. Potem nawoływania przerodziły się już w żenującą agresję. W moim odczuciu był to zwyczajny hejt. Nikt tu nikogo do niczego nie zmuszał. Patryk zresztą nie chciał, żeby ktoś, kto czuje się niekomfortowo, był na planie. Poza wszystkim do dziś nie wiemy, który model reakcji na pandemię jest lepszy - nasz czy choćby szwedzki. Wybieramy rozwiązania trochę na ślepo, sytuacja nie ma precedensu.
PRZECZYTAJ TEŻ: Patryk Vega kręci film w czasie pandemii. Zaproszono nas na plan